sobota, 30 marca 2013

"Bo miłość nigdy nie umiera."

Dla ciebie ukradnę wszystkie gwiazdy z nieba. 
Spojrzałam w okno. Słońce dopiero co zaczyna wschodzić. Dzisiaj wielki dzień, bo to właśnie dzisiaj Czara Ognia wylosuje trzech uczestników Turnieju Trójmagicznego. 
Wygramoliłam się spod kołdry i spojrzałam na zegar. Jest piąta. Nie wiem co się ze mną dzieje. Może to przez stres ? Naukę ? Obowiązki ? Rozejrzałam się po dormitorium, wszystkie moje wspólokatorki jeszcze śpią. Te to mają szczęście. 
Może dzisiaj sobie pobiegam przed lekcjami ? Na lepsze myślenie, orzeźwienie ? Wyciągnęłam z szafy szare spodnie od dresu, do kompletu bluzę, czarny top i czarne, zniszczone trampki.
Włosy związałam w wysokiego kucyka, a nie jest to takie łatwe, bo moje włosy są ciemne, grube i strasznie się kręcą. Dziadkowie mówią, że to nie po mamie. A ojca nigdy nie znali, więc nic o nim nie wiem. Zresztą tak samo nic nie wiem o matce. Christina i Davied wolą o nich nie mówić, to wywołuje same smutki, a ja już i tak jestem im wdzięczna za to, że się mną zajęli. 
Zeszłam do Pokoju Wspólnego Gryffindoru, a przez dziyrę w portrecie właśnie przechodzili bliźniacy. Twarze mieli lekko zaczerwienione i pozacinane. 
- Rozumiem, że pani Pomfrey dała wam niezły wycisk.- zaśmiałam się. 
- Nic nie mów.- jęknął George. 
- Jeszcze na dodatek mamy szlaban u Snape'a.- wymamrotał Fred. 
- Dlaczego akurat u niego ?- zdziwiłam się. 
- Bo użyliśmy, źle sporządzony eliksir.- powiedział starszy bliźniak demonstrując głupie miny. 
- Współczuję wam chłopaki. 
- My sobie też, a teraz przepraszamy idziemy się chociaż zdrzemnąć. 
I poszli, a ja wybiegłam na błonia. Oni zawsze coś wykombinują, a Maja i Hermiona ich wczoraj ostrzegały, że to się tak skończy. No ale kto by posłuchał ? Na szczęście lub nieszczęście, skończyło się to tylko na bujnych, siwych brodach u naszych uroczych i zabawnych Weasleyów. 
Biegłam tak przez brzeg jeziora. Tutaj najlepiej się myśli, rozmawia. Można po prostu się odprężyć, a bryza krystalicznie czystej wody i sosny, świerku czy daglezji dają wiele do myślenia. 
Byłam już dość daleko od zamku, przysiadłam na wielkiej skale i wgapiłam się w swoje odbicie. Niecałe sto metrów znajduje się ode mnie statek Durmstangu. 
Dobiegły mnie czyjeś piski i zduszone okrzyki. Zerwałam się i zaczęłam biec w stronę zamku. Po chwili jednak spojrzałam w stronę miejsca zamieszkania naszych gości. No tak uczennice Hogwartu nie mogą się doczekać, aż bułgarski gracz w quidditcha raczy się obudzić. 
Boże ! Czy one muszą być, aż tak natarczywe ? Co one widzą w tym... no kretynie. Głupie fanki Kruma. 
Spojrzałam ana zegarek i wytrzeszczyłam oczy. 6.30 ! Nie, nie, nie ! Bardzo źle. Zaczęłam biec ile sił w nogach po brzegu jeziora nieraz trafiając do wody. Przecież mi to zajmie pół godziny ! Od chłodnego wiatru, oczy zaczęły mi powoli łzawić. Mrugałam parę razy, ale nic nie pomagało,  bo się z kimś zderzyłam. 
Odepchnęło mnie do tyłu, ale moja góra lodowa szybko mnie chwyciła za rękę i pozwoliła porządnie stanąć. Spojrzałam w piwne oczy i dopiero teraz dotarło do mnie co się tak naprawdę stało. 
- Przepraszam.- wymamrotałam.
- Nic nie szkodzi ymmm... Marta ?- zapytał speszony. 
- Tak, ale skąd... 
- Maja... 
- No tak. Przepraszam, ale właśnie wracam do zamku. 
- W sumie to ja też, może pobiegniemy razem ? 
- Czemu nie ?- odpowiedziałam pytaniem na pytanie. 
Łamiemy wszystkie zasady, ale i tak pójdę do piekła. 
Chłopak się uśmiechnął i rzucił sprintem w stronę zamku. Przewróciłam oczami i równie szybkim tempem pobiegłam, aby go dogonić. Wyrównałam kroku z nim i spojrzałam na jego zdumiony wyraz twarzy. Uśmiechnęłam się uroczo i jeszcze bardziej przyśpieszyłam. 
- PIERWSZA !- krzyknęłam wbiegając na dziedziniec. 
- Daa-łee-em ci wy-yy-gr-aać.- wysapał.
- Oczywiście Cedric'u, oczywiście. 
Uśmiechnęłam się pod nosem i ruszyłam w stronę portretu Grubej Damy. 
***
To nie jest sen, rzeczy naprawdę dzieją się. 
- No dalej dziewczyno ile można ?- warknęła Maja w stronę drzwi od łazienki. 
- Co ona tam, tak długo siedzi ?- zapytałam łapiąc za podręcznik od transmutacji. 
- Jakbym ja to wiedziała.- prychnęła bliźniaczka.- A ty zostaw tą książkę, zaraz jest losowanie ! - krzyknęła. Nigdy sobie nic z tego nie robiłam, ale widząc dzisiaj w jej oczach prawdziwą żądzę mordu, odłożyłam książkę pod łóżko. 
- Ale robię to tylko dla ciebie.- uśmiechnęłam się. 
Do dormitorium niczym perszing wpadła rozczochrana Hermiona i przez chwilę łapała oddech, aby po chwili...
- Dalej ! Czara zaraz zaczyna ! 
- Ginny wyłaź, albo sama otworze te drzwi.- wrzasnęła Potterowa. 
Szczęk zamka, a za drzwiami pojawiła się rudowłosa Gryfonka. Wybiegłyśmy z dormitorium i  popędziłyśmy do Wielkiej Sali. Usiadłam obok Harrego i Miony, Maja pomiędzy bliźniakami, a Ginevra obok bliznowatego i Freda. 
Na salę weszli nauczyciele targając Czarę Ognia za sobą. Barty Crouch stał w rogu sali i przyglądał się uważnie. Moody łypał co jakiś czas to na nas, to na dyrektora, a to na Crouch'a. Madam Maxime, McGonagall, Snape, Hagrid, Flitwick, Sprout i Karkarow usiedli przy stole nauczycielskim. A Dumbledore zsuną pelerynę z Czary. Wyciągnął ku niej dłoń, a płomień z niebieskiego, zmienił kolor na ognistoczerwony i wystrzał, kawałek pergaminu poszybował w górę. Po chwili delikatnie wylądował na dłoni Albusa, który ją rozwinął. 
- Uczestniczką Turnieju Trójmagicznego zostaje Fleur Delacour !- ryknął, a po sali rozniosły się wiwaty, okalaski, gwizdy innymi słowy salwa radości. 
Dumbledore znów skierował dłoń w stronę Czary, znowu zmiana koloru płomieni, wystrzał i kawałek pergaminu lądujący na wyciągniętej dłoni dyrektora. 
- Reprezentantem Durmstrangu zostaje Wiktor Krum ! 
Ponownie słychać salwę radości. Okrzyki, gwizdy, oklaski, podniecone szepty niektórych dziewczyn. Przewróciłam oczami i ponownie spojrzałam  na dyrektora, który wyciągnął dłoń ku Czarze. Teraz moment, który każdy z nas wyczekuje. Płomień zmienił barwę z błękitnego na szkarłatny, słychać wystrzał. Kawałek pergaminu lądujący na dłoni Albusa i ... 
- Reprezentantem Hogwartu zostaje Cedric Diggory ! 
Okrzyki, śmiechy, gwizdy i te podobne zagłuszają mi moje własne myśli. Poczułam jak nogi się pode mną uginają. Obraz staje się rozmazany, a w głowie zaczyna wirować. Szybko dosięgam szklanki wody i upijam kilka dużych łyków. Puchon z promiennym uśmiechem kieruje się na scene i znika. 
Hałas zniknął, a wszyscy znowu skierowali spojrzenia na Czarę. 
- Co się tam dzieje ?- wymamrotał któryś z bliźniaków. 
Zmiana koloru, wystrzał i rozwinięty pergamin na dłoni dyrektora. 
- Harry Potter.- wyczytał nie dowierzając.- Harry Potter !- ryknął. 
Chłopak się rozejrzał przerażony po Sali, a Maja nie mogła w to wszystko uwierzyć. Nikt nie może. Jakim cudem ?! 
- Harry musisz iść.- powiedziałam do niego, a on przytaknął, przełknął głośno ślinę i ruszył tą samą drogą co przed chwilą Diggory. 
***
Upić się szczęściem, by nie płakać więcej. Iść za rozumem, a nie za sercem. 
Otworzyłam oczy. No tak dzisiaj pierwsze zadanie Turnieju. Podniosłam głowę z miękkiej poduszki. Bliźniaczka siedziała na łóżku, obejmując ramionami kolana, a po jej policzkach spływały łzy. Wstałam i uśmiechnęłam się do niej. 
Wzięłam z szafy dżinsowe rurki, biały top, gruby, rozpinany zielony sweter i malinowe trampki. Rzuciłam rzeczy pod nogi przyjaciółce, a ta na mnie spojrzała z opuchniętymi oczami. 
- Przecież wiesz, że da sobie radę.- wyszeptałam. 
- A co jeśli nie ? Pierwsze zadanie to smoki ! On nie zna tylu zaklęć ! 
- Ej ! Ty i twój brat jak niemowlaki daliście radę Sama-Wiesz-Komu, to nie gadaj, że byle smok da mu w kość. 
- Ale... 
- Nie gadaj już tyle, tylko idź do łazienki. 
Dziewczyna posłusznie poszła do łazienki. Usiadłam na łóżku i zakryłam twarz dłońmi. Martwię się o Harrego, ale sama nie rozumiem dlaczego bardziej obawiam się, że coś się stanie Cedric'owi. Samo moje zachowanie, podczas kiedy Czara go wylosowała, było dziwne. Nie rozumiem dlaczego, chciałam się rzucić przed niego, zatrzymać, powiedzieć, że tam mu grozi utratą życia. 
Pokręciłam z niedowierzaniem głową i chwyciłam z szafy błękitną, grubą bluzę, szare rurki i niebieskie trampki. Szybko pobiegłam do łazienki wspólnej, całe szczęście, że jest pusta. 
Zablokowałam drzwi i wzięłam gorący prysznic. Ubrałam się, czarne jak węgiel, włosy ułożyłam w loki, a na twarz nałożyłam lekką warstwę pudru. Uśmiechnęłam się do swojego odbicia i zbiegłam do naszego dormitorium. 
- Chodź ruda !- krzyknęłam do Mai. 
- Nie pomyliło ci się coś ? 
- Nie ! Od dzisiaj jesteś ruda, a teraz idziemy na śniadanie. 
Chwyciłam ją pod ramię i zaprowadziłam do jadalni. Przy stole Gryfonów siedzieli już Ron, bliźniacy i Harry. Przyjaciółka podbiegła do swojego brata i rzuciła mu się na szyję. Wolnym krokiem ruszyłam w stronę Weasleyów, ale przy tym cały czas uważnie lustrując stół Puchonów. Siedział przy nim, cały blady, z nieprzytomnym spojrzeniem, a ręce lekko mu drżały. Westchnęłam głośno i usiadłam obok Rona. Uśmiechnął się do mnie, na co ja mu odpowiedziałam tym samym. 
- Pamiętaj, trzymaj się rad Moody'ego i uważaj na siebie.- dosłyszałam słowa błękitnookiej. 
- Pamiętam i nie przejmuj się już tak.- powiedział Harry i otulił siostrę ramieniem. 
Po półtorej godzinie wszyscy szliśmy już w stronę areny. Razem z dziewczynami, bliźniakami i Ronem usiedliśmy w trzecim rzędzie, aby widzieć wszystko jak najlepiej. 
Był już Krum, Fleur i teraz... Cedric. Wstrzymałam oddech i przyglądałam się jak chłopak staje w kamiennej grocie, a w ręce trzyma różdżkę. Smok od razu się na niego rzuca z rozdziawioną paszczą. 
Cedrc zaczął uciekać. 
-Impedimenta !- krzyknął, a płomień zamiast pojawić się w ciągu pięciu minut, wyłonił się dopiero po minucie.- Obscuro ! 
Teraz oczy smoka zaczęły przeplatać czarne wstążki. 
-Conjunctivitis!  
I już ! Zdobył złote jajo ! Udało mu się ! Zaczęłam skakać jak głupia i uwiesiłam się Ginny na szyję. 
***
W udawaniu, że się nie widzimy,  jesteśmy mistrzami. 
