sobota, 14 grudnia 2013

Rozdział 44."Gabinet Umbridge."

Rozdział 44.
Zapukaliśmy do drzwi gabinetu opiekuna naszego domu, w wielkim zdziwieniu, bo spóźniliśmy się tylko o kilka minut.
- Proszę.- usłyszałam głos McGonagall.
- Dzień dobry, pani profesor, przepraszamy za spóźnienie, ale wyleciało nam z głowy.- powiedziałam z ślicznym uśmiechem.
Z kąta usłyszałam ciche chrząknięcie, a uśmiech zszedł mi z twarzy. W kącie siedziała pani dyrektor Dolores Umbridge. Na szyi miała wymyślny kołnierz z falbanek, a na twarzy ohydny kołtuński uśmiech.
- Nie szkodzi.- wyrwała mnie z zamyśleń McGonagall.- Usiądźcie.
Zajęłam miejsce obok brata i przyjrzeliśmy się naszej psorce. Ręce trzęsły się jej lekko, gdy zaczęła przerzucać broszurki i ulotki zaścielające biurko.  Starałam się nie słyszeć skrobania pióra Umbridge po przypiętym do podkładki pergaminie.
- No cóż Potter, chyba wiecie czemu ma służyć to spotkanie.- zaczęła.- Powiecie mi czy macie już jakieś konkretne plany co do przyszłej kariery zawodowej, a ja pomogę wam wybrać przedmioty, których powinieście uczyć się w klasie szóstej i siódmej. Myśleliście już, co chcecie robić po skończeniu szkoły ?
- Eeee.- bąknął Harry.
Skrobanie pióra za plecami mnie rozprasza.
- No więc? - zachęciła go profesor McGonagall.
- No więc... myślałem... że może będę aurorem - wymamrotał Harry.
- A ja... ja nad uzdrowicielem lub... aurorem.- powiedziałam.
- Więc auror. Do tego są potrzebne najwyższe oceny - powiedziała profesor McGonagall, wyciągając spod masy papierów mały, ciemny prospekt i otwierając go. - Wymagają minimum pięć owutemów, z których musicie mieć przynajmniej „powyżej oczekiwań”. Potem czeka was cała seria surowych testów charakteru i umiejętności w urzędzie aurorów. To trudna ścieżka kariery, Potter, przyjmują tylko najlepszych. Prawdę mówiąc, nie pamiętam, by kogoś przyjęli w ciągu ostatnich trzech lat. Chociaż ty, ty masz szansę i podejrzewam, że jeśli będziesz chciała podciągniesz brata w nauce.- powiedziała uśmiechając się do mnie miło.
- Podciągnę, podciągnę, a co do tego uzdrowiciela, uważam, że jestem jeszcze za młoda, aby wybierać dla siebie drogę na przyszłość, czy można połączyć jakoś te dwie wizje ?- zapytałam.
- Czyli można powiedzieć, że więcej przedmiotów, bo także związane z wizją medyczną.- powiedziała.
W tym momencie profesor Umbridge kaszlnęła lekko, jakby chciała sprawdzić, czy potrafi zrobić to najciszej jak się da. Profesor McGonagall zlekceważyła to.
- To czyli tak można ?- zapytałam.
- Oczywiście. Pewnie chcecie się dowiedzieć, jakie przedmioty musicie wybrać w przyszłym roku ? Może na początek dla waszej wspólnej wizji.
- Tak, na pewno będzie potrzebna obrona przed czarną magią, prawda ?- zapytał Harry.
- Oczywiście, radziłabym wam też...
Profesor Umbridge znowu kaszlnęła, tym razem nieco głośniej. Profesor McGonagall zamknęła na chwilę oczy, potem je otworzyła i ciągnęła dalej, jakby nic się nie wydarzyło.
