czwartek, 6 lutego 2014

Rozdział 45."SUMY cz.1"

Rozdział 45.
Siedząc przed kominkiem z książką do astronomii, można pomyśleć, że staram się jak najbardziej zagłębić w lekturze. Lecz gdy tylko mogłam spoglądałam w kominek, gdzie ogień wesoło brykał z framugą. Materiał podstawowy niby sobie powtórzyłam, ale czy na pewno odpowiednio dobrze ?
- Saturn do promieniowania oriona odbija się z szybkością światła, a od tego odjąć oddziaływanie pierścieni to się równa N do potęgi...- powtarzałam sobie regułkę, kiedy ktoś obok mnie usiadł. Spojrzałam na sprawcę moich przerwanych obliczeń.
- Za parę godzin ostatni mecz quidditcha.- odezwała się blondynka.
- Mam, nadzieję, że tym razem mu się uda.- powiedziałam.
- Ostatni mecz, a ty ślęczysz nad książkami.- rzekła urażona Roksana.
- Muszę je zdać jak najlepiej.
- Przecież już na pewno znasz wszystkie regułki i formułki. Sumy za tydzień i ty do tego czasu, masz zamiar siedzieć na lekcjach lub czasami na błoniach z nosem w podręcznikach.
- Jeśli się tak da.- mruknęłam.
- Dzisiaj rano napisał do mnie Fred.- powiedziała z uśmiechem i pokazując mi pomarańczową kopertę.
- I co napisał ?- zapytałam spuszczając głowę na dół i szybko ocierając łzę.
- Że Dowcipy rozkręcają się, ludzie nie mogą się napatrzeć i że jeśli nie będzie rodziców jeszcze przez pół roku to mam się wprowadzić do nich.- powiedziała, jeszcze bardziej się uśmiechając i przeglądając list.- A i razem z Georgem wszystkich tutaj pozdrawiają.- spojrzała na mnie.- Może powinnaś dać mu...
- Jak ? Jak Roksana ? Nie napisał do mnie ! Rozumiesz ? Minął miesiąc, a on nawet nie napisał jednego głupiego "Przepraszam" nie napisał.- powiedziałam i się rozpłakałam.
***
- I jak gotowa ?- zapytał Lee, kiedy siadaliśmy przed mikrofonami.
- Po co w ogóle pytasz ?
- Nie wiem, ale zaczynamy.- powiedział z uśmiechem.
- Za 3...2...1... Dobry wieczór wam.- zawitałam i usłyszałam gromkie brawa.- No co jest ? Ludzie ! Ostatni mecz ! Wieczorny mecz quidditcha rozstrzygnięcie, który dom dostanie Puchar Quidditcha !
- Gryfoni dajcie wiwat ! Na powitanie naszej drużyny prowadzonej przez kapitana Jonhson !- wrzasnął Lee.
- No i drużyna Krukonów !
- Potter, już im tak nie dopinguj.
- Oj Lee, proszę cię ! Ja ? Ja kibicuję Gryfonom ! Aby Ron, nam świetnie bronił! Uda ci się ! Prawda ?- zapytałam i usłyszałam wiwat tłumu.
- No i wystartowali ! Davies natychmiast przejmuje kafla, kapitan Krukonów Davies ma kafla, ogrywa Johnson, mija Bell, mija Spinnet... pędzi prosto na bramkę Gryfonów! Będzie strzelał... i... i... - tu Lee zaklął głośno - i zdobył gola.
Weasley wciąż puszcza gole,
Oczy ma pełne łez...
- A teraz Spinnet gra, pędzi, pędzi ! I .... Tak ! Zdobywa bramkę ! 10:10 ! Brawo!- krzyczę, a tłum krzyczy i klaska.
Kapelusz zjadły mu mole,
On naszym królem jest!
***
Po dwóch godzinach ciężkiego meczu, oczy powoli zaczęły mi się zapadać. Obserwując jak Chang i Ginny mijają się koło znicza. Bradley i Davies gnają do pętel, których broni Ron, nagle się otrząsnęłam i spojrzałam z uwagą na dwóch Krukonów.
- Jest ! Udało mu się ! Udało się ! Weasley obronił !- krzyknęłam.
- Gryfoni zaczęli powoli nadrabiać punkty, patrz ! Tam !- spojrzałam w stronę, gdzie Lee zaczął wymachiwać ręką.
- Ginny i Cho, zaczynają powoli ścigać złoty znicz !
- Tak ! Ginny Weasley złapała ! Gryfoni zwyciężają przewagą 110 punktów !
"Weasley jest naszym królem,
Bramkarzem jest na fest!
więc zaśpiewajmy chórem
On naszym królem jest
Weasley nie puszcza goli,
Bramkarzem jest na fest!
Więc śpiewają Gryfoni
On naszym królem jest
Weasley naszym królem,
Nie będzie więcej łez
Trzech pętli broni murem,
On naszym królem jest!"
- Teraz pani profesor McGonagall, wręcza Angelinie Johnson Puchar Quidditcha.
 Wyszłam z tłumów i rzuciłam się Ronowi na szyję.
- Udało cie się!- krzyknęłam.
- Udało się!- krzyknął i zaczął się śmiać. Uniósł mnie i okręcił dookoła.- Udało się! Hermiona! Harry! Udało się!- krzyknął i wziął w objęcia Gryfonkę.
Poczułam jak ktoś zakrywa mi oczy, chwyciłam za jego dłonie i odwróciłam się. Po chwili ujrzałam Blaise'a Zabiniego.
- Chciałem ci pogratulować.- powiedział nieśmiało.
- Mi?
- No tak, świetnie ci idzie komentowanie.- powiedział, a ja się zaśmiałam.
- Dziękuję.
- Ależ nie ma za co.- powiedział i się ukłonił.- Życzę także powodzenia.
- O w czym ?
- W sumach.
- Ja także życzę ci powodzenia.- powiedziałam, a on zniknął mi z oczu.
- Co to było?- zapytała Ginny.
- A ja ci tam mam niby wiedzieć ? Pogratulował mi, że dobrze komentuję.
- Tobie pogratulował ? A ja to co ?
- Ja ci mogę pogratulować.- usłyszałam swojego brata, a dziewczyna od razu rzuciła mu się na szyję.
***
- Uspokój się, przecież damy radę.- powtarzał Harry, kiedy staliśmy przed cieplarnią.
- Łatwo ci mówić, ja muszę zielarstwo zdać na wybitny !
- Panno Potter, panno McAllen, panno Black, zapraszam.- usłyszałam głos psorki, kiedy po piętnastu minutach weszła Hermiona, Padma i Lavander.
Zdając umiejętności, nie jest wcale tak źle, gorzej z teorią, którą będę zdawać dopiero jutro.
- Nie ważne co się wie...- pouczał głośno Draco, Crabbe’a i Goyle’a przed salą do eliksirów, kiedy za chwilę mieli wywołać kogoś z nas.- ważne kogo się zna ! Mój ojciec od lat zna przewodniczącą Czarodziejskiej Komisji Egzaminacyjnej... starą Gryzeldą Marchbanks... bywała u nas na obiadach i w ogóle...
- Myślicie, że to prawda ?- zapytała przestraszona Miona, patrząc na Dracona.
- Nie no coś ty.- powiedziała pocieszająco Marta.- Gdyby tak było, na samo usłyszenie mojego nazwiska wygoniliby mnie z sali, a jeszcze jakoś zdaję Sumy, prawda ?
- Ten dureń tylko potrzebuje kontaktów, bo jest tak tępy, że nie potrafiłby nawet odróżnić Marsa od Saturna ! Lub mięty od cytryny.- powiedziałam, wyjątkowo głośno.
- A co jeśli ?
- Daj spokój Miona i się rozluźnij.- powiedział Ron kładąc jej ręce na ramionach.
- Potter, Granger, McAllen !- usłyszałam surowy głos Snape'a.- Przygotować eliksir euforii, no już.
Podeszłam do swojego kociołka i rozgrzałam powoli wodę gotującą się w nim. Wrzuciłam miętę i pancerzyki chitynowe i powoli zaczęłam je rozkruszać, kiedy zaczęły się gotować, nie miłemu fetorowi, zeszłam z drogi sokiem z cytryny. A na koniec wycisnęłam pestki i sok z fig abisyńskich. Wlałam wywar do fiolki i podpisałam go swoim nazwiskiem i domem.
Wyszłam z sali i spojrzałam na przerażonych Harrego, Rona i Martę.
- Nam dał eliksir euforii, może wam dać rozśmieszający lub słodkiego snu.
- Mam nadzieję, że znowu nie zrobi czegoś tak głupiego i nie rozbije mojej butelki.
- Nie może, są tam egzaminatorzy.
- Dobra.
- Lecę na starożytne runy.- powiedziałam machając do nich ręką.
- Do zobaczenia.
***
- Jak ci poszło ?- usłyszałam Hermionę, wołającą z końca sali. Wywróciłam oczami do Rona, a on się zaśmiał.
- Ale co mi poszło ?
- No runy.
- Straszne było to czytanie.
- Co miałaś ?
- "Tylko ci co do odważnych należą, rozszyfrują to. Tylko ci co w życiu wiele przeżyli i cierpieli, znać znaczenia słowa tego będą."- powiedziałam, a ona wytrzeszczył na mnie oczy, gdy po chwili rzuciła mi się na szyję.
- Mi też coś takiego dali.
- No to czyli jedno dla wszystkich było.
- A jak ci poszedł test ?
- Rozpisałam się na dwie stopy !- krzyknęłam do niej.
- Ja też.
- Widziałam, jak skrobałaś tym piórem po pergaminie.
- No ty nie lepsza.
- No dobra panie, ale na dzisiaj mamy koniec, jutro tylko teoria z zielarstwa, eliksirów, a z transmutacji umiejętności i teoria.- powiedział Ron załamując się przed podręcznikiem do astronomii.
- Nie zapominaj, że dzisiaj mamy o północy z astronomii.- powiedziałam, wyciągając książkę spod jego głowy.
- Nie zapomniałem, nie da się.- nagle do sali wparowały Marta i Roksana z podręcznikami do obrony przed czarną magią.
- Boicie się, że nie zdacie ?- zapytałam wertując podręcznik od astronomii.
- Nie naprawdę, Maja OPCM, to najgorsze co może być, oni będą kazali nam wypowiedzieć zaklęcie, a my zrobimy wielkie oczy i nawet nie machniemy różdżką, bo ta stara flądra nie miała zamiaru nam nic pomóc.
- I właśnie dlatego było GD.- powiedział mój brat.
- Pluton to zbiór księżycowych skał, gdzie panuje nadzwyczaj zimna atmosfera. Tam jest największe oddziaływanie magiczne, większe niż na ziemi.- przeczytałam po raz setny tą samą formułkę.
- I co myślisz, że własnie coś takiego będzie na teście ?
- Może być nawet coś co jest wydrukowane najmniejszą czcionką.
- No tak, gorzej będzie z rozszyfrowaniem, co nie ?
- No a nie ? Przecież, jak spojrzę w to niebo, to mnie po prostu zamuruje.
- Ciebie ? Chyba mnie, ja tylko przeczytałem notatki, które razem z Hermioną zaznaczyłyście na czerwono i to na dodatek u was w zeszytach.
- Mądrze Ron, bardzo !- powiedziała Hermiona trzaskając książką.- Przepraszam, ale idę na porady zawodowe.- wyszła z Wielkiej Sali.
- Dopiero teraz ?- zapytałam.
- Tak, wiesz, Umbridge musi być na każdych poradach, więc tak wypada, że jeden tydzień na jednego nauczyciela. Ja będę miał je dopiero jutro po transmutacji.- mruknął Ron,
- Czyli bezsensu.- powiedział Harry.
- Ja też ich jeszcze nie miałam.- powiedziała Black.
- Ja miałam dwa tygodnie temu. To było straszne. Zacznę się zastanawiać, czy czasem nie zatrudnić się u Freda i Georga w ich sklepie.- zachichotała Roks.
- Ja bym nie chciała sobie tak zmarnować życia.- powiedziałam.
Jakieś dziesięć miejsc dalej, zauważyłam samotnie porzuconego Proroka.
- Może, ty nie, ale mi nie widzi się rola za biurkiem.
- Mi też nie.- powiedziałam przywołując do siebie gazetę.- Dlatego w przyszłym roku będę miała przedmioty dla dalszej kariery zawodowej przywołującej aurorów lub uzdrowiciela.- uśmiechnęłam się do niej i otworzyłam szmatławca na trzeciej stronie.- A i u nich to życie za ladą chyba, że będziesz robić jako ich menager. Bo im się raczej na pewno przyda.- prychnęłam.
- Maja, przestań, on nie mógł ci powiedzieć, a zresztą chciałabyś, żeby oboje dostali karę chłostą ?
- Nie, nie chciałabym, ale mógł mi powiedzieć. "Jesteśmy" parą od prawie półtora roku, a on nawet nie ma zaufania do mnie, żeby powiedzieć co planują i nie mów mi, że to na pewno nie tak, Roksano.- powiedziałam i zaczęłam czytać strony Proroka codziennego.
Dotarłam na trzynastą stronę gdzie było umieszczone zdjęcia Syriusza i wystawiona na niego kwota dwudziestu tysięcy galeonów, za oddanie Blacka w ręce dementorów. Śmierciożercy niby, Syriusz i banda Voldemorta ! No pogrzało.
- O widzę, Potter, że zastanawiasz się czy czasem nie wydać Syriusza Blacka, seryjnego mordercę i byłego poplecznika Czarnego Pana, ministerstwu.- usłyszałam za sobą przesłodzony głos Umbridge.
- Nie pani profesor, zastanawiam się dlaczego taki brudny szmatławiec jak to, jest najbardziej rozpowszechnioną matrycą informacji, niż taki Żongler, czy cokolwiek innego. A teraz przepraszam, ale muszę iść pouczyć się na astronomię razem z bratem, aby został aurorem.- powiedziałam i pokazałam przyjaciołom, ze wychodzimy.