Do Balu Bożonarodzeniowego zostało raptem pięć dni. Zeszłam z podręcznikiem od zaklęć do salonu Gryfonów i usiadłam wygodnie w fotelu. Nie mam partnera na bal, a może to i lepiej ? Posiedzę sobie w dormitorium i poczytam. Usłyszałam chrząknięcie. Odwróciłam się i zobaczyłam Rona. Stał zaróżowiony, z oczami wlepionymi w podłogę. 
- Hej Ron. Co słychać ?- zapytałam. 
- No bo ten... No bal... słyszałem... że nie masz... z ten no...- zaczął się jąkać, wziął głęboki wdech i spojrzał mi w oczy.- Och no. Chciałem się spytać czy nie masz ochoty pójść ze mną na bal ? 
No i diabli wzięli moje wieczorne czytanie. Zamurowało mnie. 
- Jasne, ale po przyjacielsku, prawda ? 
- No pewnie, że tak i dzięki. 
***
Najgorsza z życiowych ról- mieć na ustach uśmiech, a w sercu ból... 
W pięknej czerwonej, do kostek sukni stałam przed lustrem i przyglądałam się w lustrze. Włosy związane w ciasnego koka, z którego wypada parę kręconych kosmyków. Twarz lekko wymalowana. 
Usłyszałam szczęk zamka, a z łazienki w błękitnej, do kolan, bez ramiączek, falbankowej sukience wyszła Maja, zakładając na lewą stopę srebrnego pantofelka. 
- Czemu musi być już tak późno ?- warknęła i machnęła różdżką na swoje włosy, które ułożyły się w lśniące i lekko opadające loki. 
- Pieprzysz, chodź bo się spóźnimy. 
Ruszyłyśmy korytarzami Hogwartu i śmiałyśmy się w najlepsze. Przy schodach stali Ginny i Harry, którzy razem się wybrali na bal. George z szelmowskim uśmiechem, patrząc na Maję i Ron, który się do mnie uśmiechnął. 
Złapał moją dłoń. 
- Wyglądasz, naprawdę ślicznie.- zaśmiał się. 
- Dziękuję. 
- Przepraszam, ale sądziłem, że tak właśnie należy powiedzieć.- zawstydził się. 
- A mi się to bardzo podobało.
Weszliśmy do pięknie przystrojonej Wielkiej Sali i stanęliśmy obok Angeliny i Freda. Muzyka zaczęła grać, a Maja zaczęłam obijać biodrem o moje. Uśmiechnęłam się i zaczęłam wyczekiwać. 
Weszli. Na początku Fleur z jakimś starszym Krukonem, Wiktor z... z Hermioną ?! 
- Ron uszczypnij mnie, ale czy to nie jest nasza Miona ?- zapytałam. 
- Nie... to niemożliwe.- burknął. 
- A jednak... 
Teraz wszedł z Cedric trzymając pod ramię Cho. Poczułam jakieś ukłucie, tak gdzieś głęboko. Opanuj się dziewczyno. On nigdy by na ciebie nie spojrzał jak na kogoś ważniejszego niż przyjaciółka, jego przyjaciółki. Boże, to nawet brzmi beznadziejnie. 
***
Jestem dla ciebie, nie ma cię dla mnie. 
- Marta !- usłyszałam znany sobie głos. 
Znowu siedziałam w szarym dresie, na wielkim kamieniu, przy jeziorze, niedaleko statku Durmstrangu. Odwróciłam się i spojrzałam na dwie wysokie sylwetki idące w moją stronę. Jedną rozpoznałam po burzy płomiennorudych włosów, a drugą po żółto-czarnym dresie z wielką trójką na piersi. George i Cedric. 
- Czego Weasley ?- warknęłam. 
- Nie wiesz, gdzie jest Maja ?- zapytali oboje. 
- Nie, nie było jej w dormitorium. 
- Tyle to sam wiem.- mruknął. 
- Daj spokój, może pomaga Harremu ? 
- On też nie wie, gdzie jest. 
- Przecież się znajdzie. Rany George, to że jesteście razem, nie znaczy, że jesteście swoimi niańkami.- westchnęłam i pobiegłam do zamku. 
Warto w życiu robić coś co trwa dłużej niż samo życie. Warto kochać. 
Po dwugodzinnej rozmowie z Ginny, gdzie też mogły się podziać się nasze współlokatorki ruszyłyśmy nad jezioro, gdzie właśnie tam miało odbyć się drugi zadanie Turnieju. Razem z Weasleyami usiedliśmy w pierwszym rzędzie. Widziałam przygotowujących się uczestników. 
Harry rozglądający się dookoła, Cedric przyglądał się tafli wody, Krum się rozglądał, a Fleur właśnie zdejmowała szlafrok. 
Gwizd ! Pierwszy wskoczył Krum, za nim Delacour, Cedric i Harry. Zapadło milczenie, a po chwili niczym delfin z wody wyskoczył bliznowaty. 
Znowu powtarzająca się salwa śmiechu i oklasków. 
Chwyciłam rudą za rękę i wlepiłyśmy spojrzenie w głębiny jeziora. 
Może po dwudziestu minutach z wody wynurzyła się uczennica francuskiej szkoły magii i czarodziejstwa. Wyciągnęli ją, nogi miała całe poranione, twarz opuchniętą, a sama cała się dygotała. 
Wzięłam głęboki wdech, a Ginny się aż wzdrygnęła, Fred patrzył się pustym spojrzeniem gdzieś w przestrzeń, George włożył ręce do kieszeni od dżinsów i rozglądał się po całej arenie i trybunach. A Ron, Ron opierał się o barierę i obserwował przebieg zdarzeń. 
Wiwat ludzi, okrzyki, śmiechy. Popatrzyłam na wodę, na samym środku powierzchni wypłynęli Cedrci i Cho. Znowu to dziwne ukłucie w głębi. 
Wystrzał, a gdzieś koło pomostu wynurzyła się Hermiona i wracający do normalnej postaci Wiktor Krum. Ginny trochę zelżyła z uścisku na moją dłoń, ale po chwili zaczęła na powrót wbijać paznokcie w moją skórę. 
Przecież Harry się jeszcze nie wynurzył...
Nie było wystrzału, ale ktoś wypłynął z wody. Prawdopodobnie Maja, bo George rzucił się biegiem na pomost. Przy bliźniaczce była jakaś mała blondyneczka, ale po okularniku, ani śladu. 
Rudy pomógł wyjść Gryfonce z wody i mocno ją przytulił. Uśmiechnęłam się i odruchowo spojrzałam na Puchona. Huk ! I z tafli wody wyłonił się Harry. 
***
Jeśli nieszczęścia chodzą parami, chwyć mnie za rękę i chodźmy stąd już, proszę. 
Siedziałam w bibliotece wertując stronice przewodnika o eliksirach. Potrzebowałam wiadomości na temat eliksiru spokojnego snu. 
Powoli skrobiąc coś piórem po pergaminie, usłyszałam jak ktoś siada naprzeciwko mnie. Podniosłam oczy i ujrzałam uśmiechającego się Puchona. 
- Mogę się dosiąść ?- zapytał melodyjnym głosem. 
- Pewnie.- uśmiechnęłam się i wróciłam do wypracowania. 
Serce, aż mi kołatało i miałam tylko nadzieję, że on tego nie usłyszy. Chciałam, żeby to trwało wiecznie. 
- Wypracowanie do Snape'a ?- spytał. 
- Tak. 
- A o czym ? 
- O eliksirze spokojnego snu.- znowu podniosłam oczy i spojrzałam w jego piwne. 
- No to naprawdę trudny materiał. 
- A ty ? Czego się uczysz ? 
- A paru zaklęć, wiesz trzeba się przygotować do ostatniego zadania. 
Odwracam wzrok, bo to spojrzenie mnie razi. 
- Mnie to mówisz ? Maja cały czas przesiaduje z Harrym.- powiedziałam, znowu patrząc się na swój esej. 
***
Będę cię kochać, choćby miał się walić świat. 
- Ostatnie zadanie Turnieju Trójmagicznego !- rozległ się głos Dumbledore'a. 
Z uśmiechem na ustach usiadłam razem z przyjaciółmi na trybunach. Dzisiejsza arena to wielki krzaczasty labirynt postawiony na boisku od quidditcha. Maja już uwierzyła, że jej bliźniak da sobie radę i nic mu się nie stanie, a teraz Wszyscy razem byliśmy pogrążeni w w rozmowie, komu uda się wygrać. 
- Jako pierwsi wejdą pan Potter wraz z Panem Diggory'm, ponieważ oni zdobyli największą liczbę punktów podczas dwóch ostatnich zada.- oznajmił dyrektor. 
I tak wystartowali. Weszli do tunelu, a krzaki od razu oddzielili ich od wyjścia. Potem wszedł Wiktor Krum, a na końcu Fleur Delacour. 
- I jak myślisz, kto wygra ?- zapytał Fred. 
- No wiadomo, że Harry.- zaśmiałam się. 
- Ale Cedric też ma duże szanse. 
- No pewnie, ważne, że Hogwart ! 
I kolejne ukłucie. Wystrzał czerwonych iskier. Wyprowadzili Fleur Delacour, a zaraz za nią nieprzytomnego Kruma. Teraz to już rozstrzygnięcie. Spojrzałam w dół. Pod nami siedział jakiś dziwny, stary dziad. Zmarszczyłam brwi, ale moją uwagę przykuł labirynt. 
Promień o błękitnym odcieniu, który wystrzelił z środka areny. Mężczyzna w jasnym płaszczu złapał Maję z kostkę i po chwili już ich nie było. Rozejrzałam się, może to jakiś głupi żart ? Diggory wybiegł z tunelu, cały zakrwawiony, ledwie co żywy i zaczął rozmawiać z Dumbledorem.
Zniknął. Harry zniknął. Jak tylko to powiedział dyrektor myślałam, że padnę. Oboje zniknęli. Złapałam Mionę za rękę i pobiegłyśmy do Albusa. 
- Ona też zniknęła.- wysapałam. 
- Ona ? 
- Maja. 
Wytrzeszczył oczy i zaczął coś innym tłumaczyć. Nie usłyszałam ani słowa, bo przyglądałam się poranionemu Cedric'owi. 
***
Wiesz jak trudno iść do przodu zostawiając najważniejsze w tyle ? 
...chcemy panią poinformować, że od dzisiaj pani prawowitym opiekunem staje się pański ojciec, Syriusz Black. Życzymy udanego roku w Hogwarcie. 
Z poważaniem 
Korneliusz Knot.
Popatrzyłam niepewnie po dziadkach i pobiegłam do góry. A więc to prawda. Ten medalion nie kłamie... 
Poszperałam w szufladzie i wyciągnęłam z niego złoty łańcuszek. A jeśli on nie kłamie, to za parę miesięcy mogę stać się najszczęśliwszą dziewczyną na świecie. 
***
Kiedyś się do ciebie mocno przytulę, uśmiechnę i powiem "Było warto".
Wyszłam z przedziału. Pierwszy września, dziś rozpoczynamy nowy rok w Hogwarcie. 
Oparłam się o ścianę i spojrzałam przez okno. W dłoni okręcałam swoją różdżką, a w drugiej trzymałam złoty łańcuszek. 
- Nie to już koniec. Wiesz ona jest strasznie zazdrosna.- usłyszałam głos Diggory'ego. 
- No, no. A ty się jej dziwisz ?- zaśmiała się Potterowa.
- Może i nie.- uśmiechnął się łobuzersko.- Ale wiem, że jeszcze znajdę kogoś, kto będzie mi ufał, a miłość nie rozplącze nas ze swoich sideł, aż po wieki. 
Czyli to już koniec. Czyli mogę zacząć. Mój medalion ma rację. Tak długo potrzebowałam czyjejś rady, a okazało się, że ona zawsze wisiała na mojej szyi.  A teraz ja zaczynam próbować. No bo co mi szkodzi ? Jeśli nie spróbuję, nigdy się nie dowiem, czy było warto. 
~*~
- Marta ! Marta ! A ty co na księżyc się deportowałaś ?- usłyszałam głos przyjaciółki.
Zamrugałam parę razu i zorientowała się, że znów jestem w Wielkiej Sali. Na moim talerzu nadal leżała zapiekanka, w dłoni trzymałam widelec. Słyszę gwar uczniów zbierających się na kolację i zapach potraw. Pokręciłam głową, ale moim przyjaciołom to nie wystarczyło.
Dotknęłam zimnego łańcuszka na mojej szyi i uśmiechnęłam się.
- Zamyśliłam się.- odparłam.
- A o czym kochanie ?- odezwał się Puchon, a ja spojrzałam w jego piwne oczy.
- O tym jakie mam szczęście, trafiając właśnie na ciebie.
Cedric uśmiechnął się szelmowsko i objął mnie w tali.
Jeśli lecieć- to do słońca. 
Jeśli marzyć- to do końca.
Gdy całować- to serdecznie. 
A gdy kochać- to już wiecznie. 
________________________________
I jak się wam podobało ? Może być, czy nie powinnam się za takiego rodzaju rzeczy brać ? 
Czekam na wasze komentarze i życzę wam wesołych świąt kochani *.* 
I chcę jeszcze wam podziękować za ponad 6700 wyświetleń, jesteście wspaniali <3 
~Hermionija.