- Radziłabym wam też wybrać transmutację, bo aurorzy często muszą jej używać. A muszę cię uprzedzić, Potter...- powiedziała, patrząc na Harrego.-... że w szóstej klasie nie przyjmuję uczniów na transmutację, jeśli za testy na poziomie sumów nie dostaną przynajmniej „powyżej oczekiwań”. Według mnie na razie zasługujesz na „zadowalający”, więc musiałbyś bardzo przyłożyć się do pracy, żeby mieć szansę kontynuowania transmutacji. Panna Potter, oczywiście, tak jak panna Granger, obie u mnie zasługują na ocenę "wybitny". Powinniście też wybrać zaklęcia, one zawsze są potrzebne, i eliksiry. Tak, Potter, eliksiry - dodała, uśmiechając się nieznacznie do mojego brata. - Eliksiry i antidota mają podstawowe znaczenie dla aurorów. I musicie wiedzieć, że profesor Snape absolutnie odmawia przyjmowania uczniów, którzy dostaną mniej niż „wybitny” podczas sumów, więc...
Profesor Umbridge kaszlnęła już bardzo głośno.
- Może dać ci cukierek od kaszlu, Dolores? - zapytała uprzejmie profesor McGonagall, nie patrząc na nią.
- Och, nie, dziękuję bardzo - odpowiedziała Umbridge i zaśmiała się z wdziękiem pensjonarki, czego tak nie znoszę. - Zastanawiam się tylko, czy mogłabym się na chwileczkę wtrącić, Minerwo...
- Chyba już to zrobiłaś - wycedziła profesor McGonagall przez mocno zaciśnięte zęby.
- Właśnie się zastanawiałam, czy państwo Potter mają odpowiedni temperament na aurora - zapiała, słodko profesor Umbridge.
- Naprawdę? - prychnęła wyniośle profesor McGonagall. - No więc, Potter - ciągnęła do mojego brata dalej, jakby jej nie przerwano - jeśli poważnie o tym myślisz, radziłabym ci przede wszystkim podciągnąć się z transmutacji i eliksirów. Maja, oczywiście nich utrzymuje swoje oceny w takim porządku jak teraz, to może jeszcze wyjdzie na najlepszego ucznia Hogwartu. Widzę Potter, że profesor Flitwick ocenia twoje osiągnięcia z ostatnich dwu lat między „zadowalającym” a „powyżej oczekiwań”, więc z zaklęciami dasz sobie chyba radę, a jeśli chodzi o obronę przed czarną magią, stopnie macie całkiem niezłe, zwłaszcza profesor Lupin uważał, że... CZY JESTEŚ NAPRAWDĘ PEWNA, DOLORES, ŻE NIE CHCESZ CUKIERKA OD KASZLU?
- Och, nie, nie trzeba, Minerwo - odpowiedziała przymilnie profesor Umbridge, której ostatnie kaszlnięcie było jak dotąd najgłośniejsze. - Ale pomyślałam sobie, że chyba nie masz przed sobą ostatnich stopni Harry’ego z obrony przed czarną magią. Jestem pewna, że przesłałam ci notkę z tymi stopniami...
- Myślisz o tym? - zapytała profesor McGonagall z niesmakiem, wyciągając arkusik różowego pergaminu z teczki z aktami Harry’ego. Zerknęła na niego, uniosła nieco brwi i bez słowa włożyła go z powrotem do teczki. - Tak, więc jak mówiłam, Potter, profesor Lupin uważał, że macie wybitne uzdolnienia w tym zakresie, co jest szczególnie ważne dla aurora...
- Zrozumiałaś moją notkę, Minerwo? - zapytała profesor Umbridge lepkim od słodyczy tonem, zapominając o kaszlu.
- Oczywiście - wycedziła profesor McGonagall przez zęby zaciśnięte tak mocno, że ledwo można było zrozumieć to słowo.
- Więc jestem trochę zdezorientowana... Obawiam się, że nie całkiem rozumiem, jak możesz dawać panu Potterowi fałszywą nadzieję, że...