~*~
Kiedy byłem mały, moi rodzice należeli do Zakonu Feniksa. Podczas jednej z misji, stracili zdrowy rozsądek. Torturowała ich Bellatriks Lestrange. Do tej pory nadal odwiedzam ich w św. Mungu, a oni tylko kojarzą fakty, że jestem ich synem. Za każdym razem kiedy wracam do domu, rozmyślam, czy w końcu nie wstaną, nie uśmiechnął się do mnie i przywitają. Ale oni leżą i patrzą się na mnie z wielkimi oczami kiedy opowiadam im po raz kolejny, że jestem ich synem. Kiedyś się zemszczę, pomszczę ich, a Lestrange będzie żałowała, że zadarła z Longbottomami. To dzięki wam, moja nadzieja, coraz bardziej się powiększa i to właśnie wam chce podziękować. Bo dla mnie to zaszczyt być synem Alicji i Franka Longbottomów.
~*~
Usłyszałam głos Neville'a. Mrugnęłam i zobaczyłam, że nadal idę w stronę pokoju wspólnego Gryfonów. Zasłoniłam sobie uszy i szłam dalej, kiedy niepohamowany krzyk wydarł się z mojej krtani.
- Bo to wasza wina, że właśnie tam leżą.- zasyczał przerażający głos.- Wasi rodzicie nie żyją od czternastu lat, a wy nie złożyliście nawet znicza na ich grobie.- znowu.
- Przestań.- wyszeptałam.- To ty ich zabiłeś.
- Jednak jesteś świetną uczennicą oklumencji.
- Przestań, nienawidzę ciebie, przestań, wreszcie mnie nawiedzać.
- Ależ skąd, do zobaczenia w koszmarach.- znowu coś zasyczało.
Podniosłam głowę i zobaczyłam zielone tęczówki brata. Patrzył na mnie cały blady i z rozszerzonymi źrenicami.
- Już dobrze.- uśmiechnęłam się do niego blado.
***
- No i co muszę was za chwilę puścić ?- zapytała Ginny, Harrego lekko całując w policzek.
- Jakoś damy radę Ginny.- powiedział Ron, przytulając do siebie Alicję i szepcząc jej coś do ucha.
- Błagam bez takiej fonii.- powiedziałam z obrzydzeniem.
Stanęłam przy końcu sofy i opadłam na poduchy, zakrywając sobie twarz książką.
- No ej, a ja chciałem się położyć, widzę jednak, że kanapa jest zajęta, przez większego lenia.- usłyszałam głos Jordana. Odsłoniłam oczy i spojrzałam w jego czarne tęczówki .
- Masz pecha, ja za pół godziny mam test z astronomii, muszę sobie powtarzać, a jak chcesz się poprzytulać z Ang, to weź ją do siebie przecież masz puste dormitorium.- powiedziałam i rzuciłam kawałkiem starej gazety do kominka.
- Nie wściekaj się tak księżniczko.- wyszeptał mi do ucha, dokładnie tak samo jak robił George.
- Spadaj Geor...Jordan !- krzyknęłam i zakryłam sobie twarz rękoma.
- No co ? A właśnie bliźniaki dzisiaj do mnie napisali i masz pozdrowienia od Georga. - usłyszałam i tym razem  wzięłam poduchę i walnęłam nią w Gryfona.
- Nie musiałeś mi ich przekazywać.- po policzkach zaczęły spływać mi łzy.
- Piąta klasa ! Piąta klasa, zapraszam z mną.- usłyszałam głos jakiegoś egzaminatora.
Wstałam i ruszyłam przed siebie. Kiedy stanęłam na szczycie wieży astronomicznej, spojrzałam na niebo, pogoda jest wprost idealna. Tylko pamiętaj, Jowisz to nie pluton. Boże Maja, chyba aż tak głupia nie jesteś, co ?
Kiedy już Marchbanks i Tofty rozdaali arkusze z mapkami, rozległo się tylko głuche odgłosy skrobania piórem po pergaminach. Kiedy skończyłam kreślić konstelację między Marsem, a orionem, usłyszałam głuche otwieranie drzwi, a na dole po trawniku przejechał jasny snop światła. Nastawiłam swój teleskop i ujrzałam pięć długich cieni, znowu strzęk zamka, a błonia pokryły się w ciemnościach. Wzruszyłam ramionami i wróciłam do obserwowania Wenusa.
Gdy chciałam już nanieść wymiary na swój arkusz, coś innego przykuło moją uwagę. Pięć głów, a na przedzie szła swoim kaczkowatym chodem nasza nowa dyrektorka. Tylko dlaczego wybrała sobie porę po północy na spacer i to w towarzystwie czterech innych czarodziejów ? Ktoś za mną kaszlnął, a ja zaczęłam nanosić planety na pergamin i z uśmiechem zakończyłam wpisywanie właściwości oddziaływania Wenusa o takiej porze nocy i o takiej porze roku. Kiedy zaczęłam z powrotem obserwować gwiazdę północną, rozległo się pukanie do drzwi.
Spojrzałam w tamtym kierunku. W chatce Hagrida paliło się światło, które oświetlało lekko sylwetki czarodziei stojących przed nią. Gajowy otworzył drzwi, a postacie weszły do środka, po czym zapadła cisza.
Popatrzyłam na brata, który patrzył na mnie bacznie i kręcąc lekko z niedowierzania głową. Spojrzałam znowu w teleskop i zaczęłam obserwować położenie gwiazdy północnej i ile dzieli ją od księżyca.
Popatrzyłam z uwagą na swoją pracę i zamiast podpisać Pluton to podpisałam go Jowisz. No tak czyli jednak jesteś, aż tak głupia, albo tak śpiąca. Jeszcze wymierzyłam księżyc i podałam jego właściwości, oraz oddziaływanie skał księżycowych. Usłyszałam ryk dobiegający z ciemności, usłyszałam go tutaj, aż na wieży astronomicznej. Oderwałam się od soczewki teleskopu, podobnie jak większość uczniów.
Profeosr Tofty zakaszlał cicho i powiedział :
- Chłopcy i dziewczęta, proszę postarajcie się skupić. Pozostało jeszcze tylko 30 minut.
Na te słowa jak za dotknięciem różdżki zaczęłam rozszyfrowywać odległości położonych przy sobie  planet i gwiazd.
Znowu huk,na wieży zrobiło się lekkie zamieszanie. Drzwi domku Hagrida otworzyły się i teraz każdy mógł zobaczyć jego postać wymachującą pięściami w stronę pięciu mniejszych sylwetek, które rzucały na niego czerwonymi promieniami, zapewne próbując go oszołomić.
- Nie !- krzyknęła Hermiona.
- Moja droga !- krzyknął profesor Tofty oburzony postawą Miony.- To jest egzamin !
Ale teraz już nikt nie zwracał najmniejszej uwagi na mapę nieba. Czerwone promienie nadal śmigały koło chatki Hagrida, ale jakby się od niego odbijały. Wciąż stał wyprostowany i wciąż zdawał się walczyć. Przez błonia niosło się echo krzyków, jakiś męski głos ryknął: „Bądź rozsądny, Hagridzie!”, a Hagrid zawołał: „Niech szlag trafi rozsądek, tak łatwo mnie nie weźmiecie, Dawlish!”
Dostrzegłam maleńką postać Kła, który w obronie swojego pana zaczął rzucać się na czarodziejów, w końcu trafiony zaklęciem oszałamiający rzuconym najprawdopodobniej przez profesor Umbridge, padł na ziemię. Rozległ się gniewny ryk Hagrida. Chwycił postać za szatę, (nie to jednak był Dawlish, Inkwizytor stał obok) potrząsnął nią i cisnął przez całą długość domku. Hermiona wydała z siebie zduszony okrzyk, a ja popatrzyłam na Rona i Harrego, jeszcze żadne z nas nie widziało Hagrida w takim stanie.
- Patrzcie! - pisnęła Parvati, wychylając się za blankę i pokazując w dół, gdzie znowu otworzyły się frontowe drzwi zamku i w padającym z nich świetle widać było długi czarny cień biegnący przez trawnik.
- Co z wami?! - krzyknął profesor Tofty, wyraźnie już zaniepokojony. - Wiecie, że zostało tylko szesnaście minut?
Ale nikt nie zwracał na niego uwagi. Wszyscy wpatrywali się w samotną postać biegnącą ku chatce Hagrida.
- Jak śmiecie! - dobiegł nas okrzyk. - Jak śmiecie!
- To McGonagall! - wyszeptała Hermiona.
- Zostawcie go! Dajcie mu spokój, mówię! - dobiegł ich z ciemności głos profesor McGonagall. - Na jakiej podstawie go atakujecie? Nic nie zrobił, nic, co mogłoby usprawiedliwić takie...
Hermiona, Parvati i Lavender wrzasnęły. Co najmniej cztery oszałamiacze pomknęły od chatki Hagrida w stronę profesor McGonagall. Czerwone promienie trafiły w nią w połowie drogi między chatką i zamkiem. Przez chwilę jej postać rozświetlił czerwony blask, a potem zwaliła się ciężko na plecy i znieruchomiała.
- Galopujące gargulce! - krzyknął profesor Tofty, który też chyba zupełnie zapomniał o egzaminie. - Bez żadnego ostrzeżenia! Odrażające!
- TCHÓRZE! - ryknął Hagrid, a jego głos potoczył się aż do zamku, w którego oknach pojawiły się światła. - NĘDZNE TCHÓRZE! NO TO MASZ... I TY TEŻ...
- Och, mój... - wydyszała Hermiona.
Hagrid zamachnął się dwukrotnie na atakujących, najbliższe osoby padły natychmiast na ziemię jak rażone gromem. Potem zgiął się wpół i zdawało mi się przez chwilę, że to już koniec, ale po chwili olbrzymia postać Hagrida znowu się wyprostowała, dźwigając na ramionach coś, co wyglądało jak worek, i wtedy zrozumiałam, że to bezwładne ciało Kła.
- Brać go, brać go! - wrzeszczała Umbridge, ale jej jedyny teraz pomocnik nie kwapił się, by znaleźć się w zasięgu pięści Hagrida. Przeciwnie, cofał się tak szybko, że potknął się o ciało jednego z towarzyszy i upadł. Hagrid odwrócił się i puścił biegiem, z Kłem na ramionach. Umbridge strzeliła do niego ostatnim oszałamiaczem, ale nie trafiła, i Hagrid, pędząc w kierunku bram zamku, po chwili zniknął w ciemnościach.
Zapadła cisza. Wszyscy gapili się na błonia z otwartymi ustami. A potem rozległ się drżący głos profesora Tofty:
- Hmm... jeszcze pięć minut...
Spojrzałam na ukończoną mapę i uśmiechnęłam się do siebie, kiedy zobaczyłam jak wszystkie obliczenia są poprawne, jak na moje oko. Kiedy odebrano mi już arkusz, wepchnęłam byle jak teleskop do torby i udałam się do mojego brata. Po chwili doszli do nas Ron razem z Mioną.
- Ona jest zła. Zła do szpiku kości.
- Żeby tak zakradać się do Hagrida w środku nocy ?
- Pewnie nie chciała takiej samej sytuacji jak z Trelawney.- powiedział Ernie Mcmillan, przepychając się przez tłum, a za nim Roksana i Marta.
- Nie wiem, jak wy, ale za to co zobaczyłam mogę dostać nawet okropny.- powiedziała zadyszana Roksana.
- Już bym wolała, tego w ogóle nie widzieć.- powiedziała Black.
- Ale jakim cudem Hagridowi udało się nie paść na ziemie po pierwszym oszałamiaczu ?- zapytał z wielkimi oczami Ron.
- W jego żyłach płynie krew olbrzyma, a je wcale nie jest tak łatwo oszołomić.- odpowiedziałam mu na pytanie.
- Są jak trolle, bardzo twardzi. Ale pani profesor... cztery oszałamiacze w klatkę piersiową, a przecież... nie jest już taka... młoda... No nic ja idę do siebie.- powiedziała Hermiona i pomachała nam ręką.
- Jestem padnięta chce już tylko się położyć.- powiedziałam, kładąc głowę na ramieniu brata.
- Widzę, że moja siostra ma już dość testów ?
- To za mało powiedziane.
__________________________________________________________
Co może być moim kolejnym nędznym wytłumaczeniem? No nic...
Może tylko tyle, że nie miałam czasu w styczniu wejść w ogóle na blogger'a, ponieważ codziennie mieliśmy coś pozdawać, poprawiać, a tu raz a tego na pamięć, albo pamiętajcie, że będą o to pytać na maturze.
Bądź w pierwszej klasie szkoły ponadgimnazjalnej niech gadają ci o maturze (y), ja chce najpierw przejść pierwszą klasę.
Ale w końcu mam ferie i zaczęłam nadrabiać...
Wiem, że dawno do was nie zaglądałam, ale jutro zajrzę na każdego bloga i nadrobię, mogłabym to zrobić teraz, ale tak się wciągnęłam, że już piszę rozdział 46 ^^
Dedykacje dla każdego czytelnika, który jeszcze tutaj zagląda :)
Pozdrawiam
~Hermionija.

sobota, 14 grudnia 2013

Rozdział 44."Gabinet Umbridge."