Dekret Edukacyjny numer 36

Hej, hej wizardy *.* 
Mam dla was małe pytanie ;d 
Czy z okazji zbliżających się świąt wielkanocnych, chcecie taki mały prezent ode mnie ? 
Mianowicie chodzi mi o miniaturkę ;d 
A dokładniej o historii miłości Marty i Cedric'a <3 
Jeśli pomysł się wam spodobał zostawcie komentarz po sobie, a opowiadanko powinno się pojawić może jeszcze dzisiaj lub jutro rano ;3 

Pozdrawiam 
~Hermionija <3

czwartek, 28 marca 2013

Rozdział 34."Twój na zawsze W.K."

Rozdział 34.

... Hermiony. Stanęłam jak wryta. Po kilku sekundach usłyszałam trzask. Krum się deportował. Razem z Harrym podbiegliśmy do miejsca w, którym stał. Spojrzałam w dół, na podłodze leży koperta.
Podniosłam ją, Harry spojrzał na mnie. "Potter." zauważyłam na niej. Szybko ją odwinęłam i zaczęłam czytać.
I jak Potter ? Chcesz, żeby twoja przyjaciółeczka, dożyła jutra ? Zjaw się w Dworze Malfoyów razem z Draconem. Bo jak nie, jej godziny są policzone. Pozdrawiamy, twój największy koszmar. 
Malfoy podbiegł do nas i zaczął czytać list.
- Trzeba im coś powiedzieć.- powiedział Harry.
- Dlaczego chcą, aby Draco przyszedł z nami ? Przecież twoi rodzice zaginęli.
- Nie wiem, może chodzi o zemstę.
- Jaką ?
- Ja czarodziej czystej krwi jest z szlamą.
- I ?
- Nawet jeśli, może oni są uwięzieni w ich własnym domu.
- Głupoty gadasz.
- Wiesz jakie my mamy tam lochy ? Raz się w nich sam zgubiłem.
- No to czyli mamy przerąbane.
- Jak to my ?- zapytał Harry.- Ty zostajesz tutaj.
- Chyba sobie żartujesz. Zauważyłeś na kopercie jest Potter, a  nie Harry Potter. Więc przyszykuj się na to, że ja też idę.
- Co najwyżej pod peleryną niewidką.- powiedział i wyciągnął materiał z kieszeni.
- Profesorze !- usłyszałam głos Dracona.
- Tak, Draco ?- zapytał zdenerwowany dyrektor. Malfoy podał mu list, a ten go przeczytał.- Chcecie iść, prawda ?
- Musimy.
- Dobrze, po waszym wyjściu wyślę paru aurorów.
- Nie profesorze.
- Nie dacie rady sami.
- Dobrze.
- Harry ma rację, powinnaś iść pod peleryną.
- Tak czy siak będą widzieć moje ślady.- powiedziałam pokazując na buty. Dumbledore wyciągnął różdżkę i skierował ją na moje nogi, mamrocząc jakieś zaklęcie, poczułam jak buty znikają, a pojawiają się jakieś wygodne trampki ? Spojrzałam w dół, tak, trampki.- I co trampek nie będą zostawiać śladu ?
- Te nie, są zaczarowane.
- Dlaczego ja pod peleryną ?
- Bo tak, chodźcie trzeba się przebrać.- powiedział Draco.
Poszłam do swojego dormitorium, zdjęłam sukienkę i zarzuciłam na siebie rurki, zieloną koszulę i ciepłą przy dużą czerwoną bluzę. Zmyłam mocny  makijaż i rozczesałam włosy. Wzięłam różdżkę i wsadziłam ją do kieszeni. Moody nie byłby ze mnie zadowolony.
Wyszłam z dormitorium, a na dole czekała na mnie Harry. Chwycił mnie za rękę i poszliśmy prosto do Sali Wejściowej, przed którą czekali George, Ginny, Ron, Fred i Roksana.
- Możecie nam powiedzieć o co chodzi ? I dlaczego się przebraliście ?- zapytała Ginny.
- A wiesz jak ciężko walczy się w sukience.- powiedziałam.
- Nie o to nam chodzi, Maja !- wrzasnął George.
- Złapali Hermionę, chcą abyśmy zjawili się w Dworze Malfoyów.
- Dokładnie, żeby Potter, zjawił się.- powiedział Harry.
- O kurczę, ale masz problem, jestem twoją bliźniaczką i jestem Potter !
- Ale nie napisali, że oboje !
- No i mają problem.
- Czyli ty nie jedziesz.- powiedział Ron.
- Jadę.
- A dokładniej pod tym.- powiedział Harry i przykrył mnie peleryną.
Szybko ją z siebie zrzuciłam i spojrzałam na brata niczym bazyliszek. Po schodach zszedł Draco.
- Już ?
- A on co ?
- Jedzie z nami.
- To ja też !- krzyknął Ron.
- Kazali, w liście jest tak napisane.
- Nie ma czasu na tłumaczenia.- powiedział Malfoy i pociągnął nas do wyjścia, w którym czekał na nas dyrektor.
- Jak się tam dostaniemy ?- zapytałam.
- Aportacja.- odpowiedział spokojnie.- Podejrzewam, że trochę podłapałaś od bliźniaka, którego uczyłaś transmutacji.
- Ale...
- Po prostu bądź spokojna i myśl tylko i wyłącznie o tym.
- Ale, ale...
- Maja.
- Och...- mruknęłam zarzuciłam na siebie pelerynę niewidkę i chwyciłam obu chłopaków, za ręce.
Według rad  dyrektora pomyślałam o dworze Malfoyów i poczułam jak obracam się wokół własnej osi i coś powoli rozrywa mnie od środka. Po chwili otworzyłam oczy i zobaczyłam, że stoimy przed wielkim białym domem, do drzwi dzieli nas może 30 metrów. Spojrzałam na chłopaków, patrzyli na nie z odrazą.
[ Hermiona Granger ]
Czułam jak coś mnie rozrywa od środka. Widziałam jeszcze przez chwilę Wielką Sale, ale potem poczułam charakterystyczny ucisk w żołądku, taki jak przy aportacji.  Wiktor popchnął mnie na zimną podłogę i wyszedł zamykając kratę.
Otworzyłam oczy, jestem w lochach. Super. Przynajmniej jest okno, ale i tak nie daje światła, przecież jest noc. Z góry usłyszałam śmiech. Ktoś zaczął schodzić i otworzył kratę.
- No witam, witam.- usłyszałam męski głos.- Twoi przyjaciele, się po ciebie nie szykują, chyba nie obchodzi ich to co się z tobą stanie.- powiedział szyderczo.
- Na pewno ich obchodzi.
- Do tego czasu mogę się trochę zabawić.- powiedział i wyciągnął sztylet. Zaśmiał się. Poznałam ten śmiech to Krum.- Daj rękę.
- Spadaj !- wrzasnęłam.
- Kochanie, nie pamiętasz, już jak to było w zeszłym  roku ? Czemu, nie może być tak jak wtedy ?
- Sam mi powiedz.- uklęknął koło mnie i chwycił moją.
Powoli, bez żadnych skrupułów, zaczął ryć w niej sztyletem. Poczułam ostry przeszywający ból, ale nie wrzasnęłam, będę silna nie dam się zastraszyć. Kiedy skończył spojrzał mi w oczy i złowieszczo się uśmiechnął. Zapalił lampę i dopiero wtedy spojrzałam na rękę, po której płynęła strużka krwi, ale mogłam się przyjrzeć napisowi na mojej ręce "Twój na zawsze W.K.". Spojrzałam na niego, a w oczach miał ból. On wcale tego nie chciał.
- Wiktor, przecież wiesz, że możemy ci pomóc.- powiedziałam.
- Mnie się nie da pomóc.- powiedział i wbił sobie sztylet w brzuch.
- Nie !- wrzasnęłam, a on na ostatku sił spojrzał na mnie i wyszeptał :
- Nie zapomnij o mnie, proszę.- zamknął oczy, położył się i czekał.
Podkuliłam się do niego i wyjęłam nóż z jego ciała. Wsłuchiwałam się jeszcze w jego ostatnie oddechy nie mogłam powstrzymać łez. To wszystko moja wina. Gdyby nie ja nigdy nie zostałby Śmierciożercą. A teraz musiałam patrzeć na jego śmierć.
[ Maja Potter ]
- Gotowi ?- wyszeptałam, a oni przytaknęli.- Idziemy gęsiego.
Harry wyszedł naprzód, ja za nim, a na końcu Draco. Zanim doszliśmy do drzwi, było słychać śmiech i krzyk, dziewczęcy krzyk. Ruszyliśmy szybciej. Zostało nam 5 metrów, kiedy drzwi same się otworzyły. Mhm, tak Maja głupia myśl, że same się otworzyły. Stał w nich niejaki Traves
- Pottuś ! Jak się cieszę, że cię widzę ! A gdzie twoja siostrzyczka ? Dostała pietra ?
- Sam, kazałem jej zostać.- wycedził przez zęby.
- Już się tak ni gniewaj.- powiedział i wyciągnął dłoń.- Dawajcie różdżki.
Posłusznie oddali różdżki, weszliśmy do góry. Schowałam się gdzieś w kąt, pozwoliłam, aby zaprowadził chłopaków, do salonu. Poszłam za nimi. Kiedy chciał odchodzić, szybko rzuciłam na niego zaklęcie pełnego porażenia i wzięłam od niego różdżki. Przesunęłam ciało do tyłu, żeby mieć w razie co go pod okiem. Weszłam do salonu, a do kieszeń od spodni blondyna i mojego bliźniaka powsadzałam ich różdżki. Do pokoju wszedł jak mniemam Dołohow przykładając nóż do jej szyi. Była cała we krwi.
- To jak Pottuś zamiana ?
- Co ?
- Draco za nią !- wywrzeszczała obłąkana kobieta w długich czarnych włosach.
- No nie wiem.
Mężczyzna odrzucił Granger na podłogę, ta się skuliła pod ścianą, ukucnęłam obok niej i chwyciłam za rękę.
- Hermiona, słyszysz mnie ? Jestem, a teraz nic ci się już nie stanie..- wyszeptałam jej do ucha.
- Crucio !- krzyknęła, a ja szybko machnęłam ręką, aby Gryfonka nic nie poczuła. - I jak długo chcesz jeszcze patrzeć, aż cierpi ?- spytała kobieta.
- Ja idę.
- Nie Draco, chodź tu.- powiedział Harry.
- Puszczaj go ! Jeśli chce do nas dojść.
- Jak to do was ?
- Do Śmierciożerców.
- Mowy nie ma ! Gdzie moi rodzice ?
- Daleko !
- To nie jest odpowiedź.
- Co się użerasz z smarkaczami, Bella ?
- Crucio !- machnęła ręką w stronę Miony, znowu machnięcie ręki.- Zabrać ich do lochów.
Chłopaki, zaskoczyli ich na tyle, że mają różdżki, jak to gdyby Voldemort powiedział, że jest w ciąży. Zaczęła się walka. Ktoś podszedł do Hermiony, chcąc ją zabrać z powrotem do lochów, ale Miony już tu nie było. Trudno nie wykorzystać takiej sytuacji.
- Bella, gdzie jest ta szlama ?!- zawołał Rebsten.
- Co jak to jej nie ma ?
- No nie wiem.
Teraz albo nigdy. Hogwart, Hogwart, Hogwart, HOGWART ! Pomyślałam i nagle, poczułam jak coś we mnie pęka. Obróciłyśmy się wokół własnej osi i wylądowałyśmy w Wielkiej Sali na scenie. Aż tak hucznego wejścia nie chciałam, ale dobra. Odsłoniłam pelerynę.
- Dyrektorze !- zawołałam, a on natychmiast do nas podbiegł.
- Już dobrze, Hermiono.
- Profesorze, ja muszę tam wracać.
- Wysłałem tam już aurorów. Powinnaś być tam bezpieczna właśnie w tej chwili.
Założyłam pelerynę i znowu się deportowałam. Wylądowałam na podłodze, zimnej podłodze. Och no pięknie, tam na scenie, a tu w lochach ? Chwyciłam różdżkę.
- Bombarda !- krzyknęłam, a kraty się rozwaliły na malutkie kawałeczki.
- Maja ?- usłyszałam z tyłu.
- Harry, a gdzie Draco ?- zapytałam odwracając się. Od razu tego pożałowałam, na ziemi leży martwy Wiktor Krum.
- Do góry.
- Chodź, szybko.- powiedziałam i odsłoniłam pelerynę.
Wyszliśmy do salonu, w którym znowu trwała walka w najlepsze, tylko że pomiędzy aurorami, a Śmierciożercami.
- Który ci odebrał różdżkę ?- zapytałam, a Harry wskazał na Travesa.
Podeszliśmy do niego. Wycelowałam w niego różdżką.
- Petrificus totalus !- wrzasnęłam w jego stronę. Padł, twarzą na ziemię. Harry zabrał od niego swoją różdżkę.- Jak on cię rozbroił ? Przecież ja mam jego różdżkę.- powiedziałam wyciągając z kieszeni własność Śmierciożercy.
- On mnie nie rozbroił. Walnął mocno w głowę i zaprowadził do lochów. No i przecież musiał zabrać różdżkę, chyba takim idiotą to nie jest.
- No nie wiem. Widzę Draco !
Podeszliśmy do chłopaka, chwyciłam go za ramię i on już po chwili był pod peleryną.
- Gdzie Miona ?
- W Hogwarcie, parę minut temu, ją deportowałam.- wyjaśniłam mu.
Po chwili, już aurorzy rozprawili się z Śmierciożercami i wsadzili ich do lochów. Brakowało tylko Lestrange i Dołohow'a. No pięknie.
- Wracamy ?
- Tak.- powiedziałam, chwyciłam ich dłonie i deportowaliśmy się z powrotem do Hogwartu.
- Nienawidzę tego uczucia.- powiedział Draco. Spojrzałam wokoło.
Jesteśmy w Zakazanym Lesie. Co my tutaj robimy. Miałam wyraźny obraz, że chce tam gdzie jest Ginny. A nie do lasu.
- Coś mi tutaj nie gra.- wyszeptałam do nich.
- Ratunku !- usłyszałam dziewczęcy głos.
Harry zerwał się jako pierwszy. To był krzyk Ginny. Zwinęłam pelerynę niewidkę i pobiegłam za bratem.
Usłyszałam szyderczy śmiech i pokrzykiwanie.
- Ratunku, ratunku.- Bellatrix się naśmiewała.
- Gdzie ona jest ?!- warknął Harry.
- Spokojnie dowiesz się w swoim czasie.
Założyłam niewidkę i spojrzałam do tyłu. Draco stał jak posąg. Podeszłam do niego.
- Uciekaj.- szepnęłam.- Powiedz im gdzie jesteśmy.
Nie trzeba było mu powtarzać dwa razy, od razu zerwał się i pobiegł do zamku. Wróciłam tam gdzie został przywiązany do drzewa Harry.
- Crucio !- krzyknęła kobieta, a mój brat zaczął krzyczeć z bólu. Nie mogę teraz do niego podejść. Ale w sumie jest ich tylko dwoje. To znaczy ona tylko sama, kobieta.- Dołohow, chodź tu niech ten Potterek popatrzy sobie, na swoją zdrajczynię krwi.
Z lasu wyszedł przystawny mężczyzna, ciągnął za sobą Ginny. Była cała zmasakrowana. No to najwidoczniej teraz.
- Expelliarmus !- krzyknęłam w kierunku dwójki czarodziejów i po chwili na mojej dłoni pojawiły się dwie różdżki.- Puść ją !- wrzasnęłam.
- Kto tu jest ?!
- To już pozostanie moją słodką tajemnicą. A teraz puść ją, bo nie ręczę za siebie.
- Skoro nie masz odwagi się nam pokazać, to my się ciebie nie boimy.- powiedziała kobieta.
- Sama tego chciałaś. Crucio !- wrzasnęłam, a kobieta wygięła się wpół i zaczęła wrzeszczeć. Ustąpiłam zaklęciu, a kobieta patrzyła w moją stronę. Patrzyła tak, jakby chciała mnie zabić.- Chcesz to uciekajcie. Ale dziewczynę zostawicie !
- Słyszałeś idioto ! Kładź tu tą zdrajczynię krwi. Nie chcesz wiedzieć ile ta mała ma w sobie nienawiści.- spojrzałam po sobie. Ach... no tak peleryna mi spadła.
Mężczyzna położył Gin, na ziemi. I czekał. Roześmiałam się.
- Chcesz, żebym ci oddała różdżkę ? Tylko wtedy gdy odwiążesz mojego brata. A ty leż na tej ziemi spokojnie.- powiedziałam do czarnowłosej. Dołohow podszedł do Harrego i odwiązał go.- Podaj mi tą linę!- posłusznie podał mi kawałek sznura.- A teraz siadaj koło Bellatrix.
Śmierciożerca usiadł, a ja obu związałam ze sobą. Kobieta patrzyła na mnie z prawdziwą furią w oczach, a u Dołohow'a zauważyłam prawdziwy podziw.
- Petrificus totalus !-  wrzasnęłam i oboje zesztywnieli. Odłożyłam ich różdżki gdzieś koło drzewa i podeszłam do brata.- Wszystko dobrze ?
- Pewnie, tylko pomóż mi wstać.- powiedział, podałam mu rękę i podciągnęłam do góry.
Harry wziął Ginny na ręce i poszliśmy w stronę szkoły. Nie powiemy nikomu co się tutaj stało. Może nie teraz, coś czuję, że mielibyśmy jeszcze bardziej przerąbane u nich, niż do tej pory.
Doszliśmy do zamku, a dyrektor podbiegł do nas. Może mu jednak opowiemy.
- Draco mi wszystko opowiedział.- powiedział, kiedy już otwierałam usta.- Zanieście ją do Skrzydła Szpitalnego.- powiedział, weszliśmy po schodach na pierwsze piętro.
 Otworzyłam drzwi przed bratem. Pani Pomfrey podbiegła do nas i zobaczyła twarz młodej Weasleyównej.
- Połóż ją tutaj.- powiedziała Poppy i wskazała na łóżko obok Hermiony, przy którym stała reszta naszych przyjaciół.- Ty też słoneczko nie wyglądasz za dobrze.- powiedziała przyglądając się mi.
- Nie, to nic takiego, niech się pani lepiej zajmie Hermioną i Ginny.
- Spokojnie, spokojnie, panna Granger już dochodzi do siebie.
- Naprawdę ?- zapytałam i podeszłam do jej łóżka.
Dziewczyna spojrzała na mnie i powoli się uśmiechnęła. Przytuliłam, ją poczułam jak łzy spływają mi po policzkach.
- On się zabił. Sam, chciałam mu pomóc, a on wbił sobie sztylet w brzuch, to było takie straszne.- powiedziała dziewczyna przez łzy.
- Widziałam Miona, widziałam.
- A przedtem zrobił mi to.- powiedziała i odsłoniła rękaw, na ręce miała wyryte
 "Twój na zawsze W.K.". To niesamowite, a zarazem i smutne.
- Boże Hermiona, tak mi przykro.
- Nie przejmuj się, może tak powinno być.
- Chcesz, żeby...
- To zostało ? Tak, chce. Będę już o nim pamiętać zawsze.
- A ty mi możesz wyjaśnić, gdzie byliście, że Ginny znaleźliście całą w ranach i nieprzytomną ?- zapytał Cedric.
- To... to długa historia.
- Maja...
- Nie mogę powiedzieć. Naprawdę, Dumbledore mi zabronił.- skłamałam.
- No dobra.
- Dzieci idźcie już spać, pacjentki muszą odpoczywać.- powiedziała pielęgniarka.
- Ale...
- Potter, ja rozumiem, że chcesz przy niej zostać, ale musisz się spakować, po weekendzie jedziecie do domu. Panie Malfoy, pana też to dotyczy.
- Dobrze, dobranoc.- powiedział i ucałował Hermionę w czoło.
- Chodź Harry.- powiedziałam do brata.
Wyszliśmy ze szpitala.
- Trochę nieudany ten bal.- odezwał się Fred.
- Żartujesz ? Przecież pierwsze 5 godzin było super.- powiedziałam.
- No w sumie, masz rację.- powiedziała Roksana.
Spojrzałam na Georga, wlepiał oczy we mnie. Chwyciłam go za rękę i się uśmiechnęłam.
- Jesteś pokaleczona.- powiedział, a ja wybuchłam śmiechem.
- Ciekawe czemu ?- powiedziałam przez śmiech.
- Pewnie, dlatego, że cały czas włóczyłaś się po lesie.- powiedział a jego włosy zmieniły kolor na ciemny.
Po chwili już patrzyłam na Travesa. Pisnęłam i wyrwałam się z jego uścisku. Reszta moich przyjaciół spojrzała na mnie i podbiegła.
- Masz kochanie, moją własność.
- Możesz pomarzyć, że ci ją oddam.- powiedziałam, cały czas celując w jego klatkę piersiową.
Harry stanął po mojej prawej stronie, a Fred po lewej i wyciągnęli różdżki.
- Cedric zabierz stąd dziewczyny.- krzyknęłam.
- Co ? Chyba marzysz !- wrzasnęła Marta, czysta Łapa. Podbiegła do Harrego i wyciągnęła różdżkę.
- Czego chcesz ?- zapytałam Śmierciożercy.
- Już ci powiedziałem.
- A ja ci odpowiedziałam.
- Nie uznaję takiej odpowiedzi.
- No i masz problem.
Nagle z kieszeni wyciągnął różdżkę, którą od razu poznałam. Różdżkę Georga.
- Co zrobiłeś Georgowi ?
- Spokojnie, siedzi sobie gdzieś na jakiejś wieży astronomicznej i czeka, aż ty sobie po niego pójdziesz.
- Jaki jest haczyk ?- zapytałam.
- Maja oszalałaś ?- powiedział Cedric.
- Jaki jest haczyk ?- powtórzyłam.
- Pilnuje go Bellatrix, nie masz za dużo czasu.
- Haczyk ?!- wrzasnęłam na niego.
- Słuchaj kochanieńka, jest tak, ty oddajesz mi swoją i moją różdżkę i wszystko.
- Goń się ty idioto.- powiedział Fred.- Crucio !- krzyknął. Wyrwałam mu z ręki różdżkę Georga. Spojrzałam na Freda. A ten od razu opuścił różdżkę.- No co z Weasleyami się nie zadziera.- powiedział.
Spojrzałam na Śmierciożercę, ledwie stał na nogach. Kopnęłam go, a on wypadł za barierę.
- Z Potterami też nie.- powiedziałam.
Ruszyłam biegiem w stronę wieży astronomicznej. Przebiegliśmy razem pięć pięter, kiedy zatrzymałam się przed drzwiami. Wyciągnęłam pelerynę niewidkę i nałożyłam ją na Dracona, Harrego i Freda.
- Wchodzicie ze mną. - powiedziałam.- Ron, Cedric z dziewczynami ukrywacie się przy bokach, jakbyśmy nie dawali rady wchodzicie rozumiecie ?- powiedziałam.
- Jasne.
Chwyciłam za klamkę i weszłam do środka.
_____________________________________________________
I jak podoba się wam ? *.* 
Nie wierzę, że jest już ponad 6000 wyświetleń, jesteście niesamowici <3 
I naprawdę ze mną już wytrzymaliście 34 rozdziałów ? Nie wierzę ;o
Wiecie może jak dodać opcję z muzyką w tle ? ;D Sorki. ale nie wiem jak to nazwać ;>
Komentujcie to zawsze motywuje *.*
Dziękuję wam, że jesteście *__*
Chcę wam jeszcze życzyć zdrowych, wesołych świąt i smacznego jajka <3 
~Hermionija.