- Fałszywą nadzieję? - powtórzyła profesor McGonagall, nadal na nią nie patrząc. - Otrzymał wysokie oceny ze wszystkich sprawdzianów z obrony przed czarną magią...
- Naprawdę bardzo mi przykro, Minerwo, ale kiedy przeczytasz uważnie moją notkę, to zrozumiesz, że Harry ma żałosne wyniki na moich lekcjach...
- Powinnam wyrazić się jaśniej - powiedziała profesor McGonagall, odwracając się, by spojrzeć Umbridge prosto w oczy. - Otrzymał wysokie oceny ze wszystkich sprawdzianów z obrony przed czarną magią przeprowadzonych przez kompetentnego nauczyciela.
Uśmiech zniknął z twarzy profesor Umbridge tak nagle, jak światło z przepalonej żarówki. Usiadła, przewróciła kartkę w notatniku i zaczęła pisać tak szybko, że jej wyłupiaste oczy ledwo nadążały za literami. Profesor McGonagall odwróciła się z powrotem do nas. Nozdrza jej drgały, a oczy płonęły.
- Czy macie jeszcze jakieś pytania ?- zapytała opanowana pani profesor.
- Tak, jakie jeszcze muszą być przedmioty ?- zapytałam, jakby wcześniejszej sceny między nauczycielkami nie było.
- No więc dla was obu przydałaby się astronomia, ale nie jest ona obowiązkowa, chociaż, kiedy się zgubicie w lesie przyda się wiedzieć, za czym iść, prawda ?
- No tak.- powiedzieliśmy równo.
- No to dla ciebie, jeszcze zielarstwo i może starożytne runy.- powiedziała, a mnie przeraziła wizja przyszłych dwóch lat nad starożytnymi runami.
- Ale to obowiązkowe ?
- Nie, nie Potter. A może ty Harry masz jakieś pytania ?
- Tak. Jakie testy charakteru i umiejętności przeprowadza ministerstwo, jak już się zaliczy odpowiednią liczbę owutemów?
- Trzeba wykazać odporność na presję z zewnątrz, a także wytrwałość i poświęcenie, bo szkolenie aurora trwa aż trzy lata, nie mówiąc już o bardzo dobrym opanowaniu praktycznej obrony. To oznacza, że po ukończeniu szkoły trzeba się jeszcze dużo uczyć, więc jeśli nie jesteś przygotowany na to, że...
- I chyba warto dodać - wtrąciła Umbridge chłodnym tonem - że ministerstwo sprawdza, czy kandydaci na aurorów nie figurują w kartotekach przestępców...
- ...jeśli nie jesteś przygotowany na to, że po Hogwarcie czekałoby cię jeszcze więcej egzaminów, to powinieneś raczej rozejrzeć się za innym...
- ...a to oznacza, że ten chłopiec ma taką samą szansę zostać aurorem, jak Dumbledore powrócić do tej szkoły.
- To znaczy, że ma dużą szansę - oznajmiła profesor McGonagall.- warknęła vice-dyrektor szkoły.
Nie rozumiem, dlaczego ta różowa ropucha, aż tak uwzięła się na mojego brata. Przecież jeśli już, to powinna się starać mi zniszczyć oceny, Harrego to chyba nie chce wypuścić z Hogwartu.
Profesor Umbridge wstała. Była tak niska, że właściwie nie zrobiło to żadnego wrażenia, ale jej zwykły fałszywy wdzięk podlotka ustąpił miejsca wściekłej furii, co sprawiło, że jej szeroka, sflaczała twarz nabrała dziwnie złowrogiego wyrazu.
- Potter nie ma najmniejszych szans na to, by kiedykolwiek zostać aurorem!
Profesor McGonagall też wstała, ale w jej przypadku zrobiło to o wiele większe wrażenie.
- Potter - powiedziała donośnym głosem - osobiście pomogę ci zostać aurorem, nawet jeśli będzie to ostatnia rzecz, jaką zrobię! Nawet jeśli będę musiała ćwiczyć z tobą nocami, zrobię wszystko, żebyś osiągnął wymagane rezultaty!