Rozdział 44.
Zapukaliśmy do drzwi gabinetu opiekuna naszego domu, w wielkim zdziwieniu, bo spóźniliśmy się tylko o kilka minut.
- Proszę.- usłyszałam głos McGonagall.
- Dzień dobry, pani profesor, przepraszamy za spóźnienie, ale wyleciało nam z głowy.- powiedziałam z ślicznym uśmiechem.
Z kąta usłyszałam ciche chrząknięcie, a uśmiech zszedł mi z twarzy. W kącie siedziała pani dyrektor Dolores Umbridge. Na szyi miała wymyślny kołnierz z falbanek, a na twarzy ohydny kołtuński uśmiech.
- Nie szkodzi.- wyrwała mnie z zamyśleń McGonagall.- Usiądźcie.
Zajęłam miejsce obok brata i przyjrzeliśmy się naszej psorce. Ręce trzęsły się jej lekko, gdy zaczęła przerzucać broszurki i ulotki zaścielające biurko.  Starałam się nie słyszeć skrobania pióra Umbridge po przypiętym do podkładki pergaminie.
- No cóż Potter, chyba wiecie czemu ma służyć to spotkanie.- zaczęła.- Powiecie mi czy macie już jakieś konkretne plany co do przyszłej kariery zawodowej, a ja pomogę wam wybrać przedmioty, których powinieście uczyć się w klasie szóstej i siódmej. Myśleliście już, co chcecie robić po skończeniu szkoły ?
- Eeee.- bąknął Harry.
Skrobanie pióra za plecami mnie rozprasza.
- No więc? - zachęciła go profesor McGonagall.
- No więc... myślałem... że może będę aurorem - wymamrotał Harry.
- A ja... ja nad uzdrowicielem lub... aurorem.- powiedziałam.
- Więc auror. Do tego są potrzebne najwyższe oceny - powiedziała profesor McGonagall, wyciągając spod masy papierów mały, ciemny prospekt i otwierając go. - Wymagają minimum pięć owutemów, z których musicie mieć przynajmniej „powyżej oczekiwań”. Potem czeka was cała seria surowych testów charakteru i umiejętności w urzędzie aurorów. To trudna ścieżka kariery, Potter, przyjmują tylko najlepszych. Prawdę mówiąc, nie pamiętam, by kogoś przyjęli w ciągu ostatnich trzech lat. Chociaż ty, ty masz szansę i podejrzewam, że jeśli będziesz chciała podciągniesz brata w nauce.- powiedziała uśmiechając się do mnie miło.
- Podciągnę, podciągnę, a co do tego uzdrowiciela, uważam, że jestem jeszcze za młoda, aby wybierać dla siebie drogę na przyszłość, czy można połączyć jakoś te dwie wizje ?- zapytałam.
- Czyli można powiedzieć, że więcej przedmiotów, bo także związane z wizją medyczną.- powiedziała.
W tym momencie profesor Umbridge kaszlnęła lekko, jakby chciała sprawdzić, czy potrafi zrobić to najciszej jak się da. Profesor McGonagall zlekceważyła to.
- To czyli tak można ?- zapytałam.
- Oczywiście. Pewnie chcecie się dowiedzieć, jakie przedmioty musicie wybrać w przyszłym roku ? Może na początek dla waszej wspólnej wizji.
- Tak, na pewno będzie potrzebna obrona przed czarną magią, prawda ?- zapytał Harry.
- Oczywiście, radziłabym wam też...
Profesor Umbridge znowu kaszlnęła, tym razem nieco głośniej. Profesor McGonagall zamknęła na chwilę oczy, potem je otworzyła i ciągnęła dalej, jakby nic się nie wydarzyło.
- Radziłabym wam też wybrać transmutację, bo aurorzy często muszą jej używać. A muszę cię uprzedzić, Potter...- powiedziała, patrząc na Harrego.-... że w szóstej klasie nie przyjmuję uczniów na transmutację, jeśli za testy na poziomie sumów nie dostaną przynajmniej „powyżej oczekiwań”. Według mnie na razie zasługujesz na „zadowalający”, więc musiałbyś bardzo przyłożyć się do pracy, żeby mieć szansę kontynuowania transmutacji. Panna Potter, oczywiście, tak jak panna Granger, obie u mnie zasługują na ocenę "wybitny". Powinniście też wybrać zaklęcia, one zawsze są potrzebne, i eliksiry. Tak, Potter, eliksiry - dodała, uśmiechając się nieznacznie do mojego brata. - Eliksiry i antidota mają podstawowe znaczenie dla aurorów. I musicie wiedzieć, że profesor Snape absolutnie odmawia przyjmowania uczniów, którzy dostaną mniej niż „wybitny” podczas sumów, więc...
Profesor Umbridge kaszlnęła już bardzo głośno.
- Może dać ci cukierek od kaszlu, Dolores? - zapytała uprzejmie profesor McGonagall, nie patrząc na nią.
- Och, nie, dziękuję bardzo - odpowiedziała Umbridge i zaśmiała się z wdziękiem pensjonarki, czego tak nie znoszę. - Zastanawiam się tylko, czy mogłabym się na chwileczkę wtrącić, Minerwo...
- Chyba już to zrobiłaś - wycedziła profesor McGonagall przez mocno zaciśnięte zęby.
- Właśnie się zastanawiałam, czy państwo Potter mają odpowiedni temperament na aurora - zapiała, słodko profesor Umbridge.
- Naprawdę? - prychnęła wyniośle profesor McGonagall. - No więc, Potter - ciągnęła do mojego brata dalej, jakby jej nie przerwano - jeśli poważnie o tym myślisz, radziłabym ci przede wszystkim podciągnąć się z transmutacji i eliksirów. Maja, oczywiście nich utrzymuje swoje oceny w takim porządku jak teraz, to może jeszcze wyjdzie na najlepszego ucznia Hogwartu. Widzę Potter, że profesor Flitwick ocenia twoje osiągnięcia z ostatnich dwu lat między „zadowalającym” a „powyżej oczekiwań”, więc z zaklęciami dasz sobie chyba radę, a jeśli chodzi o obronę przed czarną magią, stopnie macie całkiem niezłe, zwłaszcza profesor Lupin uważał, że... CZY JESTEŚ NAPRAWDĘ PEWNA, DOLORES, ŻE NIE CHCESZ CUKIERKA OD KASZLU?
- Och, nie, nie trzeba, Minerwo - odpowiedziała przymilnie profesor Umbridge, której ostatnie kaszlnięcie było jak dotąd najgłośniejsze. - Ale pomyślałam sobie, że chyba nie masz przed sobą ostatnich stopni Harry’ego z obrony przed czarną magią. Jestem pewna, że przesłałam ci notkę z tymi stopniami...
- Myślisz o tym? - zapytała profesor McGonagall z niesmakiem, wyciągając arkusik różowego pergaminu z teczki z aktami Harry’ego. Zerknęła na niego, uniosła nieco brwi i bez słowa włożyła go z powrotem do teczki. - Tak, więc jak mówiłam, Potter, profesor Lupin uważał, że macie wybitne uzdolnienia w tym zakresie, co jest szczególnie ważne dla aurora...
- Zrozumiałaś moją notkę, Minerwo? - zapytała profesor Umbridge lepkim od słodyczy tonem, zapominając o kaszlu.
- Oczywiście - wycedziła profesor McGonagall przez zęby zaciśnięte tak mocno, że ledwo można było zrozumieć to słowo.
- Więc jestem trochę zdezorientowana... Obawiam się, że nie całkiem rozumiem, jak możesz dawać panu Potterowi fałszywą nadzieję, że...
- Fałszywą nadzieję? - powtórzyła profesor McGonagall, nadal na nią nie patrząc. - Otrzymał wysokie oceny ze wszystkich sprawdzianów z obrony przed czarną magią...
- Naprawdę bardzo mi przykro, Minerwo, ale kiedy przeczytasz uważnie moją notkę, to zrozumiesz, że Harry ma żałosne wyniki na moich lekcjach...
- Powinnam wyrazić się jaśniej - powiedziała profesor McGonagall, odwracając się, by spojrzeć Umbridge prosto w oczy. - Otrzymał wysokie oceny ze wszystkich sprawdzianów z obrony przed czarną magią przeprowadzonych przez kompetentnego nauczyciela.
Uśmiech zniknął z twarzy profesor Umbridge tak nagle, jak światło z przepalonej żarówki. Usiadła, przewróciła kartkę w notatniku i zaczęła pisać tak szybko, że jej wyłupiaste oczy ledwo nadążały za literami. Profesor McGonagall odwróciła się z powrotem do nas. Nozdrza jej drgały, a oczy płonęły.
- Czy macie jeszcze jakieś pytania ?- zapytała opanowana pani profesor.
- Tak, jakie jeszcze muszą być przedmioty ?- zapytałam, jakby wcześniejszej sceny między nauczycielkami nie było.
- No więc dla was obu przydałaby się astronomia, ale nie jest ona obowiązkowa, chociaż, kiedy się zgubicie w lesie przyda się wiedzieć, za czym iść, prawda ?
- No tak.- powiedzieliśmy równo.
- No to dla ciebie, jeszcze zielarstwo i może starożytne runy.- powiedziała, a mnie przeraziła wizja przyszłych dwóch lat nad starożytnymi runami.
- Ale to obowiązkowe ?
- Nie, nie Potter. A może ty Harry masz jakieś pytania ?
- Tak. Jakie testy charakteru i umiejętności przeprowadza ministerstwo, jak już się zaliczy odpowiednią liczbę owutemów?
- Trzeba wykazać odporność na presję z zewnątrz, a także wytrwałość i poświęcenie, bo szkolenie aurora trwa aż trzy lata, nie mówiąc już o bardzo dobrym opanowaniu praktycznej obrony. To oznacza, że po ukończeniu szkoły trzeba się jeszcze dużo uczyć, więc jeśli nie jesteś przygotowany na to, że...
- I chyba warto dodać - wtrąciła Umbridge chłodnym tonem - że ministerstwo sprawdza, czy kandydaci na aurorów nie figurują w kartotekach przestępców...
- ...jeśli nie jesteś przygotowany na to, że po Hogwarcie czekałoby cię jeszcze więcej egzaminów, to powinieneś raczej rozejrzeć się za innym...
- ...a to oznacza, że ten chłopiec ma taką samą szansę zostać aurorem, jak Dumbledore powrócić do tej szkoły.
- To znaczy, że ma dużą szansę - oznajmiła profesor McGonagall.- warknęła vice-dyrektor szkoły.
Nie rozumiem, dlaczego ta różowa ropucha, aż tak uwzięła się na mojego brata. Przecież jeśli już, to powinna się starać mi zniszczyć oceny, Harrego to chyba nie chce wypuścić z Hogwartu.
Profesor Umbridge wstała. Była tak niska, że właściwie nie zrobiło to żadnego wrażenia, ale jej zwykły fałszywy wdzięk podlotka ustąpił miejsca wściekłej furii, co sprawiło, że jej szeroka, sflaczała twarz nabrała dziwnie złowrogiego wyrazu.
- Potter nie ma najmniejszych szans na to, by kiedykolwiek zostać aurorem!
Profesor McGonagall też wstała, ale w jej przypadku zrobiło to o wiele większe wrażenie.
- Potter - powiedziała donośnym głosem - osobiście pomogę ci zostać aurorem, nawet jeśli będzie to ostatnia rzecz, jaką zrobię! Nawet jeśli będę musiała ćwiczyć z tobą nocami, zrobię wszystko, żebyś osiągnął wymagane rezultaty!
- Minister magii nigdy nie zatrudni Harry’ego Pottera! - krzyknęła Umbridge głosem nabrzmiałym furią.
- Kiedy Potter będzie gotowy do pracy, może już będziemy mieli nowego ministra magii! - krzyknęła profesor McGonagall.
- Aha! - wrzasnęła profesor Umbridge, celując tępym paluchem w profesor McGonagall. - Tak! Tak, tak, tak! Oczywiście! I tego właśnie pragniesz, tak, Minerwo McGonagall? Chcesz, żeby Korneliusza Knota zastąpił Albus Dumbledore! Myślisz, że zajmiesz moje miejsce, że zostaniesz starszym podsekretarzem ministra i przyszłą dyrektorką szkoły!
- Bredzisz - stwierdziła profesor McGonagall z najwyższą pogardą. - Potter, na tym koniec naszej konsultacji na temat waszej przyszłości.
Chwyciłam torbę i razem Harrym wyszliśmy z sali, zza drzwi słysząc jeszcze krzyki obu nauczycielek.
***
Profesor Umbridge wciąż dyszała, jakby przed chwilą ukończyła bieg na dwa kilometry, chociaż jest możliwość, że właśnie taki przed chwilą ukończyła, kiedy tego popołudnia wkroczyła do klasy obrony przed czarną magią.
- Mam nadzieję, że przemyśleliście to, co zamierzacie zrobić - szepnęła Hermiona, gdy otworzyliśmy książki na rozdziale trzydziestym czwartym („Rezygnacja z odwetu i negocjacje”). - Umbridge już teraz wygląda, jakby była w naprawdę złym humorze...