niedziela, 24 marca 2013

Rozdział 33."Musimy iść na ten bal?"

Rozdział 33.

Usłyszałam dzwonek. Koniec lekcji, co za szczęście. Dzisiaj 19 grudnia, piątek. za niecałe 5 godzin zaczyna się bal Bożonarodzeniowy. Poszłam do Wielkiej w której już siedziała Ginny z Luną. Podeszłam do nich i się przywitałam. Nałożyłam sobie odrobinę zapiekanki na talerz i nalałam soku dyniowego.
- Czemu, tak mało jesz ?- zapytała mnie Ginny.
- Chce się dzisiaj wcisnąć w tą kieckę.- powiedziałam, na co parsknęłyśmy śmiechem. Do jadalni przyszła Marta, Roks i Miona. Szatynka podbiegła do mnie dała buziaka w policzek.
- No hej.- przywitała się.
- Hej, hej.
- To o której dzisiaj przyjdziecie ?- zapytała, no tak na przygotowania idziemy do Miony.
- Zjemy, idziemy po sukienki i wbijamy do ciebie.- powiedziała Ginny.
- Ok.- powiedziała i szybko pochłonęła swoją porcję sałatki.- Będę czekać.- powiedziała i ruszyła w stronę wyjścia.
Spojrzałyśmy po sobie i wzruszyłyśmy ramionami. Skoczyłyśmy jeść i wyszłyśmy z Wielkiej Sali.
- Luna, czekaj za nami pod wieżą dla prefektów naczelnych, dobrze ?- zapytała Gin, a ta przytaknęła głową.
Poszłyśmy pod portret Grubej Damy.
- Pieguski !- powiedziałam, a kobieta przytaknęła głowa i po chwili już stałyśmy w pokoju wspólnym Gryfonów.
Przed kominkiem siedzieli bliźniacy, Lee, Harry i Ron. Spojrzeli na nas, a my się do nich uśmiechnęłyśmy. Ale oni nic.
- Hej, co jest ?- zapytałam i podeszłam do nich. Harry w rękach trzyma Proroka. Chwyciłam gazetę.
Masowa ucieczka z Azkabanu !
Zeszłej nocy, z więzienia dla czarodziejów odbyła się ucieczka, jednych z najgroźniejszych przestępców, jaki widział nasz świat. Uciekinierzy są niepoczytalni, zesłani do Azkabanu zostali, gdy przyznali się do aktów z Sami-Wiecie-Kim. Antonin Dołohow, Bellatrix Lestrange,Rebastan i Rudolf Lestrange i Travers to najgroźniejsi Śmierciożercy, którzy właśnie uciekli. Ministerstwo stara się jak może, aby z powrotem odesłać ich do więzienia, ale podejrzewa też, że głównym sprawcą i donosicielem informacji jest niedawny uciekinier więzienia Syriusz Black ! 
Dziennikarz Charles Ches. 
- Co za brudny szmatławiec !- wrzasnęłam i wrzuciłam gazetę do ognia.
- Nie denerwuj się.- powiedział Harry.
- Nie denerwuj ?! Harry kolejny artykuł, w którym znowu obwiniają Syriusza, czy im jest tak trudno to zrozumieć, że został uniewinniony ?
- Oni, muszą coś napisać. Przecież o nas też piszą jakieś idiotyzmy.
- Nami się nie przejmuję.- powiedziałam.
- Maja, uspokój się.
- Dobra. Wysłałeś list do Syriusza ?
- Tak, dzisiaj rano. Pewnie odpisze dopiero jutro.
- No tak, wie kiedy mamy bal.
- A wiesz co by ci powiedział ?
- Nie przejmuj się, tylko dobrze baw.- powiedzieliśmy równo, na co wybuchliśmy śmiechem.
Usłyszałam jak ktoś schodzi z góry, spojrzałam na drzwi z których wyszły dziewczyny. Podały mi mój pokrowiec z sukienką i ruszyły do wyjścia.
- Pamiętaj, dobrze się bawcie !- krzyknął.
- Tak, tak pamiętam.
Wyszłam na korytarz i ruszyłam do wieży dla prefektów naczelnych, pod którą czekała Luna. Zapukałyśmy do dormitorium Miony, a ta nam prawie natychmiast otworzyła.
- Wejdźcie.- powiedziała z uśmiechem.
Każda z nas rzuciła sukienki na łózko Miony. Spojrzałyśmy w lustro, Hermiona uśmiechała się od ucha do ucha. W prawym górnym rogu wisi zdjęcie rodziny Weasleyów plus nasza trójka. W lewym ona z Draco, na dole zdjęcie zrobione na początku roku szkolnego, jak nam się nudziło i każdego ustawiłyśmy w rzędzie w pokoju wspólnym i zrobiliśmy zdjęcie. A ostatnie jest z ostatniego meczu quidditcha, jak Draco razem z Harrym latają za zniczem i niedługi uchwyt jak ja i Jordan komentujemy mecz.
- No to, tak. Nas jest szóstka, a Draco jest jeden. Będzie musiał jakoś przeżyć, że sześć dziewczyn bierze prysznic w jego łazience.- powiedziała z uśmiechem Hermiona.
- No i dobrze gadasz.- powiedziała Marta z uśmiechem.
- Ja idę pierwsza.- powiedziała Ginny i poleciała do łazienki.
***
Po niecałej godzinie, siedziałyśmy u Hermiony w pokoju, tylko w ręcznikach.
- Dobra, to co teraz ?- zapytała Gin.- Nie wiem jak wy, ale ja się dziwnie czuję w tym ręczniku.
- Ja idę ubrać te spodenki i podkoszulek, co mam w pokrowcu.- powiedziałam.
- Aha, ty wpadłaś na pomysł zabrania zapasowych ciuchów.- powiedziała Gin.
- Ja też mam.- powiedziała Roks.
- No ja też.- powiedziała Luna.
- I widzisz ? Hermiona na pewno będzie miała dla ciebie parę spodenek.- powiedziałam i weszłam do łazienki. Założyłam spodenki i podkoszulek.
Wszystkie szybko poszły zarzucić na siebie luźne ciuchy.
Pierwsza przy lustrze siedziała Luna.
- Dobra Luna, co mamy zrobić z twoimi włosami ?- zapytałam.
- Koka, ale taki wiesz, widziałam w pewnym magazynie...- powiedziała z rumieńcem.- ...taki, że co chwilę dobierasz kosmyki włosów i wtedy jest mocny, ale wydaje się na strasznie luźny.
- O jery, bardzo szczegółowy taki opis. Ciotka mnie kiedyś takiego uczyła. Zrobię ci go bez pomocy magii, ok ?
- Ok.
- Chociaż będzie potrzebne strasznie dużo wsuwek.- powiedziałam machnęłam różdżką, a na toaletce już pojawił się stos wsuwek. Zebrałam parę kosmyków długich włosów Luny i zaczęłam je upinać.- Roks, chodź mi pomóż.- powiedziałam, a blondynka przyszła i robiła dokładnie to samo.
Pod koniec długiego upinania włosów Luny, wreszcie było widać jego rezultaty. Miała koka splątanego z kosmyków włosów, a niektóre musiały być luźniej, żeby efekt był taki jak sobie zażyczyła Lovegood.
- Dobra, ja biorę kolejną do fryzury, a wy możecie ją umalować.- powiedziałam i posadziłam na krześle Roksanę.- No to teraz ty, jak ?
- Maja, przestań czuję się jak u fryzjera.
- No dobra, dobra. To jak ci je podpiąć ?
- Wiesz, ja bym chciała żebyś podpięła mi przednie kosmyki.- powiedziała, wskazując na kosmyki, które kazała mi uchwycić.
- Ok, ale jak podpiąć ?
- Taką kitkę.
- Aaaaa, już wiem ciocia mi taką robiła, zawsze się śmiałam, że wygląda jak bombka. A co z resztą ?
- Lokowane.- powiedziała z uroczym uśmiechem.
- No tak, dobra.- powiedziałam i chwyciłam jej przednie kosmyki i szybko wyczarowałam przezroczystą gumkę do włosów. Najpierw trochę natapirowałam na górze i ślicznie schodziły w dół, splątałam je.- Pierwsza część gotowa.- powiedziałam i chwyciłam różdżkę, aby zrobić dziewczynie loki.
- No i o to mi chodziło.- powiedziała z uśmiechem.
- Dobra, dobra. Zmykaj. Która teraz ?
- Ja.- pisnęła Ginny i usiadła na krześle.- Wiesz jaką fryzurę chcę.- powiedziała, a ja zabrałam się za mocnego koka.
Jej długie rude włosy musiałam leciutko natapirować, aby się trzymały tak jak mają. Związałam je i teraz na jej głowie gościł wreszcie porządnie uczesany fryz. Wypuściłam parę kosmyków i je ułożyłam w loki.
- Następnym razem robię ci taką fryzurę dopiero na jakiś ślub.- powiedziałam i cicho przeklnełam , bo przecież w sierpniu jest ślub Tonks i Remusa.
- No tak. Za chwilę ja ci zrobię.- powiedziała.
- Marta, chodź.
- Wyprostować i lekko pocieniować.- powiedziała, a ja wytrzeszczyłam na nią oczy.
- Że co zrobić ?- zapytałam, a ona parsknęła śmiechem.
- Żartowałam, tylko wyprostować.
- Dobra.- powiedziałam i chwyciłam różdżkę, szybko przejechałam nią po jej włosach. Już po chwili opadały jej lekko na ramiona.- I jak ?
- No i świetnie.- powiedziała i zeszła.
- Hermiona ?
- Już.- powiedziała, bo dopiero kończyła makijaż Luny.
- Co ty na nią nakładasz ?
- To co powinnam.
- No dobra, chodź. Potem dokończysz. Ginny zrobi mi włosy i pomogę ci.- powiedziałam z uśmiechem.
- No dobra.- powiedziała i odstawiła błyszczyk. Usiadła naprzeciwko lustra i spojrzała na mnie.- Ja nie wiem.
- To zdaj się na mnie.- powiedziałam i wyczarowałam mnóstwo malutkich srebrnych różyczek.
- Dobra.
Jej brązowe włosy, ułożyłam w piękne loki. Całe szczęście, że ma takie gęste i długie włosy. Wzięłam parę ich kosmyków i podpinałam na wzór bombki. No i koniec w jej włosach było wpięte parę różyczek, aby podtrzymywały idealny stan loków, które swobodnie opadały na jej ramiona.
- I jak, może być ?
- No pewnie, sama lepiej bym tego nie wymyśliła.
- No i widzisz ? Weasley, chodź.- powiedziałam, a ruda podbiegła do mnie.
Usiadłam na krześle i czekałam, aż ruda, zacznie tworzyć, to o co ją prosiłam. Chwyciła różdżkę i machnęła kilka razy sprawnie na moje włosy. Po chwili kiedy patrzyłam w lustro chciało mi się śmiać.
- Ginny, chciałam loki, a nie serpentynę.- powiedziałam rozbawiona.
- Co za różnica ?
- Tak, że moje zwykle sięgające do pasa włosy są teraz do ramion.
- Och, no dobra.- powiedziała i znowu machnęła różdżką, teraz miałam lśniące kasztanowe loki opadające na plecy.
- Dobra, teraz siadaj, zrobię ci ten makijaż.- powiedziałam i kazałam usiąść Weasleyównej.
- Ale wiesz ma być taki porządny, a nie taki jak zwykle, szybko na rano.- powiedziała.
- Wiem, wiem. Chcesz mnie prowadzić krok, po kroku ?
- Jak pozwolisz.- powiedziała uśmiechając się.
- No to dajesz.
- Podepnij mi grzywkę.
- Przecież już jest.
- No dobra, teraz fluid.- powiedziała. Nałożyłam lekką warstwę płynu na gąbeczkę i wsmarowałam w twarz przyjaciółki.- Jest blady, prawda ?
- Tak, Ginny.
- Teraz blady puder.
- Jeszcze raz powiesz blady, to ci strzelę. Też mam jasną cerę i ani razu nie byłam pomarańczowa na ryju.
- Przepraszam.- powiedziała, a ja nałożyłam na nią BLADY puder.- Rzęsy.- chwyciłam wodoodporny tusz i machnęłam parę razy jej długie rzęsy.- Ja chcę kreski.
- A najpierw nie powinien być cień do powiek, pani instrukcja.
- Ups, zapomniałam.
- Jaki kolor ?
- Takie, a'la brzoskwinia. Wiesz, żeby pasował do sukienki.
- No jasne.- powiedziałam i nałożyłam trochę cienia i dopiero zrobiłam jej cieniutką kreskę eyelinerem. Wzięłam różową pomadkę i wysmarowałam jej usta, a teraz nałożyłam błyszczyk.- No gotowe.
- A paznokietki ?
- Dobra, brzoskwiniowy ?
- No.- wzięłam różdżkę i wycelowałam nią w paznokcie Ginny, po chwili były już pomalowane.
- Dobra, teraz Roksana.- powiedziałam, bo Hermiona juz malowała Martę. Dziewczyna usiadła i spojrzała na mnie.- Wszystko blade ?
- Tak, nie będę tak komplikować.- powiedziała, a ja się uśmiechnęłam.
Nałożyłam fluid, puder, tusz do rzęs, beżowy cień do powiek, kawową pomadkę, błyszczyk i eyeliner na twarz dziewczyny.
- Paznokcie ?- zapytałam.
- Jak możesz to beżowe.
- No jasne.- powiedziałam i machnęłam na jej paznokcie.
- Dzięki.