- Minister magii nigdy nie zatrudni Harry’ego Pottera! - krzyknęła Umbridge głosem nabrzmiałym furią.
- Kiedy Potter będzie gotowy do pracy, może już będziemy mieli nowego ministra magii! - krzyknęła profesor McGonagall.
- Aha! - wrzasnęła profesor Umbridge, celując tępym paluchem w profesor McGonagall. - Tak! Tak, tak, tak! Oczywiście! I tego właśnie pragniesz, tak, Minerwo McGonagall? Chcesz, żeby Korneliusza Knota zastąpił Albus Dumbledore! Myślisz, że zajmiesz moje miejsce, że zostaniesz starszym podsekretarzem ministra i przyszłą dyrektorką szkoły!
- Bredzisz - stwierdziła profesor McGonagall z najwyższą pogardą. - Potter, na tym koniec naszej konsultacji na temat waszej przyszłości.
Chwyciłam torbę i razem Harrym wyszliśmy z sali, zza drzwi słysząc jeszcze krzyki obu nauczycielek.
***
Profesor Umbridge wciąż dyszała, jakby przed chwilą ukończyła bieg na dwa kilometry, chociaż jest możliwość, że właśnie taki przed chwilą ukończyła, kiedy tego popołudnia wkroczyła do klasy obrony przed czarną magią.
- Mam nadzieję, że przemyśleliście to, co zamierzacie zrobić - szepnęła Hermiona, gdy otworzyliśmy książki na rozdziale trzydziestym czwartym („Rezygnacja z odwetu i negocjacje”). - Umbridge już teraz wygląda, jakby była w naprawdę złym humorze...
Co jakiś czas Umbridge rzucała groźne spojrzenia to Harry’ego,to na mnie, a ja zwiesiłam głowę, gapiąc się w podręcznik Teorii obrony magicznej i rozmyślając...
Mogłam sobie wyobrazić reakcję profesor McGonagall na wiadomość o przyłapaniu nas na myszkowaniu w gabinecie profesor Umbridge w parę godzin po tym, jak za osobiście poręczyła za mojego brata... Czy coś mogło nas powstrzymać i zmusić, by po prostu wrócić do wieży Gryffindoru z nadzieją, że kiedyś, może w następne wakacje spytam przynajmniej Syriusza o słowa kołysanki z moich snów... Nic, a poza tym już sama myśl o tym, że ta kołysanka nawiedza mnie już w każdych snach, to śpiewana przez moją matkę, babcię ojca czy nawet ojców chrzestnych... No i są jeszcze bliźniacy, którzy zaplanowali już akcję dywersyjną... a w torbie Harrego spoczywa scyzoryk od Syriusza, a w mojej  stara peleryna-niewidka ojca...
Ale jeśli nas złapią...
- Dumbledore poświęcił siebie, żebyście mogli zostać w szkole ! - szepnęła Hermiona, podnosząc książkę, żeby zasłonić twarz przed Umbridge. - A was dzisiaj wyrzucą, to na nic jego poświęcenie!
Spojrzałam na nią wzrokiem gorszym niż sam bazyliszek. Z taką chęcią bym jej teraz powiedziała, że mamy szanse zostać najlepszymi uczennicami szkoły, byle tylko by się zamknęła. Niestety w tej samej chwili rozległ się dzwonek ogłaszający koniec lekcji.
- Błagam, was nie róbcie tego.- jęknęła Hermiona, a ja spojrzałam na Harrego, my już podjęliśmy decyzję.
Milczeliśmy, nie wiedziałam, co zrobimy gdy... Ron najwyraźniej postanowił nie wyrażać swojego zdania i nie dawać nam żadnych rad. Nie patrzył na nas, ale gdy Hermiona otworzyła usta, by znowu coś powiedzieć, nie wytrzymał i mruknął:
- Daj im spokój, dobrze? Sami mogą zdecydować.