Co jakiś czas Umbridge rzucała groźne spojrzenia to Harry’ego,to na mnie, a ja zwiesiłam głowę, gapiąc się w podręcznik Teorii obrony magicznej i rozmyślając...
Mogłam sobie wyobrazić reakcję profesor McGonagall na wiadomość o przyłapaniu nas na myszkowaniu w gabinecie profesor Umbridge w parę godzin po tym, jak za osobiście poręczyła za mojego brata... Czy coś mogło nas powstrzymać i zmusić, by po prostu wrócić do wieży Gryffindoru z nadzieją, że kiedyś, może w następne wakacje spytam przynajmniej Syriusza o słowa kołysanki z moich snów... Nic, a poza tym już sama myśl o tym, że ta kołysanka nawiedza mnie już w każdych snach, to śpiewana przez moją matkę, babcię ojca czy nawet ojców chrzestnych... No i są jeszcze bliźniacy, którzy zaplanowali już akcję dywersyjną... a w torbie Harrego spoczywa scyzoryk od Syriusza, a w mojej  stara peleryna-niewidka ojca...
Ale jeśli nas złapią...
- Dumbledore poświęcił siebie, żebyście mogli zostać w szkole ! - szepnęła Hermiona, podnosząc książkę, żeby zasłonić twarz przed Umbridge. - A was dzisiaj wyrzucą, to na nic jego poświęcenie!
Spojrzałam na nią wzrokiem gorszym niż sam bazyliszek. Z taką chęcią bym jej teraz powiedziała, że mamy szanse zostać najlepszymi uczennicami szkoły, byle tylko by się zamknęła. Niestety w tej samej chwili rozległ się dzwonek ogłaszający koniec lekcji.
- Błagam, was nie róbcie tego.- jęknęła Hermiona, a ja spojrzałam na Harrego, my już podjęliśmy decyzję.
Milczeliśmy, nie wiedziałam, co zrobimy gdy... Ron najwyraźniej postanowił nie wyrażać swojego zdania i nie dawać nam żadnych rad. Nie patrzył na nas, ale gdy Hermiona otworzyła usta, by znowu coś powiedzieć, nie wytrzymał i mruknął:
- Daj im spokój, dobrze? Sami mogą zdecydować.
Szybko biło mi serce, gdy opuszczałam klasę. Byłam już w połowie korytarza, kiedy usłyszeliśmy z oddali niechybne odgłosy dywersji. Gdzieś z góry dochodziły wrzaski i jęki. Wychodzący z klasy uczniowie zatrzymali się i spojrzeli ze strachem na sufit...
Umbridge wytoczyła się z klasy, drobiąc swymi krótkimi nóżkami. Wyciągnęła różdżkę i pobiegła w przeciwnym kierunku. Teraz albo nigdy.
- Maja... błagam.
Ale ja upewniłam się tylko czy torba wisi mi na ramieniu i pobiegłam za bratem prosto do gabinetu nowego dyrektora. Schowaliśmy się za wielką zbroją, której hełm z przyłbicą obróciłam się w jego stronę, Harry otworzył torbę, wyciągnął magiczny scyzoryk Syriusza, a ja narzuciłam na nas pelerynę-niewidkę. Potem wyszliśmy ostrożnie zza zbroi i ruszyliśmy korytarzem do drzwi gabinetu Umbridge.
Harry wsunął ostrze scyzoryka w szczelinę między drzwiami i framugą i delikatnie poruszył nim w dół i w górę. Coś cicho kliknęło i drzwi się otworzyły. Wskoczyliśmy do środka, szybko zamknęłam za nami drzwi i rozejrzałam się.
Pokój był pusty. Nic się nie poruszało prócz obrzydliwych kotków na talerzach, które figlowały sobie w najlepsze nad skonfiskowanymi miotłami.
Zdjęłam pelerynę i skradając się na palcach, w ciągu kilku sekund znalazłam to, czego szukaliśmy: pudełeczko z błyszczącym proszkiem Fiuu.
Trzęsącą się dłonią chwyciłam garść zielonego proszku i przyklękłam przy wygasłym kominku. I jak ? Że niby tylko głowa ma się znaleźć w innym miejscu. Popatrzyłam na Harrego, mamy się oboje zmieścić, tak, mogę pożegnać się z połową twarzy. Sypnęliśmy proszek do kominka gdzie wystrzeliły zielone płomienie. Bliźniak mocno ścisnął moją dłoń.
- Grimmauld Place numer dwanaście !- krzyknął i wsadziliśmy głowy do kominka.
Czułam się tak jakby, głowa wychodziła mi z ramion i miała ochotę żyć sobie spokojnie dalej sama. Otworzyłam oczy i ujrzałam stół z kuchni w domu rodzinnym Blacka, przy którym siedzieł Lupin.
- Remus.- powiedziałam, a on wyjrzał znad Proroka i spojrzał na dwie głowy spoczywające w kominku. Nasze twarze.
- Maja, Harry ! Co wy ?
- Jest Syriusz ?- zapytał Harry.
- Szuka gdzieś Stworka na strychu, zaraz go zawołam.- powiedział wilkołak i wyszedł z pomieszczenia.
- Szybciej, nie mamy czasu.- mruknęłam, spoglądając na zegarek. Około dwudziestu minut, można policzyć 15 do tego jeszcze wejście do gabinetu Umbridge, zostaje 10 minut.
- Co wy tu robicie ?- usłyszałam Syriusza.
- Musimy porozmawiać.- powiedział Harry i popatrzył na mnie.
- Zacznij.
- Ja chce wiedzieć, czy nasz ojciec zawsze taki był ?- odezwał się niepewnie, a ja podobnie jak chrzestni rozdziawiłam buzię.- Taki laluś ?
- Jaki laluś ?
- Chodzi ci o ta oklumencję ?
- No tak, no bo przestań Maja, on poprawiał sobie cały czas włosy, tą grzyweczkę.- powiedział Harry z obrzydzeniem, a Remus i Syriusz zaczęli się śmiać.
- Już zapomniałem, że cały czas tak robił.- powiedział Syriusz.
- Albo to, on zaczął się nabijać ze Snape'a, a najgorsze jest to, że on po prostu siedział sobie pod drzewem.- powiedziałam.
- Oni nigdy nie mieli dobrych kontaktów, Smarkerus, częściej rozmawiał z waszą matką, a James, waszemu tacie podobała się "Evans". I tak...
- Ale to nie jest powód !
- On miał tylko 15 lat.
- Teraz też po tyle mamy.- wycedziłam.- I mamie to się spodobało ?- zapytałam, a oni parsknęli.
- Tak właśnie, po tylu latach pytania, ona dopiero na siódmym roku się z nim spotkała. A czy macie jeszcze jakieś pytania ?
- Tak. Czy wiecie coś o kołysance na dzień śmierci ?- zapytałam.
Gdy udając, że śpisz
W głowie tropisz bajki z gazet
Kiedy nie chcesz już śnić
Cudzych marzeń
Bosa do mnie przyjdź
I od progu bezwstydnie powiedz mi
Czego chcesz
Słuchaj jak dwa serca biją.
Na ostatku sił.
Bo za tą śmierć winna jesteś ty.
Powtórzyłam słowa kołysanki i spojrzałam na bladych jak ściana Huncwotów.
- W sumie kiedyś, się wygłupialiśmy i śpiewaliśmy wam do snu tą kołysankę.- powiedział Black.
- Ale tylko nikłe fragmenty, podobno wasza babcia śpiewała to waszemu ojcu jak był dzieckiem.
- Och, zaśpiewała mi to wiele razy.
- Głównie z wizją pomszczenia swojego syna.- odezwał się Harry.
- Co ?
Usłyszeliśmy lekkie pyknięcie. Spojrzeliśmy sobie w oczy.
- Musimy iść, porozmawiamy o tym kiedy indziej. Do zobaczenia.- powiedziałam i wyszłam z kominka.
Razem z Harrym szybko zarzuciliśmy na siebie pelerynę i chwyciliśmy torby. Stanęliśmy w kącie. Do gabinetu wszedł Filch. Był z czegoś niezmiernie zadowolony i mówił sam do siebie, krocząc przez pokój. Otworzył szufladę w biurku profesor Umbridge i zaczął grzebać w leżących w niej papierach.
- Zezwolenie na chłostę... Zezwolenie na chłostę... Nareszcie... Proszą się o to od lat...
Wyciągnął kawałek pergaminu, ucałował go i natychmiast podreptał do drzwi, przyciskając pergamin do piersi. Razem z Harrym wybiegliśmy z pomieszczenia i biegiem ruszyliśmy za woźnym.
Dopiero piętro niżej doszliśmy do wniosku, że możemy zdjąć pelerynę. Upewniłam się, że porządnie schowałam ją do torby i rzuciłam się biegiem. Z dołu było słychać krzyki. Zbiegliśmy po marmurowych schodach i stwierdziłam, że w sali wejściowej znajduję się cała szkoła.
Weszłam razem z Harrym do sali i zorientowałam się, że panuje w niej taki sam zamęt, jak w ów wieczór kiedy Umbridge wyrzuciła z pracy Trelawney. Stanęłam na górze schodów wraz z moim bliźniakiem i popatrzyłam, że uczniowie poprzyciskani są do ścian, są też nauczyciele i duchy. A w górze balansował zadowolony Irytek, który wlepiał gały w główny cel. Bliźniaków, stojących na środku z miną właśnie osaczonych. Zakryłam sobie rozdartą buzię rękoma i patrzyłam na ciąg dalszy.
- No i ?- zobaczyłam przed siebie, gdzie stała landrynkowata stara ropucha. -Pewnie uważacie za zabawne zamienienie szkolnego korytarza w bagno, co?
- Bardzo zabawne - odrzekł Fred, patrząc na nią bez śladu lęku.
Filch przepchnął się bliżej do Umbridge. Był bliski płaczu ze szczęścia.
- Mam formularz, pani dyrektor - powiedział ochrypłym głosem, wymachując kawałkiem pergaminu, który wziął z jej biurka. - Mam formularz, a bicze już czekają... Och, niech mi pani dyrektor pozwoli zrobić to teraz...
- Dobrze, Argusie. Wy dwaj - tu spojrzała znowu na Freda i George’a - zaraz się dowiecie, co w mojej szkole robi się ze złoczyńcami.- powiedziała i w tej samej chwili spojrzenie moje i Georga się spotkały. Oczy zaczynały zapełniać mi się łzami.
- Taak? - powiedział Fred. - Chyba się nie dowiemy. - Odwrócił się do brata. - George, myślę, że wyrośliśmy już ze szkoły.
- Wiesz, to samo sobie pomyślałem - przyznał ochoczo George, patrząc cały czas na mnie.
- Czas, by wypróbować nasze talenty w prawdziwym świecie, co?
- Masz świętą rację - zgodził się George.
I zanim Umbridge zdążyła powiedzieć słowo, unieśli różdżki i zawołali razem:
- Accio miotły!
Z oddali usłyszałam huk. Spojrzałam w lewo i uchyliłam się w ostatniej chwili, bo miotły Freda i George’a - jedna wciąż wlokąc za sobą gruby łańcuch z żelaznym kółkiem na końcu - już mknęły ku swoim właścicielom. Śmignęły nad schodami i z łoskotem łańcucha zahamowały ostro przed bliźniakami.
- Już się nie zobaczymy! - pożegnał Umbridge Fred, przekładając nogę przez miotłę.
- Masz to jak w banku! I nie musisz do nas pisać! - dodał George, dosiadając swojej miotły.
Fred spojrzał na milczący, obserwujący to wszystko w napięciu tłum uczniów i nauczycieli.
- Jeśli ktoś chciałby nabyć Kieszonkowe Bagno, którego demonstracja odbyła się na górze, zapraszamy na ulicę Pokątną numer dziewięćdziesiąt trzy! Magiczne Dowcipy Weasleyów! Nasz nowy lokal!
- Specjalne zniżki dla tych uczniów Hogwartu, którzy przysięgną, że użyją naszych produktów w celu pozbycia się tego starego nietoperza - dodał George, wskazując na profesor Umbridge.
- ZATRZYMAĆ ICH! - wrzasnęła Umbridge.
Ale było za późno. Kiedy Brygada Inkwizycyjna ruszyła do ataku, Fred i George odbili się mocno od posadzki i wystrzelili na piętnaście stóp w powietrze. Żelazne kółko zakołysało się niebezpiecznie nad głowami. Fred spojrzał na poltergeista, balansującego nad tłumem.
- Irytku, zrób jej piekło w naszym imieniu.- krzyknęli oboje, a po moich policzkach zaczynały spływać gorzkie łzy.
Irytek, który chyba jeszcze nigdy nie usłuchał polecenia żadnego ucznia, zerwał z głowy swój kapelusz z dzwonkami i wyprężył się w salucie, podczas gdy Fred i George zatoczyli koło i wśród oklasków i wiwatów wylecieli przez otwarte drzwi wejściowe w bajecznie kolorowy zachód słońca.
Poczułam jak Harry obejmuje mnie ramieniem, a ja wtuliłam się mocno w jego szatę i zaczęłam szlochać.
___________________________________________________
Okej! I tak oto po kolejnej długiej nieobecności dodaje rozdział, mam nadzieję, że mi wybaczycie, ale co chwile mamy zawalone tygodnie i nie dawałabym rady pisać tak szybko rozdziałów. Mało was ;c Ale mam nadzieję, że już nie długo będzie tak jak było :D
KOMENTUJCIE, TO NIE GRYZIE <3 ^^
Pozdrawiam
~Hermionija.