- Nie ma sprawy. Ile zostało czasu ?- zapytałam i spojrzałam na zegar.- Jeszcze półtorej godziny.- popatrzyłam na Mionę, która, była malowana przez Roksanę.- Ginny ?
- Ooo, ja mogę ?
- Tak, ale jeśli nie nałożysz mi bladego pudru, to jesteś trup.- powiedziałam na co wybuchłyśmy śmiechem.
- Jasne, jasne. Lepiej mi powiedz jakiego koloru mają być paznokcie i powieki.
- Taki strasznie jasny fiolet.- powiedziałam i się uśmiechnęłam.
- Ok.- powiedziałam i usiadłam.
Zamknęłam oczy i poczułam jak dziewczyna zaczyna mnie malować. Po kilku minutach już patrzyłam w lustro.
- A jakie usta ?
- Po prostu wymaluj je tym trwałym błyszczykiem.
- Dobra. No i już jesteś śliczna, zresztą jak zawsze.
Z łazienki wyszła Marta, przebrana w swoją śliczną sukienkę i buty.
- I jak nadaję się na bal ?- zapytała, a my wszystkie przytaknęłyśmy.
- To teraz ja, nie mogę się już doczekać.- powiedziała Ginny i znikła za drzwiami łazienki.
Wyjęłam z pokrowca sukienkę i zaczęłam się jej przyglądać. Dopiero jak wróciłam z Hogsmeade zauważyłam, że Alexis uszyła nawet pazuchę na różdżkę. Czyli będę przygotowana na wszystko. Z łazienki wyszła Ginny, wyglądał jak brzoskwinka, rude włoski, i jeszcze ten makijaż, pod kolor jej sukienki.
- Teraz ja.- powiedziałam i poszłam do łazienki.
Zaczęłam ostrożnie zakładać sukienkę, ostatni raz na gębie miałam tyle makijażu w zeszłym roku. No udało się, nic nie zostało na sukience, a makijaż jest na swoim miejscu. Założyłam buty i od razu zrobiłam się wyższa o jakieś 8 centymetrów. Różdżkę włożyłam do specjalnie uszytego dla niej miejsca, a na szyję założyłam złoty łańcuszek od Georga i wyszłam z łazienki.
***
- Dziewczyny, spokojnie mamy jeszcze 15 minut.- powiedziała Miona, kiedy schodziłyśmy po schodach z wieży prefektów
- Tak, a wyobrażasz sobie minę McGonagall, kiedy się spóźnimy ?- powiedziała Marta. No tak, ona też tańczy taniec na początku.
[ George Weasley ]
Moja kopia stała obok mnie i się śmialiśmy, wyczekując na dziewczyny przed Wielką Salą, niedaleko nas stoi Neville, Harry, Cedric i Draco. A Ron z Alicją stali gdzieś w kącie.
- Uznają nas za idiotów.- powiedział Fred.
- Sam jesteś idiota. To ty ubrałeś się podobnie do mnie !- powiedziałem i spojrzałem na niego. Miał na sobie szare spodnie od garnituru i białą koszulę.
Ja na sobie miałem czarne spodnie od garniaka i ciemnoszarą koszulę. Oboje mieliśmy niedbale zmierzwione włosy.
- Weasley, Malfoy, Diggory ! Gdzie wasze partnerki ?- usłyszałem McGonagall.
- Powinny zaraz tu być, pani profesor.- powiedział Cedric.
- No dobrze, bo jeśli nie, to widzę, że Potter sobie zatańczy z Weasleyem, a Malfoy z Diggorym.- powiedziała psorka, a my wytrzeszczyliśmy oczy.
- Nie, nie zaraz tu będą.- powiedziałem, przerażony wizją tańca z Harrym.
- Dobrze. Jak przyjdą, to dajcie nam znać.- powiedziała i odeszła.
Spojrzeliśmy po sobie z przerażonymi minami.
- Niech, lepiej się pośpieszą.- powiedział Draco.
- Ja tam nie jestem przerażony, bo ja nie mam wizji tańczenia z którymkolwiek z was.- powiedział Fred.
Podszedłem razem z bratem do reszty i już po kilku minutach, na schodach pojawiły się dziewczyny. Moje spojrzenie przykuła jedynie dziewczyna w kasztanowych lokach i białej sukience. Podeszła do mnie i uśmiechnęła się. Nie mówiąc nic pocałowałem ją.
[ Maja Potter ]
- Musimy iść na ten bal ?- spytał.
- A co nie chcesz  ze mną zatańczyć ? W zeszłym roku całkiem nieźle ci poszło.
- Nie, mam ochotę zedrzeć z ciebie tą sukienkę.- powiedział, a ja się uśmiechnęłam.
- Teraz mi to mówisz ? Jakbym wiedziała, nie przyszłabym w tej sukience.- powiedziałam, a on mnie krótko pocałował.
Podeszliśmy do przyjaciół, kiedy McGonagall, zaskoczyła nas od tyłu.
- No już wszyscy są ? Potter, Weasley do sali migiem.- powiedziała, a ja szarpnęłam Georga za ramię.- Ale nie wy.- dodała i pociągnęła nas z powrotem do kręgu. Harry i Ginny poszli do sali.- Dobrze, teraz wejdę razem z dyrektorem, wy liczycie do 20 i powoli wchodzą pan Malfoy z panną Granger.- powiedziała i ustawiła parę przy drzwiach.- Pan Weasley z panna Potter.- powiedziała i szarpnęła nas i  usadziła nas za prefektami naczelnymi.- Pan Diggory i panna Black.- para ustawiła się za nami.- A na koniec pan Weasley z panną Spinnet.
- Zaraz, pani profesor, a nie miała być jeszcze Cho Chang ?
- Nie dyrektor zlikwidował jedną parę.- oznajmiła.
Ale dlaczego nie nas ? Po chwili przy psorce pojawił się Dumbledore i weszli do sali.
- Gotowi ?- zapytał Draco.
- Nie pytaj głupio.- powiedziałam.- Zostało 13.
- No dobra, dobra.
Po chwili, kiedy McGonagall i Albus ukłonili się przed resztą uczniów, zaczęłam odliczać ostatnie sekundy.
- 5...4...3...2... Wchodzimy.-powiedziałam,a Draco ruszył naprzód.
Weszliśmy do zatłoczonej sali, razem z Georgem stanęliśmy na środku sali. Chłopak chwycił mnie w talii jedną ręką, a ja położyłam mu lewą na ramieniu. Drugie złączyliśmy ze sobą. Patrzeliśmy sobie w oczy. Usłyszeliśmy muzykę i zgodnie do rytmu zaczęliśmy tańczyć. Według mnie nie nic nie musiało istnieć wokół nas, tylko nasza dwójka. Przy każdym takcie oczywiście musiało być uniesienie do góry przez partnera. Jedna z tradycji Balu.
Skończyła się piosenka, a ja usłyszałam głos dyrektora.
- Maju ?
- Tak, profesorze ?
- Chcę, żebyś z panem Diggorym, wypowiedziała mowę.
- Co ?- zdziwiłam się.- Nic mi o tym nie wiadomo.
- Wiem, to ma być po prostu kilka słów, o minionym semestrze, o balu. Zanim zespół wejdzie na scenę.
- No ja...
- Gotowa ?- zapytał Cedric.
- Wiedziałeś ?
- Nie, ale co złego jest powiedzieć parę rzeczy o najwspanialszej szkole ?
- O widzisz, bierz przykład z pana Diggory, a poza tym ostatnio na meczu quidditcha, całkiem dobrze ci szło.
- Och, no dobrze.- powiedziałam i pociągnęłam Puchona na scenę.
Wyjęłam różdżkę zza pazuchy i użyłam zaklęcia powodujące donośny głos. Cedric zrobił to samo.
- Dobry wieczór !- przywitał  się i wskazał na mnie. Och no pewnie, on się przywitał, a ja mam gadać.
- Nie, nie krępuj się.- powiedziałam, a reszta zaczęła się śmiać.
- No jak chcesz.- powiedział z uśmiechem.- Witamy na moim drugim Balu Bożonarodzeniowym.
- Tak, jak dla niektórych z was może być to pierwszy bal, na pewno pozostanie wam w pamięci do końca życia.
- Można zatańczyć z drugą połówką...
- Albo po prostu poszaleć przy koncercie Fatalnych Jędz...
- Lub, najeść się do syta.
- Ty tylko o jedzeniu. Miała być mowa o minionym semestrze, Cedric, może się odezwiesz ?- powiedziałam przez zęby.
- Och, no tak. Dla niektórych był on pełen wrażeń...
- Wzlotów i upadków...
- Ciężkich pobytach w Skrzydle Szpitalnym...- powiedział patrząc na mnie z wyrzutem.
- Szlabanów...
- Nauki...
- Radości...
- A może i nawet miłości.
- Sporów...
- Nowych doznań...
- Nowych przyjaźni, które na pewno pozostaną z nami już na zawsze.
- Nie zapominajmy także o starych przyjaźniach...
- Te, które są z nami od początku, już nic nie rozdzieli.- powiedziałam z uśmiechem, patrząc na Ginny i Mionę.
- I tu masz rację. Dziękujemy.
- I życzymy miłej zabawy.
- Dobranoc.- powiedzieliśmy oboje.
Zeszliśmy ze sceny, pod którą czekał na nas dyrektor.
- Było tak strasznie ?
- Nie.
- A wyszło wam to świetnie.
- Dziękujemy.
- Gryffindor i Hufflepuff otrzymuje 50 punktów. Bawcie się dobrze.
- Dziękujemy profesorze.- powiedzieliśmy równo i doszliśmy do przyjaciół.
Roksana rzuciła mi się na szyję.
- O jery, a co się stało ?
- A nic, tak po prostu.- wyszeptała, a ja się uśmiechnęłam.
- Domyśliłaś się, że to o tobie ?
- No pewnie.
- Tylko, tutaj teraz nie płacz, bo moja praca pójdzie na marne.- powiedziałam, na co parsknęła śmiechem.
- Przepraszam, ale ja  ją porywam.- powiedział Fred i zabrał Roksanę do tańca.
- Sprytna kryjówka.- powiedział George, potrząsając za materiał specjalnie doszyty.
- A dziękuję, dziękuję.- powiedziałam i przyciągnęłam go do siebie.
Zza kurtyny wyszły Fatalne Jędzę i zaczęła się impreza.
- Masz może ochotę ze mną zatańczyć ?
- I ty jeszcze pytasz ?
***
Razem z przyjaciółmi stoimy pod sceną krzyczymy, skaczemy i tańczymy do ostrych dźwięków, ostatniej piosenki Fatalnych Jędz. Niektórzy nie zwracają w ogóle uwagi  na upierdliwą muzykę, wirują wokół siebie, patrząc sobie głęboko w oczy.
- Idziemy się czegoś napić ?- wykrzyczała mi do ucha Roksana.
Przytaknęłam głową i pociągnęłam Georga za rękę do stolika. Chwyciłam kubek z ponczem. Marta i Cedric tańczyli gdzieś przy scenie nie zważając. Fred, Roksana, Ginny, George i ja musieliśmy się czegoś napić. Po kilku minutach doszedł do nas zdyszany Draco i się uśmiechnął. Odwzajemniłam gest i dopiłam do końca, zawartość szklaneczki. Bliźniacy razem z Harrym rozmawiali na jakiś temat energicznie gestykulując każde słowo.
Popatrzyłam w oczy zaczerwienionej z wrażenia Weasleyównie, a potem całej w skowronkach Roksanie. Co ci chłopacy robią z dziewczynami ? Ja też tak wyglądam ? Przestraszyłam się i dotknęłam lekko policzek, dłonią.
- Gdzie zgubiłeś Hermionę ?- zapytała Gin.
- Jest przy scenie !- krzyknął i zaczął jej szukać wzrokiem. Zmarszczył brwi i wzruszył ramionami.
Rozległ się krzyk. Straszny krzyk. Drzwi otworzyły się z takim łoskotem, że przebił nawet głośną muzykę. W progu do Wielkiej Sali stał Wiktor Krum. Upuściłam kubeczek z wrażenia i przełknęłam głośno ślinę. George szybko do mnie podbiegł, podobnie uczynili Fred i Harry. Chłopak objął mnie w pasie. Czułam jak zaczyna kręcić mi się w głowie. Bułgar stał trzymając srebrny sztylet przy szyi wystraszonej i bezbronnej...
______________________
Muszę was potrzymać w niepewności *.*
Ale tak w ogóle sądzę, że rozdział wyszedł mi badziewnie -.-
Ale to już mam nadzieję, że wy ocenicie ;> Bo wiecie Kocham czytać wasze komentarze <3 
No co mam wam powiedzieć jesteście zajebiści, że ze mną po prostu wytrzymujecie ;3
A i kochani chciałabym wam powiedzieć, to znaczy polecić bloga mojej przyjaciółki *__*
Po długich tygodniach trucia jej dupy, żeby założyła bloga, wreszcie się udało ;D
Historia opowiada o Dramione i  fankom chamskiego Draco i słodkiej Mionki bardzo polecam, bo ja się sama w tej opowieści zakochałam <3 Dopiero zaczęła i bardzo was proszę, pomóżcie jej trochę odzyskać wiarę w siebie ;)
ZAPRASZAM !
Dobra kończę, bo to zajmie mi więcej miejsca niż rozdział ;D
KOMENTUJCIE CZARODZIEJE    



wtorek, 19 marca 2013

Rozdział 32."Zemsta to słodka rzecz."