Szybko biło mi serce, gdy opuszczałam klasę. Byłam już w połowie korytarza, kiedy usłyszeliśmy z oddali niechybne odgłosy dywersji. Gdzieś z góry dochodziły wrzaski i jęki. Wychodzący z klasy uczniowie zatrzymali się i spojrzeli ze strachem na sufit...
Umbridge wytoczyła się z klasy, drobiąc swymi krótkimi nóżkami. Wyciągnęła różdżkę i pobiegła w przeciwnym kierunku. Teraz albo nigdy.
- Maja... błagam.
Ale ja upewniłam się tylko czy torba wisi mi na ramieniu i pobiegłam za bratem prosto do gabinetu nowego dyrektora. Schowaliśmy się za wielką zbroją, której hełm z przyłbicą obróciłam się w jego stronę, Harry otworzył torbę, wyciągnął magiczny scyzoryk Syriusza, a ja narzuciłam na nas pelerynę-niewidkę. Potem wyszliśmy ostrożnie zza zbroi i ruszyliśmy korytarzem do drzwi gabinetu Umbridge.
Harry wsunął ostrze scyzoryka w szczelinę między drzwiami i framugą i delikatnie poruszył nim w dół i w górę. Coś cicho kliknęło i drzwi się otworzyły. Wskoczyliśmy do środka, szybko zamknęłam za nami drzwi i rozejrzałam się.
Pokój był pusty. Nic się nie poruszało prócz obrzydliwych kotków na talerzach, które figlowały sobie w najlepsze nad skonfiskowanymi miotłami.
Zdjęłam pelerynę i skradając się na palcach, w ciągu kilku sekund znalazłam to, czego szukaliśmy: pudełeczko z błyszczącym proszkiem Fiuu.
Trzęsącą się dłonią chwyciłam garść zielonego proszku i przyklękłam przy wygasłym kominku. I jak ? Że niby tylko głowa ma się znaleźć w innym miejscu. Popatrzyłam na Harrego, mamy się oboje zmieścić, tak, mogę pożegnać się z połową twarzy. Sypnęliśmy proszek do kominka gdzie wystrzeliły zielone płomienie. Bliźniak mocno ścisnął moją dłoń.
- Grimmauld Place numer dwanaście !- krzyknął i wsadziliśmy głowy do kominka.
Czułam się tak jakby, głowa wychodziła mi z ramion i miała ochotę żyć sobie spokojnie dalej sama. Otworzyłam oczy i ujrzałam stół z kuchni w domu rodzinnym Blacka, przy którym siedzieł Lupin.
- Remus.- powiedziałam, a on wyjrzał znad Proroka i spojrzał na dwie głowy spoczywające w kominku. Nasze twarze.
- Maja, Harry ! Co wy ?
- Jest Syriusz ?- zapytał Harry.
- Szuka gdzieś Stworka na strychu, zaraz go zawołam.- powiedział wilkołak i wyszedł z pomieszczenia.
- Szybciej, nie mamy czasu.- mruknęłam, spoglądając na zegarek. Około dwudziestu minut, można policzyć 15 do tego jeszcze wejście do gabinetu Umbridge, zostaje 10 minut.
- Co wy tu robicie ?- usłyszałam Syriusza.
- Musimy porozmawiać.- powiedział Harry i popatrzył na mnie.
- Zacznij.
- Ja chce wiedzieć, czy nasz ojciec zawsze taki był ?- odezwał się niepewnie, a ja podobnie jak chrzestni rozdziawiłam buzię.- Taki laluś ?
- Jaki laluś ?
- Chodzi ci o ta oklumencję ?
- No tak, no bo przestań Maja, on poprawiał sobie cały czas włosy, tą grzyweczkę.- powiedział Harry z obrzydzeniem, a Remus i Syriusz zaczęli się śmiać.