środa, 6 listopada 2013

Rozdział 43."Porady zawodowe."

Rozdział 43.
- A czy możecie mi wyjaśnić, dlaczego nie macie już lekcji oklumencji ?- zapytała groźnie Hermiona.
- Rany Miona, przecież ci już mówili, powiedział, że znają podstawy to dalej sobie poradzą sami.- powiedział już wkurzony Ron.
- Ale czy to znaczy, że nie miewacie, tych głupich snów ?- zapytała Roks.
- Czasami się zdarzą.
- Ale przecież cały czas krzyczysz w nocy.- powiedziała Ginny.
- Bo to są sny związane z przeszłością, moją i rodziców.- powiedziałam i opuściłam głowę na dół.
- Moim zdaniem powinniście iść do Snape'a i poprosić go jeszcze o lekcje.- powiedziała Granger.
- Rety Hermiona, najwidoczniej już nie są potrzebne. Teraz należy się zastanowić, co zrobić z naszą pani dyrektor.- powiedział Harry.
- Póki co zastanawia się, kto jest winien temu całemu przedstawieniu.- powiedział z uśmiechem Fred.
- No właśnie, a teraz brat spadamy na transmutację.- powiedział George i poszli na drugie piętro.
- A ja na zielarstwo.
- No to my na historię magii.- powiedziałam i poszłam do sali profesora Binnsa.
- Słuchajcie, jakim cudem do Sumów, pozostało nam tylko sześć tygodni?- zapytał Ron.
- Takim, że dzisiaj witamy pierwszy dzień kwietnia, a potem maj, którego w połowie będziemy mieć egzaminy?- zapytałam z uśmiechem.
- No tak. Ale ostatnia lekcja i ferie!- wykrzyczał podnosząc do góry ręce.
- I wolne!
- Które, spędzimy nad książkami.- powiedziała Hermiona, a mi cały humor prysł.
- Jesteś okrutna.
***
- No to jak witamy początek ferii?- zapytali bliźniacy wchodząc z dawką piwa kremowego do salonu.
- A macie jakieś pomysł?- zapytał Lee.
- No pewnie.- powiedzieli i podali każdemu po piwie.
George usiadł obok mnie, a z kieszeni wyjął małą piłeczkę do eksplodującego durnia. Uśmiechnął się.
- Precz z tym ode mnie.- powiedziałam i podciągnęłam nogi do góry.
- No chodź.- powiedział i próbował mnie złapać, ale ja tylko zaczęłam machać nogami, tak, że zaczął się śmiać.- No wiesz co w moje urodziny nie zagrasz z nami?- zapytał robiąc minę zbitego psa.
- Prezent ci już dałam
- I bardzo mi się podoba.- powiedział poprawiając się za kołnierzyk od koszuli, którą dostał dzisiaj rano.
- Mogę tylko popatrzeć.- powiedziałam.- Wiesz, że nie lubię tej gry.
- No ja wiem, ale lubię jak uciekasz przed tą piłeczką.- powiedział, a ja zmierzyłam go wzrokiem.
- Masz szczęście, że jesteś przystojny, bo inaczej dostałbyś z podręcznika w łeb.- powiedziałam, a ten tylko puścił do mnie oczko.
Po kilku wywołujących u nas gromki śmiech grach, nawet nie zauważyłam jak zasnęłam obok Georga, na sofie.
***
Ferie mijały, słońce zaczynało coraz mocniej przygrzewać, a ja razem z przyjaciółmi, zostaliśmy w Hogwarcie jak w pułapce.Razem z Harrym wertowaliśmy podręczniki w bibliotece szkolnej. Hermiona pognała do swojego dormitorium, bo już zaczynało robić się późno, Ron i Ginny mają trening. Roksana, Cedric i Marta są gdzieś na błoniach, a bliźniacy, jak to bliźniacy gdzieś się wygłupiają.  Niedzielny wieczór, a ja utknęłam przed książkami przygotowując się do Sumów. Tak jak każdy uczeń z piątej i siódmej klasy.
- Ej, słyszycie mnie ? Mówi się.
- Hmmm ?- mruknęłam razem z bliźniakiem.
Obudziłam się z otumania, a przede mną dłonią machała strasznie potargana Ginny Weasley.
- O cześć.- powiedziałam razem z Harrym.
- Jak długo wy tak potraficie ?- powiedziała zszokowana.
- Ale co ?- znowu zapytaliśmy razem.
- No to gadanie.
- Aaaa, to ? To no trochę potrafimy.- powiedziałam znowu z Harrym.
- Przestańcie.
- Dobra.- znowu odpowiedzieliśmy jej równo.- A tak w ogóle to dlaczego nie jesteś na treningu ?- zapytał Harry.
-  Już się skończył. Ron musiał zabrać Jacka Slopera do skrzydła szpitalnego.
- Dlaczego?
- No... nie jesteśmy pewni, ale chyba sam zwalił się z miotły własną pałką. - westchnęła ciężko. - W każdym razie... dopiero co dostałam paczkę, właśnie przeszła przez nową procedurę kontroli, jaką zafundowała nam Umbridge...
Położyła na stole paczkę owiniętą brązowym papierem. Widać było, że ktoś ją już otwierał i z powrotem byle jak zapakował, a przez papier biegły nagryzmolone czerwonym atramentem słowa: SKONTROLOWANE I ZWOLNIONE PRZEZ WIELKIEGO INKWIZYTORA HOGWARTU.
- To jajka wielkanocne od mamy - powiedziała Ginny. - Macie po jednym.
Wręczyła nam po jednym z czekoladowych smakołyków, spojrzałam na nie, było przyozdobione małymi lukrowymi książkami, a Harrego i jej małymi złotymi zniczami. Uśmiechnęłam się i popatrzyłam na pudełeczko, gdzie pisało, że zawierało jeszcze  torebkę musów-świstusów.
- Chciałbym porozmawiać z Syriuszem.- oznajmił mój brat i wsadził sobie duży kawałek jajka do ust.
- No wiesz - powiedziała powoli Ginny, też odłamując sobie kawałek - jeśli naprawdę chcesz porozmawiać z Syriuszem, to moglibyśmy coś wymyślić...
- Daj spokój. Przy Umbridge kontrolującej wszystkie kominki i czytającej nasze listy?
- Widzisz, Harry, kiedy się dorasta w jednym domu z Georgem i Fredem, to szybko dochodzi się do wniosku, że wszystko jest możliwe, jeśli tylko nie brak ci tupetu...
Uśmiechnęłam się i zdarłam cynfolię ze swojego jajka. Odłamałam kawałek czekolady i wpakowałam ją sobie do ust. Nagle usłyszałam czyjeś kroki i wytrzeszczyłam oczy.
- A co wy tutaj wyprawiacie ?
- O kurczę. Zapomniałam, że...- powiedziałam i wstałam od stołu.
Pani Pince rzuciła się na nas z twarzą wykrzywioną furią.
- Czekolada? W bibliotece?! - wrzasnęła.- Precz stąd... wynocha!
Machnęła różdżką i sprawiła, że książki, pergaminy i pióra, poganiały nas w stronę wyjścia co jakiś czas lekko pukając w głowę.
***
Gdyby nie to, że każdy z nas stresuje się nadchodzącymi testami, tuż przed końcem ferii na stolikach w wieży Gryffindoru pojawiły się pliki broszur, ulotek i informacji dotyczących różnych dostępnych w świecie czarodziejskich zawodów, a na tablicy ogłoszeń zawisło następujące obwieszczenie:
PORADY ZAWODOWE
Wszyscy uczniowie piątych klas proszeni są o przybycie na krótkie spotkanie ze swoim opiekunem domu podczas pierwszego tygodnia semestru letniego, na którym będą mieli możliwość przedyskutowania ich przyszłej kariery zawodowej. Terminy indywidualnych spotkań podane są niżej.
Spojrzałam na listę i jak się okazało nasza psorka chce widzieć mnie i Harrego w tym samym terminie w poniedziałek o pół do trzeciej, co oznacza, że ominie nas większość lekcji wróżbiarstwa. Razem z innymi piątoklasistami poświęciłam sporą część ostatniego weekendu ferii wielkanocnych na czytanie informacji, które nam dostarczono.
- No, uzdrowicielem to raczej nie zostanę - oświadczył Ron w ostatni wieczór ferii, pochylony nad prospektem ozdobionym symbolem kości skrzyżowanej z różdżką. - Tu piszą, że na poziomie owutemów trzeba mieć przynajmniej P z eliksirów, zielarstwa, transmutacji, zaklęć i obrony przed czarną magią. A niech mnie drzwi ścisną... wiele nie wymagają, co?
- No wiesz, to bardzo odpowiedzialny zawód - skomentowała zdawkowym tonem Hermiona.
Ślęczała nad kolorową, różowo-pomarańczową ulotką, zatytułowaną: WIĘC MYŚLISZ, ŻE CHCIAŁBYŚ PRACOWAĆ W DZIEDZINIE KONTAKTÓW Z MUGOLAMI?
- Żeby nawiązywać kontakty z mugolami, nie trzeba mieć wielu kwalifikacji... Wymagają tylko suma z mugoloznawstwa... O wiele ważniejszy jest twój entuzjazm, cierpliwość i poczucie humoru!
- Trzeba mieć coś więcej od poczucia humoru, żeby nawiązać kontakt z naszym wujem - skwitowałam.
- Na przykład wyczucie, kiedy zrobić unik... - powiedział Harry. Był już w połowie broszurki o czarodziejskiej bankowości. - Posłuchajcie: Szukasz pełnej wyzwań pracy? Nęcą cię podróże? Lubisz niebezpieczne przygody? Chciałbyś otrzymywać sutą prowizje za odnalezione skarby? Rozważ podjęcie pracy w Czarodziejskim Banku Gringotta, który właśnie poszukuje łamaczy klątw do pracy za granicą. Ekscytujące możliwości... Wymagają numerologii... Hermiono, to coś dla ciebie!- powiedział zadowolony, że to on właśnie znalazł taką broszurkę.
- Bankowość nie bardzo mi odpowiada - stwierdziła wymijająco Hermiona, która czytała teraz ulotkę zatytułowaną: MASZ W SOBIE TO COŚ, CO JEST POTRZEBNE DO SZKOLENIA TROLLI NA OCHRONIARZY?
- A szkolenie trolli na ochroniarzy ci odpowiada ?- zapytałam, zabierając od Rona broszurkę związaną z pracą jako uzdrowiciel.
 - Hej! - usłyszałam dobrze znany sobie głos.
Pojawili się Fred i George.
- Ginny powiedziała nam, że masz sprawę - rzekł Fred, kładąc nogi na stoliku i zrzucając na podłogę kilka prospektów na temat pracy w Ministerstwie Magii. - Mówi, że chcesz sobie pogadać z Syriuszem.
- Co? - żachnęła się Hermiona, a ręka, którą sięgała po ulotkę zatytułowaną: ZRÓB KARIERĘ W DEPARTAMENCIE MAGICZNYCH WYPADKÓW I KATASTROF zastygła w powietrzu.
- Aaa.. tak... - mruknął Harry, siląc się na obojętny ton. - Tak, pomyślałem sobie, że bym chciał...
- I ty się na to godzisz ?- zapytała Hermiona, patrząc na mnie.
- Przecież nie mogę mu zabraniać wszystkiego, ważne, że przynajmniej słucha i przykłada się do przygotowań nad Sumami.- powiedziałam, wzruszając ramionami.
Głęboko, gdzieś tam, czuję, że to nie jest dobry pomysł, aby Harry teraz próbował skontaktować się z Blackiem. Sama z chęcią bym z nim pomówiła, ale jak jeszcze z dwa miesiące temu Dumbledore mi powtórzył, że Hogwart się zmienia i to nie na dobra, wolę nie ryzykować.
- W sytuacji, kiedy Umbridge węszy po kominkach i rewiduje wszystkie sowy?
- Jesteśmy zdania, że dałoby się to jakoś obejść - oświadczył George, przeciągając się z uśmiechem. - Do tego potrzeba tylko trochę dywersji. Nawiasem mówiąc, chyba zauważyłaś, że nie rozrabialiśmy podczas ferii?
- Zadaliśmy sobie pytanie, jaki sens ma zakłócanie czasu wolnego - wyjaśniał dalej Fred. - No i stwierdziliśmy, że nie ma żadnego sensu. Ludzie się uczą, nie ma im co przeszkadzać.
I z powagą skłonił głowę przed Hermiona. Wydawała się nieco zaskoczona ich rozsądkiem.
- Ale, oczywiście, od jutra zaczynamy od nowa - ciągnął Fred. - A skoro i tak mamy narobić trochę bałaganu, to dlaczego nie zrobić tego tak, żeby Harry mógł pogawędzić z Syriuszem?
- Tak, ale nawet jeśli to zrobicie - zaczęła Hermiona takim tonem, jakby wyjaśniała komuś bardzo tępemu coś bardzo oczywistego - to jak Harry z nim porozmawia?
- Gabinet Umbridge - mruknął Harry.
- Jak długo nad tym myślałeś ?- zapytałam.
- Od jakiś dwóch tygodni i naprawdę nic lepszego nie przyszło mi do głowy. Pójdziesz, ze mną, co nie ?- zapytał, a ja prychnęłam.
- Czy pójdę ? Ty jeszcze pytasz ? Tylko jej kominek nie jest pilnowany.
Ron opuścił prospekt zachęcający do podjęcia pracy w handlu grzybami hodowlanymi i z uwagą przysłuchiwał się tej rozmowie.
- Czy... wy do końca... zwariowaliście?!- usłyszałam Hermionę.
- Nie sądzę - mruknął Harry.
- To zacznijmy od tego, jak chcecie się tam dostać ?
Widać, że na to pytanie Harry był przygotowany
- Nóż Syriusza.
- Że co?
- W poprzednie Boże Narodzenie dostałem od Syriusza scyzoryk, który otwiera wszystkie zamki. Więc nawet jeśli zaczarowała te drzwi tak, że nie pomoże Alohomora, o co mogę się założyć...
- Co ty o tym myślisz? - zwróciła się Hermiona do Rona, w tej chwili tak strasznie, zaczęła przypominać panią Weasley pytająca męża o zdanie.
- Nie wiem - odparł Ron, nieco zaniepokojony faktem, że ktoś pyta go o zdanie. - Skoro Harry chce to zrobić, to jego sprawa, nie?
- Przemawia jak prawdziwy przyjaciel i prawdziwy Weasley - powiedział Fred, waląc go po plecach. - No dobrze. Zamierzamy zrobić to jutro, zaraz po lekcjach, żeby wywołać jak największe zamieszanie, bo wszyscy będą na korytarzach... Pamiętajcie, zaczniemy gdzieś we wschodnim skrzydle, żeby ją odciągnąć od gabinetu... Myślę, że możemy wam  zapewnić... no, powiedzmy dwadzieścia minut? - spojrzał na Georga.
- Nie ma sprawy.- powiedział ze spokojem jego brat bliźniak.
- Co to będzie za dywersja? - zapytał Ron.
- Sam zobaczysz, braciszku - odrzekł Fred, wstając. - Ale musisz jutro około piątej przejść się korytarzem Grzegorza Przymilnego.- powiedział i objął mocno Roksanę w pasie.
Wróciłam do przeglądania broszurki o magomedykach, kiedy ktoś mi ją nagle zabrał. Spojrzałam na Georga, uśmiechnął się do mnie.
- Chodź, ze mną.- powiedział i pociągnął mnie do siebie do sypialni.
- George, mówiłam ci, że nie chcę, aż tak zajść za skórę Umbridge.- powiedziałam, a on zaczął się śmiać.
Uniósł mój podbródek do góry, tak, że mogłam teraz spojrzeć w jego piękne brązowe oczy. Uśmiechnął się do mnie i pocałował w płatek ucha. Zadrżałam. Objął mnie w tali i przyciągnął bliżej siebie. Wpiłam wargi w jego, nasze języki tańczące swój taniec. Wplątał palce w moje włosy, a ja mu zarzuciłam ręce na szyję. Kiedy się od siebie oderwaliśmy, podniósł mnie i okręcił parę razy wokół siebie. Położył mnie na łóżku i sam zajął miejsce obok mnie. Złączyliśmy nasze dłonie, a on zaczął przeplatać swoje palce pomiędzy moimi.
- Kocham cię.- powiedział.
- Ja ciebie bardziej.- rzekłam, a on pocałował mnie w czoło.
***
Spojrzałam w okno, niebo robi się coraz bardziej błękitne, a ja wyskoczyłam z łóżka, czując lekkie mdłości. Chwyciłam swój mundurek i poszłam do łazienki.
Spojrzałam w lustro, moje odbicie, było przerażające, potargane włosy, blada twarz i worki pod oczami. Mam nadzieję, że dzisiaj wszystko się uda.
Wskoczyłam pod prysznic i wymyłam porządnie kasztanowe włosy swoim ulubionym truskawkowym szamponem. Owinęłam się w ręcznik, wysuszyłam i ułożyłam w loki długie włosy. Wsunęłam na siebie rajstopy, białą koszulę, pod kołnierzykiem związałam czerwono- złoty krawat, włożyłam spódniczkę, czarny rozpinany sweterek i w czarne balerinki wsunęłam stopy. Wyszorowałam zęby, nałożyłam lekką warstwę pudru, usta wymalowałam czekoladowym błyszczykiem, a ubrania wypsikałam malinową mgiełką.
Wyjrzałam przez okno. Coś przykuło moją uwagę: jakiś ruch na skraju Zakazanego Lasu. Zmrużyłam oczy i ujrzałam Hagrida wychodzącego spomiędzy drzew. Szedł, jakby kulał. Dowlókł się do drzwi swojej chatki i zniknął w środku. Obserwowałam chatkę przez kilka minut. Hagrid już się nie pojawił, ale z komina buchnął dym, więc może nie było z nim aż tak źle, skoro zdołał rozpalić ogień...
Pewnie to Graup...
Chwyciłam swoją torbę i wyszłam z dormitorium. Skierowałam się w stronę jadalni. Przy stole Gryfonów, już prawie wszyscy siedzieli.- Hej.- przywitałam się, a Harry uśmiechnął się na mój widok.- Czy coś zjadłeś, czy może na odwrót, ubrałam spódniczkę ?- zapytałam, okręcając się sprawdzając.
- Nie no właśnie ubrałaś, spódniczkę, rzadko cię w nich widzę. I na dodatek, to co kombinujemy, będzie bieganie.- powiedział mój bliźniak.
- Pierwsze, primo, często noszę tą spódniczkę.- powiedziałam, machając mundurkową spódniczką.- Po drugie, secondo cicho siedź Potter, bo jeszcze gdzieś ci ropucha wyleci i będziemy mieć syf i trzecie quarto, kto powiedział, że musimy biegać ?
- Jakim cudem znasz włoski ?- zapytał Cedric.
- Z telewizji.- powiedziałam, biorąc kulkę winogrona i wypychając ją sobie do ust.
Mając przed sobą perspektywę włamania się do gabinetu Umbridge, nie spodziewałam się spokojnego dnia, nie przewidziałam jednak, że Hermiona będzie nas nieustannie próbowała odwieść od tego, co zaplanowaliśmy na piątą. Chyba po raz pierwszy nie przysłuchiwała się pilnie nudnym wywodom profesora Binnsa, tylko wyrzucała z siebie szeptem strumień ostrzeżeń, na które razem z  Harrym staraliśmy się nie zwracać uwagi.
- ...a jak was tam nakryje, to nie tylko wywali was ze szkoły, na pewno się połapie, że rozmawialiście z Wąchaczem, i tym razem zmusi was do wypicia veritaserum, a wtedy wszystkiego się dowie...
- Hermiono, może przestaniesz wreszcie zadręczać Harrego i Maję i zaczniesz słuchać Binnsa? - skarcił ją w końcu szeptem Ron. - A może to ja mam zacząć robić notatki?
- Świetny pomysł, na pewno to przeżyjesz!
Kiedy znaleźliśmy się w lochach,ani Harry, ani Ron już się do niej nie odzywali. Skorzystała z tego i z jej ust znowu popłynął potok przerażających ostrzeżeń, wypowiadanych tak zjadliwym sykiem, że Seamus stracił pięć minut, sprawdzając, czy nie przecieka mu kociołek.
Spodziewałam się jakiś dociekliwych docinek, ze strony Snape'a, ale on tylko przechodził mijając mnie i Harrego szerokim łukiem. Kiedy już mój eliksir był gotowy, wlałam go do buteleczki i podałam profesorowi, Harry zrobił to samo, a kiedy wracał do ławki, usłyszałam rozbijające się szkło. Spojrzałam w tamtą stronę i na ziemi leżała fiolka z nazwiskiem Harrego.
- Ups, chyba coś mi się wymsknęło.- powiedział mistrz eliksirów.
Harry cofając się do ławki, gdzie Hermiona właśnie opróżniała jego kociołek, stał sie jeszcze bardziej załamny, chwyciłam jedną z probówek i napełniłam ją swoim wywarem, podpisałam jako Harry i wcisnęłam bratu.
- Masz wystarczy, że zobaczy twoje naazwisko, już ci obniży.- powiedziałam.
- Potter, skąd wziąłeś eliksir ?
- Ze swojego kociołka.
- Ale czy panna Granger...?
- Nie, nie profesorze, to był mój.- powiedziałam pokazując swój garneczek.
- No dobrze.- wreszcie Harry oddał pracę Snape'owi i wrócił mu humor.
Ruszyliśmy na wróżbiarstwo, spoglądałam na oddalającą się Hermionę, która, właśnie maszerowała na numerologię. Coś mi świtało w głowie, ale nie mogę przypomnieć sobie, o czym zapomniałam, kiedy nagle...
- Harry spotkanie u McGonagall.- powiedziałam, a mój brat rzucił się biegiem.- Ej ! Ale zaczekaj za mną.- powiedziałam i pobiegłam za nim.
_______________________________________________
Wiem, wiem, nowy rozdział miał być jak skończę nadrabiać zaległości na waszych blogach, ale dzisiaj jest tak szczególny dzień, że musiałam wstawić nowy rozdział, zwłaszcza po tak długiej nieobecności ;c OLAŁAM SOBIE NAWET SPRAWDZIAN Z PP ;o Wszystko dla moich czarodziejów <3
No to może z tym szczególnym dniem trochę, co? ;D
No to, więc zaczynamy, dokładnie rok temu założyłam tego bloga i opublikowałam pierwszy post "Prolog.".
6 listopada 2012 roku stał się dniem w, którym zdałam sobie sprawę co kocham i, że lubię to robić, mimo, że może mi to trochę nie wychodzić, ale w końcu z każdym nowym zdaniem uczę się coraz więcej. Zaczynam interpretować inaczej świat, który mnie otacza i zaczynam go doceniać.
PIERWSZY ROK TEGO BLOGA! DZIĘKUJĘ WAM, ŻE TYLE WYTRZYMALIŚCIE, ŻE TO CZYTACIE, ŻE NAWET NA MNIE CZEKALIŚCIE I, ŻE JEST WAS CORAZ WIĘCEJ!
I obiecuję, że zaległości na waszych blogach nadrobię w weekend, niestety w tygodniu mam za dużo nauki i nie wyrabiam ;c
Kocham was <3
Wasza,
~Hermionija.