Rozdział 32.
Zostały dwa tygodnie do balu Bożonarodzeniowego. Dopiero teraz śnieg zaczął padać. Wstałam z łóżka, wyjęłam z szafy czarne rurki, zielony top, jasno dżinsową kurteczkę i moje brązowe traperki.
Weszłam do łazienki. Wzięłam gorący prysznic i wymyłam włosy. Ubrałam się. Włosy wysuszyłam za pomocą różdżki. Na twarz nałożyłam niewielką ilość pudru i wymalowałam usta błyszczykiem.
Wyszłam z łazienki. Ach... dzisiaj sobota. Cały tydzień nam już minął. Nasze sukienki, spokojnie wiszą w szafach, a po ostatnim meczu quidditcha McGonagall oznajmiła mi jasno, że razem z Lee będę komentować wszystkie pozostałe mecze. No jak super. W tym tygodniu były dwa spotkania gwardii, a  na dzisiaj planujemy trzecie.
Semestr się kończy więc można już sobie powoli odpuszczać. Fred zaliczył transmutacje, kto by pomyślał, że piątoklasistka jest w stanie pomóc w nauce uczniowi z siódmej klasy. Roksana nadal na bal zostaje sama w dormitorium. No, ale Georgowi podobno już udaje się dotrzeć do brata i coraz bardziej się zastanawia nad zaproszeniem blondynki.
- Ooo. Cześć.- powiedziała Roksana, która właśnie weszła do dormitorium.
- A ty gdzie byłaś ?- zapytałam zdziwiona.
- Przejść się.
- Z kim ? O tej godzinie ?
- Przecież jest 7.30. Fred chciał ze mną pogadać.
- No jasne pogadać, o tej godzinie ?
- No miał sprawę.
- Tak, tak. Chodź.-powiedziałam i wyprowadziłam ją z dormitorium.
[ Fred Weasley ]
Jest coś około północy. Lee już dawno smacznie śpi.
- No ale pomyśl o tym, przecież jesteście przyjaciółmi. Fred wiesz, że ty się jej podobasz ?- gadał George.
- Serio ?
- No tak, musisz zapomnieć o Hermionie. Ona cię traktuje jak przyjaciela, a ty jej ledwie co odburkniesz "cześć".
- No może się zastanowię.
- No weź ją zaproś, co ci szkodzi, będziesz się dobrze bawić.
- Jery, George, ale ty jesteś upierdliwy.
- No tak, ja jestem upierdliwy.
- Dobra.- powiedziałem i wstałem z łóżka.
- Co ty robisz ?
- Zobaczysz.- powiedziałem i wytrzeszczyłem zęby w uśmiechu.
Zszedłem do pokoju wspólnego Gryfonów i stanąłem przed drzwiami do sypialni dziewczyn.
- Accio pościel Roksany.- powiedziałem, tak wiem jestem świnią, żeby ją budzić o tej godzinie. I to jeszcze w tak chamski sposób. Po chwili w moich rękach była już kołdra i poduszka Roksany.
Usłyszałem szczęk zamykanych drzwi i jak ktoś zaczyna schodzić po schodach. Drzwi się otworzyły, a przede mną stanęła Roks.
- Co chcesz ?- zapytała zaspanym głosem. W rozczochranych włosach wyglądała uroczo.
- Pogadać.
- O pierwszej w nocy ?
- No jak chcesz możemy pogadać rano.
- No dobra. O której ?
- 6.30.- powiedziałem.- Dobranoc.
- Fred moja pościel.- powiedziała, a ja się uśmiechnąłem, oddałem jej własność.- Dobranoc.- powiedziała i poszła na górę.
- George ty trollu, i tak wiem, że podsłuchiwałeś !- krzyknąłem i usłyszałem jeszcze dziewczęcy śmiech. Pobiegłem do góry i zgarnąłem brata do dormitorium.
- Z tą pościelą muszę kiedyś wypróbować na Mai.
- Nie kradnij moich pomysłów.  Miałeś rację.
- W czym ?
- Podoba mi się. Jak ją zobaczyłem w poczochranych włosach dopiero wtedy do mnie to dotarło. A co tam z Hermioną. Skoro wybrała Dracona i jeszcze nie przypomina sobie o tym, że byliśmy razem to, to musiało być po prostu zauroczenie.
- Mój brat wraca do gry !- powiedział i wyciągnął do mnie ręce.
- A jak, bracie.- powiedziałem i uściskałem brata.- Dzięki tobie.
- No wiesz...
- Przyznaj, to był Mai pomysł ?
- No tak.
- Ona jest za mądra, co do ciebie.
- Przeginasz Fred.
- Dobra, dobra.
Położyłem się i jak małe dziecko dałem objąć się ramionom Morfeusza.
[ Roksana McAllen ]
Godzina 6.30, jestem w pokoju wspólnym Gryfonów i czekam na Freda. W sumie to nawet nie wiem czemu tak się spieszyłam ? Przecież, nawet... Nawet, co Roks ? Nie podoba ci się ? Och no proszę, każdej dziewczynie w Hogwarcie podobają się bliźniaki.
Usłyszałam jak ktoś zamyka drzwi i schodzi na dół. Po chwili ujrzałam rozpromienioną twarz Weasleya.
- No hej.
- Hej.- przywitałam się z nim.
- To jak idziemy się przejść ?
- Tak.- powiedziałam i się uśmiechnęłam.
Wyszliśmy przez dziurę w portrecie i ruszyliśmy w stronę dziedzińca. Szliśmy tak w ciszy.
- Powiesz mi po co chciałeś się ze mną tak wcześnie widzieć ?- zapytałam.
- Bo troll mógłby podsłuchiwać.- powiedział uśmiechając się. Zrobiłam zdziwioną minę i starałam sobie coś przypomnieć, nagle wybuchłam śmiechem. Przypomniał mi się wczorajszy... to znaczy dzisiejszy incydent.
- Wątpię, troll raczej będzie zajęty Mają.
- No w sumie. A chciałem się z tobą widzieć, bo mam do ciebie pytanie.
- Tak ? No to słucham.
- Pójdziesznabalmożezemną ?- powiedział, a ja nie mogłam go zrozumieć. Czyżby Fred Weasley się denerwował ?
- Powtórz, ale powoli i spokojnie, przecież cie  nie ugryzę.
- Obiecujesz ?
- Fred, bardzo śmieszne.
- No dobra. Masz może ochotę pójść ze mną na ten bal ?- zapytał, a na moje usta wkradł się śliczny uśmiech.
- Z chęcią.- powiedziałam.
- Super.- powiedział i pocałował mnie w policzek.
[ Maja Potter ]
- Aaaaaa ! Idziesz na bal !-krzyknęłam z radości i rzuciłam się przyjaciółce na szyję.
- No tak, idę ! Rozumiesz idę na bal !
- To cudownie. Wiedziałam, że na coś ci się przyda ta sukienka.
- No właśnie, dobrze, że mnie namówiłyście.
- No pewnie.- powiedziałam i wymusiłam uśmiech.
***
- Ludzie słuchajcie, jest taka fajna pogoda, a my siedzimy w pokoju wspólnym i leniuchujemy.- powiedział Fred.
- No jaki masz pomysł ?
- Za dwie godziny jest spotkanie gwardii, do tego czasu chodźcie na błonia.- powiedział i chwycił Roksanę za rękę zachęcając ją.
- W sumie to może być dobry pomysł.- powiedział Harry.
- No to chodźcie.- powiedziałam z uśmiechem.
Weszłam do dormitorium razem z Gin i Roks i zarzuciłam na siebie płaszcz i czapkę.
- A tak w ogóle to gdzie Marta ?- zapytałam.
- Poszła się przejść z Cedriciem.- odpowiedziała Roks.
- No tak.- powiedziała Ginny.
- Dobra chodźcie.
Wyszliśmy na błonia. Z nieba lekko prószy śnieg, a niebo jest pięknie błękitne. Podszedł do mnie Harry.
- Maja, muszę ci o czymś powiedzieć.
- O czym ?- zapytałam, udając przestraszoną.
- Zerwaliśmy z Cho.- powiedział opuszczając głowę.
- Zerwaliście ?!- powiedziałam uśmiechając się, po chwili jednak oprzytomniałam i popatrzyłam na brata.- To znaczy bardzo mi przykro.
- A mnie nie.
- Co ?
- No naprawdę. Cedric miał rację. Ona robi o wszystko kłótnie. Jeszcze trochę, a zabroniłaby mi się odzywać do ciebie.- powiedział na co wybuchłam śmiechem.
- Tak. No to się strasznie cieszę, ale z kim pójdziesz na bal ?
- No właśnie nie wiem.
- Chodź do nich, a potem się na tym zastanowimy.
- Dobra.
Podeszliśmy do bliźniaków i dziewczyn, które właśnie były okładane śniegiem. Wzięłam do ręki trochę śniegu i ulepiłam z niego śnieżkę.
- Hej, Fred !- krzyknęłam, a kiedy się odwrócił do mnie oberwał śnieżką prosto w nos. Kiedy go zobaczyłam zaczęłam, turlać się ze śmiechu na śniegu.
- Potter, lepiej uciekaj !- krzyknął, a ja szybko wstałam i zaczęłam biec.
- Nie dorwiesz mnie !
- A chcesz się przekonać ?
- No pewnie ! Dajesz Fredziu ... Edziu !- krzyknęłam i usłyszałam śmiech przyjaciół.
- Maja, no chodź oberwiesz tylko śnieżką !- krzyknął.
- Mhm. Bo to tylko jedna śnieżka !- krzyknęłam okrążając drzewo.
- George łap ją !
- George nie !- ale było za późno, bo już wisiałam u chłopaka przez ramię.
- Zemsta to słodka rzecz.- powiedział rudy.
- Nie, nie czekaj.- powiedział George.
- George, co ty robisz ?
-A zobaczysz.- powiedział i poprawił mnie tak, że teraz byłam u niego na rękach.
- Ja mam pomysł. Znajdziemy dużą zaspę.
- Fred ty marnotrawny gnomie, to mój pomysł.
- Ale my tak, łatwo nie oddamy Mai.- powiedziała Weasleyówna i zaczęła celować śnieżkami w braci, zasłoniłam twarz i usłyszałam pisk przyjaciółki.
- No to teraz w trzy będziecie w zaspie.- powiedział Harry, trzymając Ginny w rękach, a Fred Roks.
- No nie, nie macie serca.- powiedziałam kiedy zbliżaliśmy się coraz bardziej do wielkiej góry śniegu.
- Na 3... 2... 1... Już !- usłyszałam i wylądowałam w śniegu. A obok mnie moje przyjaciółki.
Przeturlałyśmy się na kolana i zaczęłyśmy lepić śnieżki. Wstałam i rzuciłam jedną śnieżkę w Georga. Gin, wzięła jedną śnieżkę, rzuciła się Harremu na barana i wysmarowała mu twarz śniegiem. Razem z Roksana przyglądałam się Gryfonom ze zdziwieniem.
- Ginny !- usłyszałam głos Krukona. Odwróciłam się, a w nasza stronę szedł Michael.
- Mike !- zawołała Gin i rzuciła mu się na szyję, ale ten ją tak szybko odrzucił, że tylko mignęło mi przed oczami sylwetka rudowłosej.- Michael, co się stało ?- zapytała Gryfonka.
- Nie udawaj, że nie wiesz !
- Ale ja nie wiem.- powiedziała, a jej oczy się zaszkliły.
- Co ty wyprawiasz tutaj z tym Potterem ? Mówiłem ci, że nie chce żebyście się przyjaźnili ! Jak jeszcze był z Cho, to mogłem na to przymknąć oko, ale teraz nie chce mi się wierzyć !
- Mike nie możesz mi zabraniać spotykać się z przyjaciółmi.
- Z nim mogę !
- Nie, nie możesz ! Przecież Harry ma Cho !
- Przecież oni zerwali !
- Co ?
- No tak, Cho mi się dzisiaj żaliła, że ten Potter ją zostawił.
- A czemu akurat tobie ?
- Kretynką jesteś, czy co ? Naprawdę nie zauważyłaś ?
- Michael o czym ty mówisz ?
- Oni się spotykają.- powiedział Harry, a Ginny się rozpłakała. Szybko do niej podbiegłam  i mocno do siebie przytuliłam.
- Jak mogłeś ?!- krzyczała przez łzy.
- Ty idioto, skrzywdziłeś naszą młodszą siostrzyczkę !- krzyknął Fred.
- Mało się was boję !- Roksana podbiegła  do mnie i też przytuliła Gin.
- A powinieneś ! Skrzywdziłeś kogoś, na kim mi zależy !-usłyszałam mojego bliźniaka.
- Wiedziałem, że jednak coś pomiędzy wami jest.
- Zawsze było, jest i będzie !- powiedział, ale nie przyszykował różdżki.
- Ty obłąkany okularniku ! Crucio !- krzyknął, a Harry wygiął się wpół.
- Harry !- krzyknęłam i stanęłam pomiędzy nim, a Michaelem. Teraz promień był wycelowany we mnie, ale  nic nie czułam. Spojrzałam na dół, byłam otoczona jakąś niebieską poświatą. Ach... no pewnie, a teraz jeszcze mi powiecie, że to jest ta moja moc. Chłopak opuścił różdżkę, patrząc na mnie z wytrzeszczonymi oczami.
Spojrzałam, za siebie i zobaczyłam, Ginny klękającą przy Harrym. Podbiegłam do nich i próbowałam ocucić brata.