- Już zapomniałem, że cały czas tak robił.- powiedział Syriusz.
- Albo to, on zaczął się nabijać ze Snape'a, a najgorsze jest to, że on po prostu siedział sobie pod drzewem.- powiedziałam.
- Oni nigdy nie mieli dobrych kontaktów, Smarkerus, częściej rozmawiał z waszą matką, a James, waszemu tacie podobała się "Evans". I tak...
- Ale to nie jest powód !
- On miał tylko 15 lat.
- Teraz też po tyle mamy.- wycedziłam.- I mamie to się spodobało ?- zapytałam, a oni parsknęli.
- Tak właśnie, po tylu latach pytania, ona dopiero na siódmym roku się z nim spotkała. A czy macie jeszcze jakieś pytania ?
- Tak. Czy wiecie coś o kołysance na dzień śmierci ?- zapytałam.
Gdy udając, że śpisz
W głowie tropisz bajki z gazet
Kiedy nie chcesz już śnić
Cudzych marzeń
Bosa do mnie przyjdź
I od progu bezwstydnie powiedz mi
Czego chcesz
Słuchaj jak dwa serca biją.
Na ostatku sił.
Bo za tą śmierć winna jesteś ty.
Powtórzyłam słowa kołysanki i spojrzałam na bladych jak ściana Huncwotów.
- W sumie kiedyś, się wygłupialiśmy i śpiewaliśmy wam do snu tą kołysankę.- powiedział Black.
- Ale tylko nikłe fragmenty, podobno wasza babcia śpiewała to waszemu ojcu jak był dzieckiem.
- Och, zaśpiewała mi to wiele razy.
- Głównie z wizją pomszczenia swojego syna.- odezwał się Harry.
- Co ?
Usłyszeliśmy lekkie pyknięcie. Spojrzeliśmy sobie w oczy.
- Musimy iść, porozmawiamy o tym kiedy indziej. Do zobaczenia.- powiedziałam i wyszłam z kominka.
Razem z Harrym szybko zarzuciliśmy na siebie pelerynę i chwyciliśmy torby. Stanęliśmy w kącie. Do gabinetu wszedł Filch. Był z czegoś niezmiernie zadowolony i mówił sam do siebie, krocząc przez pokój. Otworzył szufladę w biurku profesor Umbridge i zaczął grzebać w leżących w niej papierach.
- Zezwolenie na chłostę... Zezwolenie na chłostę... Nareszcie... Proszą się o to od lat...
Wyciągnął kawałek pergaminu, ucałował go i natychmiast podreptał do drzwi, przyciskając pergamin do piersi. Razem z Harrym wybiegliśmy z pomieszczenia i biegiem ruszyliśmy za woźnym.
Dopiero piętro niżej doszliśmy do wniosku, że możemy zdjąć pelerynę. Upewniłam się, że porządnie schowałam ją do torby i rzuciłam się biegiem. Z dołu było słychać krzyki. Zbiegliśmy po marmurowych schodach i stwierdziłam, że w sali wejściowej znajduję się cała szkoła.
Weszłam razem z Harrym do sali i zorientowałam się, że panuje w niej taki sam zamęt, jak w ów wieczór kiedy Umbridge wyrzuciła z pracy Trelawney. Stanęłam na górze schodów wraz z moim bliźniakiem i popatrzyłam, że uczniowie poprzyciskani są do ścian, są też nauczyciele i duchy. A w górze balansował zadowolony Irytek, który wlepiał gały w główny cel. Bliźniaków, stojących na środku z miną właśnie osaczonych. Zakryłam sobie rozdartą buzię rękoma i patrzyłam na ciąg dalszy.
- No i ?- zobaczyłam przed siebie, gdzie stała landrynkowata stara ropucha. -Pewnie uważacie za zabawne zamienienie szkolnego korytarza w bagno, co?
- Bardzo zabawne - odrzekł Fred, patrząc na nią bez śladu lęku.