sobota, 2 listopada 2013

WRACAM!

Hahahahaha, wiem to nie jest dla was za dobra wiadomość, że mój blog wraca ze strefy umarłych. ;D
Ale zrozumiałam, co kocham i co mi jest potrzebne. W wakacje przeczytałam na nowo całą sagę J.K. Rowling <3 I Harry jest ważny dla mnie, w końcu z nim się wychowałam. Takie zawieszenie, jest jak odtrącenie najbliższego przyjaciela, który zawsze potrafi Cię pocieszyć, bo znasz go na pamięć i wiesz w jakich momentach i on się dostosuje do Twojego nastroju. Pozbierałam się, nie powiem, jest całkiem dobrze. Tylko muszę jeszcze ogarnąć trochę nową szkołę, przejście z gimnazjum do liceum jest niezłym wyzwaniem, ale muszę w siebie uwierzyć i dać z siebie wszystko.
NOWY ROZDZIAŁ -> pojawi się jak tylko nadrobię wszystkie zaległości u was! Obiecuję, że Hermionija nie opuści już blogspota, przynajmniej do czasu kiedy nie zakończę historii Mai i Harry'ego <3
AAlexo! Bardzo Ci dziękuję, za Twoje odpowiedzi u siebie na blogu (i takie wtf o.O jak to brzmi, nie? ;D), jeszcze bardziej się uśmiechnęłam, nie mogę się doczekać kolejnych rozdziałów u Ciebie *.*
Wiecie, czego jeszcze można się dowiedzieć z takiej blogsfery? Że wszyscy blogerzy to jedna wielka rodzina, za którą się strasznie tęskni, bo jak w każdej rodzinie, ciężko bez bliskich wytrzymać <3
Macie tu taką Hermioniję, która może wam przyrzec, że już was nie zostawi ;)
Kocham was, moi czarodziejscy i niesamowici blog-czarodzieje <3
Z wielką nadzieją, że ktoś tutaj zajrzy, wasza Hermionija ^^

piątek, 5 lipca 2013

ZAWIESZAM!

Przepraszam, ale nie mam ostatnio siły na pisanie, wiele się w moim życiu zmienia, Harry Potter jest dla mnie bardzo ważny, ale jak na to teraz patrzę, to po prostu spadł na ostatnie miejsce. Nie jestem w stanie na nic teraz pozytywnie patrzeć. Przepraszam, postaram się oczywiście być na bieżąco na waszych blogach, jeśli dam radę. Jeśli nie obiecuję, nadrobię wszystko!
Przepraszam.
Pozdrawiam.
Wasza (załamana)
~Hermionija.

niedziela, 23 czerwca 2013

Rozdział 42."Saturn z Orionem."