- Harry, hej Harry, otwórz oczy. Proszę, cię Harry.
Po chwili usłyszałam cichy jęk. Spojrzałam na okularnika i zatkało mnie uśmiechał się do mnie.
- Hej, braciszku.- powiedziałam i poczochrałam mu włosy.
-Oszalałaś, wiesz o tym co nie ?
- Wiem.- powiedziałam uśmiechając się do niego.- Chodź, musisz odpocząć.
Bliźniacy wzięli go pod ramiona i poszliśmy korytarzami Hogwartu. Zza rogu wyleciał Irytek.
- O Pottuś ! Co się stało Pottuś ? O dziewczynę się pobiłeś ?
- Irytek wynocha mi stąd bo zawołam Krwawego Barona !- wrzasnęłam.
- Nie ! Tylko nie Braon !- krzyknął i schował się za jakimś posągiem.
Przeszliśmy przez dziurę w portrecie i bliźniacy zaprowadzili Harrego do jego dormitorium. Ginny cały czas płakała.
- Ja go kocham. Kocham Harrego.- powiedziała, a ja się do niej uśmiechnęłam.
- Wiem Ginny, wiem.- powiedziałam i ją przytuliłam.- No, na co czekasz ? Leć tam do niego.
- Do zobaczenia.
- I co ?- zapytała Roks.
- Poszła do niego.
- Widzę, że długo bez siebie nie potrafią wytrzymać.
- No tak.- powiedziałam i włączyłam radio.
- Włącz na mugolską stację.
- No dobra.- powiedziałam i wykręciłam 92.7.- Może być ?
- No pewnie.- powiedziała i usiadła na kanapie.- I co dzisiaj z gwardią ?
- Wykuruje się zobaczysz.- powiedziałam i usiadłam koło niej.
- W to nie wątpię.
Po schodach z dormitorium chłopców wyszedł Tom, buźkę miał całą zapłakaną, znowu... Spojrzałam w jego piwne oczka i się uśmiechnęłam.
- Hej Tomie, co się stało ?- zapytałam.
- Nic.
- Tom, przecież widzę.- powiedziałam i wskazałam na miejsce obok mnie. Chłopak usiadł koło mnie i mocno się wtulił. Pogłaskałam go po włoskach.- No to co się stało?
- Rodzice chcą mi kupić nowe zwierzątko.- wymamrotał, a ja się zdziwiłam.
- I nie cieszysz się ?
- Nie.
- Dlaczego ?- spytała Roks.
- Bo ja chce Jakie'go.- mruknął łamiącym się głosem.
Przytuliłam go mocniej i pozwoliłam się wypłakać.Po chwili do pokoju wspólnego zeszli bliźniacy i usiedli koło nas.
- Nasza siostra, to niezła pielęgniarka.- powiedział Fred.
- Może nie chce znać szczegółów.- powiedziałam.
- Za półtorej godziny gwardia. Co dzisiaj planujecie ?
- Zaklęcia niewerbalne.
- Przecież to było w szóstej klasie, jakim cude... Ja może lepiej nie pytam.- powiedział George.
- No będą takie małe pojedynki.
- Z kim ?
- Ze mną i Harrym.- powiedziałam, a oni wytrzeszczyli na mnie oczy.- Nie możecie ze sobą nawzajem, bo jeszcze nie wiadomo co by z tego wyszło.
- Za to z tobą i Harrym, możemy ?
- Pewnie.
***
- Słuchajcie, dzisiaj potrenujemy zaklęcia niewerbalne.- powiedział Harry.
- No to każdy z was ma poduszkę, i macie za pomocą zaklęcia niewerbalnego przywołać je do siebie.- powiedziałam.
- A potem ?- zapytał Smith.
- Jak opanujecie przywoływanie to zresztą pójdzie wam dużo łatwiej.
- Skąd ta pewność ?
- Bo ja i Harry będziemy się z wami pojedynkować, własnie na takie zaklęcia. I uwierz mi Smith, żeby nie oberwać Drętwotą, na pewno to opanujesz.- powiedziałam z uśmiechem.
- Oczywiście, jeżeli nie dacie rady, w razie co możecie wypowiedzieć na głos zaklęcie.
- Tak, ale nie po to są te zajęcia, aby się wymigać od głównego tematu.
- No tak, tu moja siostra ma rację.
- Więc może najpierw ja z Harrym przedstawimy wam taki pojedynek, a później wy pójdziecie, poćwiczyć przywoływanie ?
- Tak, pewnie.- usłyszałam zgodny głos gwardii.
Harry odszedł ode mnie o jakieś siedem metrów i wycelował we mnie różdżkę. Zrobiłam dokładnie to samo co on. Machnęłam różdżką, a czerwone światło mignęło w stronę mojego brata. Przez pewien czas oboje rzucaliśmy tylko zaklęcia oszałamiające i rozbrajające. Podejrzewam, że nasze ruchy wyglądały podobnie jak w pojedynkach szermierki. W końcu rzuciłam zaklęcie rozbrajające tak celnie, że różdżka mojego brata wylądowała na mojej wyciągniętej dłoni.
- No to teraz wasza kolej z przywoływaniem.
Powiedziałam, a cała reszta wybrała sobie poduszki i stanęła od nich na odległość dwóch metrów.
- Musicie, mieć przed oczami to zaklęcie, musicie myśleć tylko o tym.- powiedział Harry.
Każdy zaczął machać różdżkami w stronę poduszek. Po dwudzistu minutach wreszcie udało się przywołać poduszkę Hermionie. Potem poszło już jak z płatka. Po kolei, Ginny, Cedric, bliźniacy, Roks, Marta i reszta przywołali do siebie poduszki.
- Świetnie, to możemy już zaczynać ?- zapytał Harry.
- Tak.
- Ok. To może najpierw dziewczyny ustawią sie po mojej stronie...
- A chłopacy po mojej.- dokończył Harry.
Pierwsza była Hermiona. Całkiem nieźle jej szło. Umie opanować zaklęcia niewerbalne. Walka między nami trwała z pięć minut, dłużej nie dała rady.  Reszta po moim jednym machnięciu różdżką traciły swoje. Chociaż reszta moich przyjaciółek dała sobie radę. Przyszła kolej na Cho. No to będzie zabawa. Machnęłam na nią, a ona odbiła swoje zaklęcie. Mecz "szermierki" rozegrał się w niecałe 3 minuty.
Minuty mijały, a u mnie zaczęli zjawiać się już chłopacy. Na pierwszy ogień Cedric. Jestem ciekawa co z tego wyjdzie. Machnęłam zaklęciem rozbrajającym. Z nim to raczej wyglądał jak runda szachów, każdy krok porządnie przemyślany, zanim strzeli zaklęciem. No i mat ! Wyciągnęłam dłoń, a jego różdżka wylądowała na niej. Teraz Draco, z nim będzie gorzej. I w tym wypadku to nie będzie ani spokojna runda szachów czy lekki pojedynek szermierki. To będzie prawdziwy mecz quidditcha.
Malfoy zaczął pierwszy i już zaklęciem oszałamiającym, ledwie co zdążyłam dosunąć dłoń do promienia, który podążył teraz do niego. Teraz ja strzeliłam mu zaklęcie rozbrajające. Nic. No dobra skoro tak, to zaczynam szukać złotego znicza. Reducto! krzyczałam w myślach. Ale ten się nie dał. Rzuciłam zaklęcie spowalniające i tu jest gol. Teraz rozbrajające i złoty znicz dla Gryffindoru.
- Tym razem ci się udało.- powiedział Draco z uśmiechem.
- Wiem, wiem.
Po kolei znowu mijali ludzie, ale ja czekam tylko i wyłącznie, aż George stanie naprzeciwko mnie. Chcę się przekonać co zrobi.  Mijali i mijali. Oooo, miła niespodzianka naprzeciwko mnie stanął Michael.
Teraz będzie prawdziwa zabawa, od dzisiejszego popołudnia darzę dwójkę Krukonów, nie miłym uczuciem. Chłopak zaczął, czy mi się zdaję, czy to Cruciatus? No tak o tej grupie nikt nic nie wie, może sobie nawet Avadę strzelić. Machnęłam ręką i znowu się odbiło. Teraz moja kolej, nie dam ci takiej satysfakcji. Machnęłam oszałamiaczem i chłopak padł na ziemię. Wszyscy się na mnie spojrzeli.
- Taaa... To może był właśnie przykład własnego egoizmu i na dodatek, małej objętości umysłu dla zaklęć niewerbalnych. Połóżcie go gdzieś na materacu, za chwilę powinien dojść do siebie.- powiedziałam i spojrzałam na Ginny, która się do mnie uśmiechała.
Spojrzałam na swojego przeciwnika, a uśmiech jeszcze bardziej mi się wytrzeszczył. No kochanie to, do którego z rodzajów, mogę cię zaliczyć ? Chłopak uśmiechnął się do mnie i pokręcił z niedowierzania głową. Czułam się tak jakby, wszyscy się na nas teraz patrzyli. Uniosłam pytająco brwi, a on pokazał ręką, że mam zacząć pierwsza. Wzruszyłam ramionami i machnęłam zaklęciem rozbrajającym. George szybko zrobił unik i machnął na mnie Drętwotą.  Użyłam dłoni i dokładnie w tym samym czasie rzuciłam zaklęcie spowalniające,  tak jakby znał każdy mój ruch, użył zaklęcia tarczy Chociaż on pewnie zna każdy mój ruch. Skarbie, nie baw się tak ze mną, po prostu zrób to na co masz ochotę, ale może nie tutaj, mimowolnie uśmiechnęłam się i rzuciłam na niego Confundus. No, a teraz zaklęcie rozbrajające. I szach, oraz mat. Uśmiechnął się i ukłonił. Odszedł, ale teraz już z nikim nie było tak ciekawie.
Minęło pół godziny i wszyscy już stali przed nami.
- No to na dzisiaj koniec. Pewnie jeszcze przed świętami postaramy się zrobić jakieś zajęcia, ale za dużo nie obiecujemy.- powiedział Harry.
- Na pewno odbędą się jeszcze raz, a po świętach może przejdziemy do Patronusa.- powiedziałam, a wśród innych mogłam usłyszeć okrzyki radości.
- To do zobaczenia.- powiedział Harry i machnął ręką.
Wszyscy zaczęli powoli znikać za ścianą. Spojrzałam na brata z pełno satysfakcją.
- I jak ci się podobała moja rundka szachów z Michaelem ?-zapytałam, a on parsknął śmiechem.
- Podziwiam cię siostrzyczko.- powiedział i dał buziaka w policzek.
- Sie wie.- powiedziałam z uśmiechem. Doszli do nas Ginny i bliźniacy.- To może my już pójdziemy ?- zapytałam, ale i tak popchnęłam bliźniaków w stronę drzwi.
Wyszliśmy z pomieszczenia i zaczęliśmy biec w stronę portretu Grubej Damy. Przeszliśmy przez dziurę w ścianie i usiedliśmy na kanapie.
- No nieźle, nam dzisiaj poszło.- powiedziałam nie powstrzymując się od śmiechu.
- No tak, całkiem, całkiem. Ale i tak najbardziej podobała mi się sytuacja z Michaelem.- powiedział Fred.- Chociaż nie, jak wy zaczęliście w siebie strzelać tymi zaklęciami, to każdemu zapierało dech w piersi.- powiedział, a ja razem z Gorgem parsknęliśmy śmiechem.
- Dobra, jestem wykończona, idę spać.- powiedziałam i dałam Gorgowi buzi w policzek.
Weszłam do dormitorium, w którym jeszcze było pusto. No trudno. Chwyciłam pidżamę i poszłam do łazienki. Zmyłam resztę makijażu z twarzy i wyszorowałam zęby. Weszłam pod prysznic, włosy wyszorowałam swoim ulubionym szamponem. Ubrałam pidżamę i włosy porządnie rozczesałam.
Z powrotem wróciłam do dormitorium, w którym już na mnie czekała Gin.
- No to opowiadaj.- powiedziałam do niej i usiadłam naprzeciwko.
- Idziemy razem na bal. I on powiedział, że za mną tęsknił, a mi się zrobił tak lżej na sercu i go pocałowałam.
- O jery Ginny ! Nareszcie !
- Tak, tak przyznaj, ze nie trawiłaś ani Cho, ani Michaela.
- No przyznajmy szczerze, że nie przepadam ani za jednym, ani za drugim.- powiedziałam i wybuchłyśmy śmiechem.
- Idę do łazienki.
- Dobra.- powiedziałam i okryłam się kołdrą.
 Ten dzień był pełen wrażeń, mimo to nie oddałabym go nawet za sto tysięcy galeonów. Z myślami co by było gdyby, ramiona Morfeusza otuliły mnie do snu.
________________________________________
No i oto jest *.*
Mam nadzieję, że się wam podoba <3
Rozdział dedykuję Black, Klaudii, Rexi Greend i Wiktorii *_*
Jesteście ? Zostawiajcie po sobie komentarze ;>