Filch przepchnął się bliżej do Umbridge. Był bliski płaczu ze szczęścia.
- Mam formularz, pani dyrektor - powiedział ochrypłym głosem, wymachując kawałkiem pergaminu, który wziął z jej biurka. - Mam formularz, a bicze już czekają... Och, niech mi pani dyrektor pozwoli zrobić to teraz...
- Dobrze, Argusie. Wy dwaj - tu spojrzała znowu na Freda i George’a - zaraz się dowiecie, co w mojej szkole robi się ze złoczyńcami.- powiedziała i w tej samej chwili spojrzenie moje i Georga się spotkały. Oczy zaczynały zapełniać mi się łzami.
- Taak? - powiedział Fred. - Chyba się nie dowiemy. - Odwrócił się do brata. - George, myślę, że wyrośliśmy już ze szkoły.
- Wiesz, to samo sobie pomyślałem - przyznał ochoczo George, patrząc cały czas na mnie.
- Czas, by wypróbować nasze talenty w prawdziwym świecie, co?
- Masz świętą rację - zgodził się George.
I zanim Umbridge zdążyła powiedzieć słowo, unieśli różdżki i zawołali razem:
- Accio miotły!
Z oddali usłyszałam huk. Spojrzałam w lewo i uchyliłam się w ostatniej chwili, bo miotły Freda i George’a - jedna wciąż wlokąc za sobą gruby łańcuch z żelaznym kółkiem na końcu - już mknęły ku swoim właścicielom. Śmignęły nad schodami i z łoskotem łańcucha zahamowały ostro przed bliźniakami.
- Już się nie zobaczymy! - pożegnał Umbridge Fred, przekładając nogę przez miotłę.
- Masz to jak w banku! I nie musisz do nas pisać! - dodał George, dosiadając swojej miotły.
Fred spojrzał na milczący, obserwujący to wszystko w napięciu tłum uczniów i nauczycieli.
- Jeśli ktoś chciałby nabyć Kieszonkowe Bagno, którego demonstracja odbyła się na górze, zapraszamy na ulicę Pokątną numer dziewięćdziesiąt trzy! Magiczne Dowcipy Weasleyów! Nasz nowy lokal!
- Specjalne zniżki dla tych uczniów Hogwartu, którzy przysięgną, że użyją naszych produktów w celu pozbycia się tego starego nietoperza - dodał George, wskazując na profesor Umbridge.
- ZATRZYMAĆ ICH! - wrzasnęła Umbridge.
Ale było za późno. Kiedy Brygada Inkwizycyjna ruszyła do ataku, Fred i George odbili się mocno od posadzki i wystrzelili na piętnaście stóp w powietrze. Żelazne kółko zakołysało się niebezpiecznie nad głowami. Fred spojrzał na poltergeista, balansującego nad tłumem.
- Irytku, zrób jej piekło w naszym imieniu.- krzyknęli oboje, a po moich policzkach zaczynały spływać gorzkie łzy.
Irytek, który chyba jeszcze nigdy nie usłuchał polecenia żadnego ucznia, zerwał z głowy swój kapelusz z dzwonkami i wyprężył się w salucie, podczas gdy Fred i George zatoczyli koło i wśród oklasków i wiwatów wylecieli przez otwarte drzwi wejściowe w bajecznie kolorowy zachód słońca.
Poczułam jak Harry obejmuje mnie ramieniem, a ja wtuliłam się mocno w jego szatę i zaczęłam szlochać.
___________________________________________________
Okej! I tak oto po kolejnej długiej nieobecności dodaje rozdział, mam nadzieję, że mi wybaczycie, ale co chwile mamy zawalone tygodnie i nie dawałabym rady pisać tak szybko rozdziałów. Mało was ;c Ale mam nadzieję, że już nie długo będzie tak jak było :D
KOMENTUJCIE, TO NIE GRYZIE <3 ^^
Pozdrawiam
~Hermionija.