Rozdział 42.
- Oni mają tam sobie trening, Hermiona siedzi zapłakana w swoim dormitorium, a Marta i Cedric są na randce.- powiedział Fred, z naburmuszoną miną.
- Lepiej się ucz.- powiedziałam przesuwając pomiędzy ciastkami podręcznik od eliksirów.- Pod koniec mamy Sumy i Owutemy.- przegryzłam kawałek ciastka i wróciłam do transmutacji.
- Jak ty to robisz ?- zapytał, a ja spojrzałam na niego ze zdziwieniem.- No słyszysz mnie i czytasz z taką uwagą.
- To dar.- powiedziałam sarkastycznie.
- Ja po prostu nie mam zielonego pojęcia !- krzyknął George, a ja podskoczyłam.
- Czego ?
- Ten cholerny eliksir skurczający, jak to czytam, to czuję, że mi się mózg kurczy !- powiedział, a ja pochyliłam się nad jego książką.
- No jak ? Korzonki stokrotek, dżdżownica, figi, śledziona szczura i sok z pijawek. Eliksir powodujący, kurczenie się zwierząt i ludzi.- powiedziałam z uśmiechem.
- I dla ciebie to takie łatwe ? Ja szósty raz czytam te składniki i nic.
- Przeczytaj po cichu jeszcze raz i ze spokojem.- powiedziałam, a on zrobił to o co go prosiłam.- Już ?- zapytałam, a on przytaknął.- Zasłoń to dłonią i spójrz gdzie tylko chcesz.- uśmiechnęłam się, kiedy nasze oczy się spotkały.- A teraz powtórz.
- Korzonki stokrotek, sok z pijawek, dżdżownica, figi, śledziona szczura, wywar powodujący kurczenie się zwierząt i ludzi.- powtórzył całą formułkę.
- No widzisz ? Udało się.
- Tylko, że ciebie nie będzie na moim egzaminie.
- Masz taką bujną wyobraźnie, że na pewno dasz sobie radę mnie wyobrazić.- powiedziałam z uśmiechem.
- Maja, a eliksir rozdymiający ?- zapytał Harry.
- Wywar powodujący rozdęcie się osoby, która go wypiła, lub części ciała, które zostały nim ochlapane.
- A antidotum to wywar dekompresyjny.- powiedziała uśmiechnięta Roks.
Po chwili do Wielkiej Sali wszedł cały ubłocony Ron. Z naburmuszoną miną usiadł przy stole i chwycił talerz z ciastem rabarbarowym. Nastąpiła cisza, którą przerwała nam klnąca pod nosem w takim samym stanie Ginny.
- I jak było ?- zapytałam.
- To najgorszy trening w moim życiu.- powiedział Ron.
- Och daj spokój nie mogło być tak...
- Było.- mruknęła Ginny.- Pod koniec Angelina była bliska płaczu.
Po zjedzeniu kolacji Ron i Ginny poszli się wykąpać. Razem z resztą wróciliśmy do pokoju wspólnego i do zwykłych stert zadań domowych. Razem z Harrym użeraliśmy się nad mapką nieba na astronomie, gdy nagle pojawił się Lee.
- Nie ma tu Ginny i Rona?- spytał, rozglądając się i przysuwając sobie krzesło, wszyscy zaprzeczyliśmy, a on dodał:- To dobrze. Obserwowałem ich trening. To była rzeź, bez was są beznadziejni.- powiedział, a ja spojrzałam na niego.
- Ginny nie może być taka zła skoro zajęła miejsce Harrego.- powiedział George.- W sumie to ja nawet nie wiem skąd ona się tego nauczyła, przecież w domu nigdy nie pozwalaliśmy jej grać...
- Kiedy skończyła sześć lat, włamywała się do waszej szopy w ogrodzie i brała wasze miotły, kiedy nikt nie widział.- oznajmiłam.
- Aha.- mruknął George, bez większego przejęcia.- To... to jest jakieś wyjaśnienie.
- Czy Ron obronił jakiegoś gola ?- zapytałam wynurzając się znad Starożytnych Run.
- Bronić, to on bronił, a przynajmniej się starał. Udało mu się tylko obronić jak nikt nie patrzył.
- No to w sobotę musimy tylko poprosić widzów, aby się odwracali i zajęli  rozmową, z każdym razem kiedy kafel pomknie w jego stronę.- prychnął Fred.
- Niedobrze mi się robi, na myśl, że mam komentować następny mecz.- powiedziałam, a Lee uśmiechnął się od ucha do ucha.
- Nie szczerz się Jordan, masz siedzieć od niej w odległości 10 metrów inaczej się dowiem.- powiedział George, unosząc brwi.
- Nawet nie wiem czy mam ochotę oglądać ten mecz, jak się okaże, że Zachariasz Smith jest lepszy, to się chyba zabiję.- powiedział Fred.
- Lepiej zabij jego.- wyszczerzył się George.
- I tu jest właśnie problem.- usłyszałam Hermionę, która właśnie weszła do salonu.- Z quidditchem. Rodzi negatywne emocje i napięcia między domami.- powiedziała i zajrzała do mojej mapki.- Saturn z Orionem.- powiedziała pokazując linie, zaczęłam obliczać.
- Faktycznie, dzięki.
Po chwili zauważyłam, że Fred, George, Harry i Lee patrzą na Gryfonkę z mieszaniną odrazy i niedowierzania na twarzy.
- A co może nie ?- prychnęła.- Przecież to tylko gra, prawda ?
- Hermiono - powiedział Harry, kręcąc głową - na pewno znasz się na emocjach i w ogóle, ale ty po prostu nie rozumiesz quidditcha.
- Może i nie - przyznała ponuro - ale przynajmniej moje szczęście nie zależy od umiejętności bramkarskich Rona.
***
I chociaż pewnie Harry prędzej by skoczył z Wieży Astronomicznej, niż przyznał jej rację, kiedy w sobotę zobaczył  mecz, oddałby wiele galeonów, aby też nie przejmować się quidditchem. Tak samo ja, kiedy patrzyłam z rozdziawioną buzią na wydarzenia z boiska.
Najlepsze, co można powiedzieć o tym meczu, to to, że był krótki: kibice Gryfonów musieli znieść tylko dwadzieścia dwie minuty męki. Trudno powiedzieć, co było najgorsze. Według mnie o pierwsze miejsce ubiegały się trzy epizody: puszczenie czternastego gola przez Rona, cios w twarz zadany Angelinie przez Slopera pałką, którą zamierzał odbić tłuczka, i żałosne zachowanie Kirke’a, który wrzasnął ze strachu i spadł z miotły, kiedy zobaczył Zachariasza Smitha lecącego na niego z kaflem. Cudem było to, że Gryffindor przegrał różnicą tylko dziesięciu punktów, bo Ginny udało się złapać znicza tuż pod nosem Summerby’ego, szukającego Puchonów, tak że ostateczny wynik to dwieście czterdzieści do dwustu trzydziestu dla Hufflepuffu.
- Piękny chwyt.- powiedziałam do przyjaciółki w pokoju wspólnym gdzie atmosfera panowała niczym na stypie.
Ginny wzruszyła ramionami.
- Miałam szczęście. Znicz nie leciał szybko, a Summerby był przeziębiony i kichnął, zamykając oczy w złym momencie. W takim razie, kiedy Harry wróci...
- Ginny, on ma dożywotni zakaz.
- Ma zakaz, dopóki Umbridge jest w szkole - poprawiła mnie Ginny. - To różnica. W każdym razie, kiedy już wróci, to chyba zgłoszę się na ścigającego. Angelina i Alicja w przyszłym roku kończą szkołę, a ja wolę strzelać gole niż szukać znicza.
- Jak chcesz Ginny, ale może najlepiej wymazać ten mecz z pamięci, co ?
- Może i masz rację.
Odnalazłam wzrokiem Rona, który siedział przygarbiony w kącie, gapiąc się w swoje kolana, z butelką piwa kremowego w ręku.
- Ale Angelina wciąż nie pozwala mu zrezygnować - powiedziała Ginny, jakby czytając w moich myślach. - Mówi, że ma w sobie to coś.
Doceniam wiarę, jaką Angelina wciąż pokładała w Ronie, ale pomyślałam, że uczciwiej by było pozwolić mu odejść z drużyny. Ron przecież opuścił boisko przy akompaniamencie hymnu „Weasley jest naszym królem”, wyśpiewywanego z wielkim zapałem przez Ślizgonów, którzy byli teraz faworytami Pucharu Quidditcha.
Pojawili się Fred i George.
- Nawet nie mam serca ponabijać się z niego - rzekł Fred, patrząc na skurczoną postać Rona. - Chociaż jak puścił tego czternastego... - Zamachał dziko rękami, jakby płynął pieskiem. - No dobra, zachowam to na jakąś balangę...
Wkrótce potem Ron powlókł się do sypialni. Wróciłam do swoich zadań domowych z zielarstwa i słyszałam jeszcze ciche szeptanie bliźniaków.
***
Razem z Hermioną, Ronem i Harrym, siedzieliśmy w Wielkiej Sali wertując podręczniki na Obronę przed Czarną Magią. Kiedy klepsydra z punktami dla gryfindoru, znowu zaczęła opadać. Pokręciłam przecząco głową i wróciłam do lektury.
- To jest po prostu jakaś niedorzeczność.- powiedział Harry.
- Nie zapominaj, że dzisiaj nam Malfoy wlepił ponad 50 punktów na minusie.
- Nie nam tylko MI ! Bo wam nie może.- powiedział mój bliźniak.
- Ale rozpracował to dla wszystkich, zapomniałeś ? " Dobra, Potter to minus 15, bo Granger to SZLAMA, minus 10, bo Potter ma wielki łeb, minus 15, bo Granger, nie ma rozumu, 25 za Weasley to król wieprzlej, a ty bliznowaty minus 10 za to, że istniejesz."- powiedziałam patrząc mu w oczy.
- A ty nie mogłaś mu zabrać punktów ?
-Prefekt, prefektowi nie może, a on wszystko mówił do ciebie, więc zabrało nam na szczęście tylko 15, ale te moje 75 punktów, idą w cholerę.
- No, a co ty nie możesz powiedzieć do Goyla, za to i to...
- I co mam powiedzieć Gregory Goyle, otrzymujesz minus 20 punktów, bo znasz Malfoya ?- zapytałam, a zielone kamyczki zaczęły opadać. Wytrzeszczyłam oczy, a moi przyjaciele, zaczęli bić brawo.
- No to Crabbe minus 10 za to, że istniejesz.- powiedział Ron, ale nic się nie stało.- No ej, ja się tak nie bawię.
- Może to przez Mai moc ?
- Wszystko przez to.- powiedziałam z kwaśną miną.
Wyszliśmy z jadalni.
Na korytarzu zauważyliśmy bliźniaków, patrzących z przekąsem na statystyki punktacji domów.
- Też widzieliście, co ?- rozległ się głos Freda.
- Malfoy, właśnie próbował nam odebrać z jakieś 100 punktów.- mruknęłam pod nosem.
- Corner też próbował wywinąć nam taki numer podczas przerwy - rzekł George.
- Co to znaczy „próbował”? - zapytał szybko Ron.
- Nie udało mu się wypowiedzieć całej formułki do końca - powiedział Fred - bo go wepchnęliśmy do komody na pierwszym piętrze. Tej, w której wszystko znika.
Hermiona zrobiła przerażoną minę.
- Będziecie mieć kłopoty!
- Ale dopiero wtedy, jak Corner znowu się pojawi, a do tego może dojść za wiele tygodni, nie wiem, dokąd go wysłaliśmy - rzekł chłodno Fred. - A w ogóle, to postanowiliśmy, że odtąd gdzieś mamy kłopoty.
- A przedtem było inaczej? - zapytała Hermiona.
- No jasne! - powiedział George. - Przecież dotąd nas nie wywalili!
- Zawsze wiedzieliśmy, gdzie jest granica - dodał Fred.
- No, może czasami wystawialiśmy za nią duży palec u nogi - rzekł George.
- Ale zawsze potrafiliśmy wyhamować, zanim rozpętało się piekło - powiedział Fred.