piątek, 15 marca 2013

Rozdział 31."Jeśli nie chcesz mojej zguby, krokodyla kup mi luby!"


Rozdział 31.
Siedziałam na jednym z nielicznych ławek, przy dziedzińcu. Gdyby nie to, że trzęsłam się jak głupia, z zimna, mogłabym powiedzieć, że jest dość przyjemnie. Fred i George, są gdzieś w Zakazanym Lesie razem z Tomem i szykują coś jak niby nagrobek. Bardzo się nim przejęli. Może to i dobrze, przynajmniej trochę wydorośleją. Ginny przysiadła się obok mnie, a w ręku trzymała malutkie, zielone pudełeczko obwieszone wstążkami. Westchnęła i oparła swoją głowę o moją. Zaśmiałam się, a przy nas momentalnie pojawił się Tom.
- Hej Tom i co już wszystko gotowe ?- zapytała Gin.
- Tak, idziemy ?
- Jasne.
Wstałyśmy i zaczęliśmy iść w stronę skraju lasu. Uśmiechnęłam się na sam widok starań chłopaków. No całkiem i to wyszło. Z wyjątkiem Harrego który teraz podskakiwał na jednej nodze. Podeszłam do niego i spojrzałam znacząco.
- No... ten kopnąłem o pień.- wyjąkał.
- Biedny ty mój braciszku, co zrobić, żeby kuku zniknęło ?- zaśmiałam się, udając, że się przejęłam.
- Ale śmieszne.- powiedział i uśmiechnął się do mnie cynicznie.
Złapałam się za pierś i zagrałam, że bolą mnie jego słowa. Zaczął się śmiać i otulił mnie ramieniem. Spojrzeliśmy na niewielką dziurę w ziemi, gdzie na początku stała średniej wielkości skała z wygrawerowanym imieniem gada. Gin narzuciła na twarz czarną chustkę. Zaśmiałam się, bo ona jak już się w coś wciągnie to nie da rady się jej tego wybić z tej makówki.
Tomie włożył trumienkę do wgłębienia w ziemi i sypnął piaskiem. Uśmiechnęłam się, a chłopczykowi oczy się zaświeciły. Podszedł do mnie i mocno uściskał. Pogładziłam go po włoskach, a chłopaki zaczęli powoli zasypywać szparę. Złapałam chłopczyka za rączkę i poszliśmy do Wielkiej Sali, gdzie właśnie w najlepsze trwało drugie śniadanie. Ginny i Roksana ruszyły za nami. Marta miała się spotkać z Cedriciem, więc zrezygnowała z pożegnania z Jakie'm, nie można się jej dziwić ostatnio Puchona spotyka tylko w weekendy, a Hermiona ? Hermiona ma lepsze sprawy na głowie niż coś takiego jak coś ważnego dla małego chłopczyka.
Ostatnio strasznie się zmieniła. Jeszcze potrafimy w niej dojrzeć naszą kochaną i jedyną w swoim rodzaju Mionkę, ale to się zdarza coraz rzadziej. To wszytko przez Malfoya, tą tlenioną i parszywą tchórzofretkę.
Snape dał mi spokój i Alleluja! Teraz pewnie się gdzieś ugania za swoją gosposią. Nie, Maja ! Nie myśl o tym, bo zwrócisz swoje śniadanie ! Dziewczyno ogarnij trochę tą swoją łepetynę i daj sobie porządnego kuksańca, na orzeźwienie.
Zaśmiałam się na samą myśl, kiedy zobaczyłam Severusa w bokserkach. Tom spojrzał na mnie ze zdziwieniem, a ja otarłam jego łezki z policzka. Weszliśmy do jadalni, gdzie panował gwar. Pełno uczniów, rozmawiających tylko o jednym. O dzisiejszych próbach walca. No i w końcu o tak bardzo upragnionym balu, który już przecież niedługo. Usiadłam pomiędzy Cedriciem, a Tomem, który nadal nie puszczał mojej dłoni. Puchon obejmował moją przyjaciółkę, a młody Gryfon zrobił skrzywioną minę. Zmarszczyłam nos i popatrzyłam na niego tak, że teraz na jego okrągłej buzi zagościł promienny uśmiech.
Starszy bliźniak przepchnął się jeszcze pomiędzy mnie, a starszego Puchona i złapał za kanapkę. Przewróciłam oczami i wróciłam do swojej sałatki, a była to niezła sztuka jeść lewą ręką, bo za prawą nadal trzymał mnie młody Lumiere.
George patrzył na nas zdziwiony, a ja tylko pocałowałam go w policzek. Na jego twarzy od razu zagościł łobuzerski uśmieszek. Na mównicy powstał Albus Dumbledore. Rozejrzał się po Sali, gdzie momentalnie, podniecone szepty ucichły.
- Witam was moi uczniowie !- powiedział zadowolony z siebie.. Uznałam to za dobry znak, no bo przecież dyrektor, jest osobą prawdomówną, mimo, że mówi bardzo zawile.- Bal zbliża się wielkimi krokami. Uczniów na wejściowy taniec mamy ustalonych, oczywiście zagości u nas także zespół Fatalnych Jędz.- rzekł, a na sali zaczęły się wiwaty.- A dzisiaj macie przygotowania do tańców towarzyskich wraz z opiekunami domów w Sali Wejściowej.
Dziewczyny zaczęły szeptać zawzięcie, niektórzy chłopacy przewrócili oczami lub się wzdrygnęli.
- Uczniowie od czwartej klasy wzwyż Gryffindoru i Huffelpufu, mają zajęcia razem, wraz z profesor McGonagall. A uczniowie Slytherinu i Ravenclawu mają jutro popołudniu z profesorem Flitwick'iem.
Dokończyłam jedzenie i pędem pognałam do dormitorium. Zostawiając Toma wraz z chłopakami. Powiedziałam hasło i przeszłam przez dziurę w portrecie. Otworzyłam drzwi od swojej sypialni i dobiłam do kufra. Zaczęłam się przepychać między jakimiś grubymi swetrami, czapkami, szalikami i starymi dżinsami. W końcu, są ! Uśmiechnęłam się i zarzuciłam wysokie białe szpilki na stopy i przeszłam się w nich parę razy po pokoju. Jeśli ja się w nich nie zabiję, to jestem mistrzem.
Do pokoju wpadły Ginny, Marta i Roksana. Mimo, że nie ma partnera, ma obowiązek iść na próby, ale to się dobrze składa, bo przecież jej się to przyda. Pomachałam im na pożegnanie i chwiejnym krokiem ruszyłam w stronę wieży naprzeciwko sowiarni.
Minęłam zbroje, popiersia i inne zabytkowe przedmioty, obrazy, rzeźby w naszej szkole. Cały zamek Hogwartu jest cudowny i aż emanuje od niego magią, szczęściem, spokojem. No może to ostatnie, niedawno się zmieniło, no bo przecież wiadomo z nami nie może być spokojnie. Ale ja tak dobrze pamiętam jak w pierwszy dzień szkoły wyszłam na zajęcia. Byłam wtedy sama, z Hermioną nie rozmawiałyśmy, Marta zaprzyjaźniła się z Lavander, ale na szczęście jej przeszło.
Wyszłam z dormitorium bardzo wcześnie, nie chciało mi się iść po Harrego i Rona, wiedziałam, że te dwa lenie jeszcze śpią. Po kilku minutach niepewności skierowałam się do Wielkiej Sali. To jedyna droga, którą zapamiętałam. No w sumie to jedyna droga, którą przemierzyłam. Po drodze spojrzałam na swój plan. 
Plan zajęć: Maja Lily Potter.
8.00- początek zajęć. 
1. Zaklęcia- Slytherin pierwszy rok. 
2. Eliksiry- Slytherin pierwszy rok. 
3. Transmutacja- Slytherin pierwszy rok. 
4. Zielarstwo- Huffelpuff pierwszy rok. 
5. Historia Magii- Ravenclaw pierwszy rok. 
I to tyle, to były piękne początki, tylko tak jak zawsze Gryfoni musieli mieć więcej zajęć z Ślizgonami. Dopiero wtedy zaczynał się koszmar.
Wolnym krokiem szłam przez cudowne korytarze zamku. Podziwiając każdy jego zaułek. Była godzina szósta rano, nie ma co mi się śpieszyć. Przeminęłam cudowne witraże, nieziemskie obrazy z ruszającymi się postaciami. Wieczór wcześniej myślałam, że czegoś mi dosypali do obiadu, ale Ron szedł niewzruszony reakcjami osobników w ramach, więc też wzruszyłam ramionami i ruszyłam dalej za Percy'm. 
Coś przeleciało mi koło nosa. Wzdrygnęłam się i zrobiłam krok do tyłu. Przede mną wirowała na powietrzu niewielka piłeczka, trzaskająca iskrami tak jak fajerwerki w sylwestra. Doszedł mnie śmiech z tyłu. Odwróciłam się do źródła rozbawienia i ujrzałam turlających się ze śmiechu bliźniaków Weasley. 
Nie żeby coś, ale jakby wtedy ktoś mi powiedział, że będę jednym z nich to wyśmiałabym go prosto w twarz.
- Z czego się śmiejecie ?- zagrzmiał mój głos. 
- Nie no wiesz, czarodziejka półkrwi, a nigdy nie widziała piłeczki od Eksplodującego Durnia.- zaśmiał się któryś z nich. 
Dzisiaj mogę powiedzieć, że to był George.
- Może i półkrwi, ale wychowana przez mugoli. A w ogóle o co chodzi z tymi statusami krwi ?- skierowałam się to tego niższego. 
- No to takie powiązania genetyczne. Mugol z czystokrwitym, to byłby półkrwi... Chyba.- wytłumaczył mi. 
No i na tym się kończy moja pierwsza rozmowa z bliźniakami. Nic szczególnego, ale zawsze jest fajnie popatrzeć, jak ktoś nie jest pewien swoich słów. Zaszłam do pokoju Hermiony. Lekko zapukałam w drzwi, a po chwili je uchyliłam.
- Miona ? Jesteś ?- zapytałam.
- Tak, tak jestem !- usłyszałam głos dochodzący z fotela.
Podeszłam do niej i oparłam się. Spojrzałam co czyta, aż parsknęłam śmiechem.
- Jeśli nie chcesz mojej zguby, krokodyla kup mi luby !- zacytowałam fragment książki, a Grangerówna się wzdrygnęła.
- Moćum panie !- wrzasnęła, a ja zaczęłam się kulić ze śmiechu.
Po sekundzie śmiałyśmy się obie. Oj Mionka ! Mama chyba jej kupiła nową książkę i przysłała. Krokodyla kup mi luby.
- Ej weź kiedyś tak powiedz do Draco.- wykrztusiłam.
- Jasne. Pod warunkiem, że ty tak powiesz Georgowi.
- Ani mi się śni. Bo jeszcze weźmie to na serio. Nie znasz ich ?
- Faktycznie, oni są w stanie wszystko zrobić.
- Właśnie, a ja jakoś nie mam ochoty trzymać krokodyla w dormitorium.- zaśmiałam się.
 Po kilku minutach, turlania się po ziemi, mocno pociągnęłam dziewczynę za rękę i poszłyśmy w stronę Sali Wejściowej.
- Jest już końcówka listopada, a śniegu jak nie ma, tak nie ma.- poskarżyła się Gryfonka.
- Jeszcze spadnie.- pocieszyłam ją.- A ty po kilku dniach będziesz miała go dosyć.
- No, ale fajnie byłoby się powygłupiać, w tym śniegu.- powiedziała zafascynowana.
- Tak, pewnie Miona. A jak Dracuś ?- lubię się z nią droczyć, taki już nasz urok.
Kłócimy się, ale po kilku godzinach już się przepraszamy, przytulamy i mówimy jak to bardzo żałujemy...
Chociaż to zdarzało się coraz rzadziej i rzadziej. Każda ma swojego chłopaka, przygotowuje się do Sumów . No, ale może to już niedługo się skończy.
Zaszłyśmy do sali gdzie było już pełno uczniów, razem z szatynką zajęłyśmy miejsce koło uradowanej Ginny. Skakała ze szczęścia. Do pomieszczenia weszli Harry, Ron i Cedric, mój bliźniak z każdym krokiem, jaki stawiał krzywił się.
Usiedli naprzeciwko nas. Ron był cały naburmuszony. Wstałam ukradkiem i okrążyłam całą salę, tak, że stałam teraz przy bliźniakach. Położyłam sobie palec na ustach i uśmiechnęłam się. Zarzuciłam sobie włosy na twarz i powoli zaczęłam się przybliżać do młodego Weasleya. Na jego ramieniu zaczęłam bawić się ośmioma palcami, tak żeby wydawało mu się, że to pająk. Wiem, wiem. On tak bardzo ich nie znosi, a ja jeszcze mu takie żarty stroję. Rudy zrobił przerażoną minę i odwrócił się do mnie. Odskoczył, a mnie znowu naszedł napad śmiechu.
Niestety w tym samym momencie przyszła McGonagall i Filch ciągnący za sobą stary gramofon.
- Panno Potter, proszę zająć miejsce.- rzekła chłodnym tonem.
Uśmiechnęłam się pod nosem, ze nie oberwało mi się niczym gorszym i usiadłam na swoim starym miejscu. Z urządzenia zaczęły wypływać melodie. A psorka, podobnie tak jak rok temu zaprosiła do siebie Rona. Prefekt skrzywił się i z podobną niechęcią co ostatnio robił to co ona mu kazała. Oczywiście Fred i George znowu turlali się ze śmiechu, podygując w rytm muzyki.
Nauczycielka transmutacji spojrzała na mnie, a ja wytrzeszczyłam oczy. Machnęła głową na Georga, a ja bardziej wtuliłam się w krzesło.
- Potter teraz twoja kolej, proszę z panem Weasleyem.- powiedziała, pokazując na starszego bliźniaka.
- Nie ma mowy.
- Panno Potter...
- Ale on nie umie tańczyć !- odpowiedziałam, a on przewrócił oczami.
- Potter bo zarobisz szlaban...
- Żeby się pani czasem nie przekonała.- mruknęłam, a rudzielec chwycił mnie za rękę.
Westchnęłam głęboko. Dobrze wiedział, że tylko się naśmiewam, bo w rzeczywistość George potrafi naprawdę dobrze tańczyć. Ja po prostu nie chcę się wywalić w tych szpilach.
McGonagall, zaczęła wyznaczać pary, Harrego i Ginny wzięła razem, więc zaraz będzie tu niezła wojna.  Chłopak chwycił mnie w tali, a ja położyłam na ramieniu lewą dłoń.
Co takt jest uniesienie w górę, jak ja tego nie cierpię, ale jak mus to mus. No tylko, że z Georgem skończyło się to tak, że po chwili śmialiśmy się w niebogłosy, na ziemi. Buty zaczęły mnie tak uwierać, miałam ochotę je po prostu zdjąć i już nigdy w nich nie chodzić, ale to niemożliwe.
Opiekunka Gryfonów, również się z nas śmiała. No byłoby to dziwne, gdy jeden z jej uczniów próbuje unieść swoją partnerkę, nie wychodzi mu, a ona przelatuje przez jego ramię. To już nasza druga gleba, chyba gorzej być nie może. A jednak po chwili była i trzecia i czwarta i piąta... I tak, aż do dziesiątki.
No tak, cały Georgie. Wkurzył się i przerzucił mnie sobie przez ramię.
- George puszczaj !- krzyknęłam, a ten zaczął się kręcić.- George ! Upuścisz mnie !
- Co to, to nie !
- No to puszczaj wariacie !
- Nie !
- Tak !
- Kłócisz się ?- zapytał.
- Nie, po prostu sobie zwisam z ramienia, takiego jednego rudzielca, który nie chce mnie postawić !- powiedziałam sarkastycznie.
Chłopak mnie postawił, a zęby wyszczerzył w szelmowskim uśmiechu. Spojrzałam na niego, wzrokiem godnym bazyliszka i miałam ochotę trzepnąć go tłuczkiem.
Psorka odesłała nas już do pokoi wspólnych, załamana naszą postawą, ale i tak jeszcze nie uzgodniła następnych prób więc mi pasuje, nie będę musiała cierpieć w tych butach. Wyszłam na dziedziniec i spojrzałam w stronę Zakazanego Lasu.
Zdziwiłam się. W miejscu gdzie jeszcze dzisiaj rano żegnaliśmy Jakie'ego, siedział Tom, z zapłakanym oczkami. Podeszłam do niego i otuliłam ramieniem. Przysiadłam obok Gryfona, a ten położył swoją głowę na moim ramieniu i cicho westchnął.
___________________________________
Przepraszam, że tak późno, ale niedawno co wróciłam do domu ;D
Rozdział wydaję mi się dość krótki, ale to już chyba mam przyzwyczajenie do długaśnych notek ;>
Kochani dziękuję wam za ponad 5100 wyświetleń, jesteście niesamowici *.*
Mam nadzieję, że się wam rozdział spodoba ;3
Zostawiajcie po sobie komentarze, nawet nie wiecie, jak to bardzo motywuje <3
~Hermionija.