- A teraz? - zapytał Ron.
- No, teraz... - zaczął George.
- ...teraz, kiedy już nie ma Dumbledore’a... - wpadł mu w słowo Fred.
- ...uważamy, że nasza nowa pani dyrektor... - wtrącił George.
- ...zasługuje na małe piekło... - dokończył Fred.
- Nie możecie! - szepnęła Hermiona. - Naprawdę, nie wolno wam! Ona tylko czeka na pretekst, żeby was wywalić! I zrobi to z rozkoszą!
- Hermiono, ty chyba nie łapiesz, o co nam chodzi - powiedział Fred, uśmiechając się do niej. - Mamy głęboko gdzieś to, czy nas wywali. Sami byśmy odeszli, gdybyśmy nie postanowili, że najpierw zrobimy coś dla Dumbledore’a. A teraz - zerknął na zegarek - zacznie się faza pierwsza. Na waszym miejscu udałbym się natychmiast do Wielkiej Sali na obiad, żeby nauczyciele widzieli, że nie macie z tym nic wspólnego.
- Z czym wspólnego? - zapytała ze strachem Hermiona.
- Zobaczysz - odrzekł George. - A teraz lećcie.
Bliźniacy odwrócili się i zniknęli w tłumie uczniów schodzących na obiad.
- Co oni kombinują ?- zapytałam patrząc za nimi pustym wzrokiem.
- Nie wiem, ale chyba rzeczywiście powinniśmy stąd zwiewać.- powiedział Harry.
- I to szybko.- odezwał się Ron.
I znowu udaliśmy się do jadalni na obiad, nawet ledwie co popatrzyłam za Georgem, ku moim oczom ukazał się Filch. Cofnęłam się o parę kroków, bo naszego woźnego lepiej obserwować z pewnego oddalenia.
- Pani dyrektor, chce widzieć Potterów.- powiedział z szyderczym uśmieszkiem.
- Ale my tego nie zrobiliśmy.- bąknął Harry, pewnie sądząc, że chodzi o coś co kombinują bilźniacy Weasleyów.
- Nieczyste sumienie ? Za mną, Potter.
Spojrzeliśmy jeszcze na Rona i Hermionę, którzy patrzyli na to wszystko z lekkim niepokojem, wzruszyliśmy ramionami i udaliśmy się za Filchem do Sali Wejściowej, mijając tłoczących się na obiad uczniów.
Woźny wydawał się być w wyśmienitym humorze. Kiedy wspinaliśmy się po marmurowych schodach, nucił coś ochryple pod nosem, razem z Harrym wymieniłam zdziwione spojrzenia, a kiedy weszliśmy na pierwsze piętro, powiedział:
- Wszystko się tutaj zmienia, nie sądzicie, Potter ?
- Zauważyliśmy.- odrzekliśmy równo.
- Taaa... A od tylu lat powtarzałem Dumbledore’owi, że jest dla was za miękki - powiedział Filch, chichocąc ohydnie. - Was, brudne szczeniaki, trzeba wziąć za pysk! Nie rzucilibyście ani jednego śmierdziucha, gdybyście wiedzieli, że mogę wam za to złoić skórę, co? Nikt by nie ciskał kąsającymi talerzami po korytarzach, gdybym mógł was zaciągnąć do swojego biura i przywiązać za kostki, co, Potter? Ale teraz, jak się ukaże Dekret Edukacyjny Numer Dwadzieścia Dziewięć, będę się mógł wami zająć jak należy... I poprosiła ministra, żeby podpisał zarządzenie o wywaleniu stąd Irytka... Och, taaak, teraz wszystko się zmieni, odkąd ona tu rządzi...
Umbridge najwyraźniej zrobiła wszystko, by przeciągnąć Filcha na swoją stronę, a najgorsze było to, że dysponował groźną bronią: chyba tylko Weasleyowie mieli lepszą od niego znajomość wszystkich tajnych przejść i kryjówek w zamku.
- No jesteśmy.- powiedział, łypiąc z góry na nas, po czym zastukał trzy razy w drzwi i otworzył je.- Przyprowadziłem Potterów, proszę pani.
W gabinecie Umbridge, który tak dobrze znaliśmy ze swoich szlabanów, nic się nie zmieniło, prócz tego, że na jej biurku leżał wielki drewniany klocek ze złotym napisem DYREKTOR, a w ścianie za biurkiem tkwiło żelazne kółko, do którego były przykute zamkniętym na kłódkę łańcuchem trzy miotły: Błyskawica Harrego i Zmiatacze Freda i Georga. Umbridge siedziała za biurkiem, skrobiąc zawzięcie piórem po arkuszu różowego pergaminu. Kiedy weszliśmy, podniosła głowę i uśmiechnęła się szeroko. Przełknęłam głośno ślinę i spojrzałam w jej jadowite oczy.
- Dziękuję ci, Argusie - zaśpiewała słodko.
- Nie ma za co, pani dyrektor, nie ma za co - rzekł Filch, kłaniając się tak nisko, jak mu na to pozwolił reumatyzm, i wycofując się do drzwi.
- Siadajcie.- rzuciła krótko, pokazując nam krzesła.
Przez chwilę jeszcze coś notowała, a ja razem z Harrym rozglądaliśmy się po gabinecie, kiedy nagle lewa dłoń zaczęła mnie piec. Poczułam się tak samo, jak właśnie w tej chwili siedziała przy stoliku i musiała znowu pisać te głupie zdania.
- No, dobrze - powiedziała, odkładając pióro i przyglądając nam się jak żaba zamierzająca połknąć wyjątkowo soczystą muchę. - Czego się napijecie?
- Proszę? - zapytał Harry, pewnie, źle usłyszeliśmy
- Czego się napijecie, Potter - powtórzyła, uśmiechając się jeszcze szerzej. - Herbaty? Kawy? Soku z dyni?
Po wymienieniu każdego napoju machała krótko różdżką, a na jej biurku pojawiała się filiżanka lub szklanka z owym napojem.
- Niczego, dziękujemy.- powiedziałam, jestem pewna, że doleje tam jakiegoś eliksiru.
- Chcę, żebyście się ze mną napili - powiedziała głosem, którego słodycz zaprawiona była groźbą. - Wybieraj.
- Dobrze... więc proszę o herbatę - odrzekł Harry, wzruszając ramionami.
- A ja wodę.- powiedziałam z przekąsem.
- Ależ oczywiście złotko.- powiedziała, a ja wzruszyłam ramionami.
Wzięła filiżanki i podeszła do stolika, gdzie stały napoje. Po chwili wręczyła mi szklankę z wodą. Przyjrzałam się jej, udając, że piję, poczułam słodkawy zapach. Veritaserum. Wiedziałam, że ta wiedźma coś nam doleje.
Usiadła z powrotem za biurkiem i czekała. Kiedy kilka długich chwil minęło w milczeniu, zagadnęła beztrosko:
- Coś nie pijesz swojej herbatki!- powiedziała do mojego brata.
- Nie jestem jeszcze spragniony, może najpierw zamieńmy parę zdań, dobrze ?- powiedział z uśmiechem.
- Ale o co chodzi ? Chcesz cukru ?
- Nie.- powiedział wzdychając i przyłożył kubek do ust, kobieta się uśmiechnęła i pochyliła się nad nim.
- Dobrze, to gdzie jest Albus Dumbledore ?
- Nie mam pojęcia.- powiedział.
- Pij, pij - powiedziała, wciąż się uśmiechając. - A teraz, Potter, proszę sobie darować te dziecinne gierki. Wiem, że wiesz, dokąd uciekł. Wy i Dumbledore tkwicie w tym razem od samego początku. Zastanówcie się nad swoją sytuacją, Potter.
- Nie wiemy, gdzie on jest.
 Boże mam nadzieję, że on nie piję, proszę Harry nie pij tego.
- No dobrze - powiedziała z zawiedzioną miną. - W takim razie powiedz mi, z łaski swojej, gdzie przebywa Syriusz Black.
Poczułam jak coś przewróciło mi się w żołądku, a ręka zadrżała tak, że szklanka o mało co się nie przechyliła tak, że wylałabym zawartość na szatę.
- Nie wiem - odpowiedział trochę za szybko.
- Potter, jestem zmuszona ci przypomnieć, że sama o mały włos nie złapałam w październiku przestępcy Blacka w kominku w wieży Gryffindoru. Wiem dobrze, że spotykał się tam z wami i gdybym miała jakiś dowód, to możesz mi wierzyć, żadne  z was nie przebywałby dzisiaj na wolności. Powtarzam, Potter... Gdzie jest Syriusz Black?
- Zaraz, zaraz ! Przecież podobno Syriusz Black został oczyszczony z wszystkich zarzutów.- powiedziałam.
- Tak, ale to nie oznacza, że nie popełnił tych przestępstw, prawda ?- zapytała, a ja wytrzeszczyłam na nią oczy.
Patrzyłam tak na nią jeszcze przez pewien czas, ale ona zwróciła spojrzenie ku mojemu bratu.
- No dobrze, Potter, tym razem ci uwierzę, ale ostrzegam: mam za sobą całe ministerstwo. Wszystkie kanały komunikacji do szkoły i ze szkoły są pod kontrolą. Inspektor Sieci Fiuu obserwuje każdy kominek w Hogwarcie... prócz mojego, rzecz jasna. Moja Brygada Inkwizycyjna otwiera i czyta każdy list przysyłany i wysyłany przez sowy. A pan Filch ma oko na wszystkie tajne wyjścia z zamku. Jeśli znajdę choć cień dowodu...
Usłyszałam nagle głośne łupnięcie. Podłoga zadrżała.
- Co to ?- zapytałam patrząc na drzwi.
Korzystając z chwili wylaliśmy napoje do roślin. Z dołu dochodził tupot kroków i krzyki.
- Wracajcie na obiad.- powiedziała i wyszła z gabinetu.
Razem z Harrym wyszliśmy na korytarz. Piętro niżej rozpętało się prawdziwe piekło. Wszystko wskazywało na to, że ktoś  odpalił wielką skrzynię zaczarowanych fajerwerków. Po korytarzach śmigały smoki z zielono-złotych iskier, rzygając ogniem, przy akompaniamencie donośnych huków i trzasków. Wielkie, jaskraworóżowe ogniste koła szybowały groźnie jak eskadra latających spodków. Rakiety z długimi ogonami ze srebrnych gwiazdek odbijały się od ścian. Wulkany tryskały iskrami, wypisując w powietrzu nieprzyzwoite słowa. Gdziekolwiek się spojrzało, eksplodowały petardy, a wszystkie te pirotechniczne cuda nie tylko się nie wypalały i nie gasły, ale zdawały się nabierać z każdą chwilą mocy.
Filch i Umbridge zastygli w połowie schodów. Jedno z większych ognistych kół uznało, że musi mieć więcej przestrzeni do manewrów i pomknęło ku nim ze złowrogim „łiiiiiiiiiiii". Oboje wrzasnęli z przerażenia i uchylili się w ostatniej chwili, a koło wyleciało przez okno na błonia. Tymczasem kilka smoków skorzystało z otwartych drzwi na końcu korytarza i poleciało na drugie piętro, a w ich ślady pomknął wielki, dymiący złowrogo, purpurowy nietoperz.
- Szybko, Filch, szybko! - wrzasnęła Umbridge. - Musimy coś zrobić, bo rozlezą się po całej szkole... Drętwota!
Z końca jej różdżki wystrzelił strumień czerwonego światła i trafił w jedną z rakiet. Jednak zamiast zastygnąć w powietrzu, rakieta eksplodowała z taką siłą, że wybuch wyrwał dziurę w obrazie przedstawiającym ckliwą czarownicę pośród łąki - w ostatniej chwili zdążyła uciec i pojawiła się na sąsiednim obrazie, gdzie paru czarodziejów grających w karty zerwało się, żeby zrobić jej miejsce.
- Nie oszałamiaj ich, Filch! - krzyknęła ze złością Umbridge, jakby ten pomysł wyszedł od niego.
- Racja, pani dyrektor! - wycharczał Filch, który jako charłak mógł najwyżej połknąć fajerwerki. Rzucił się do najbliższego schowka, wyciągnął z niego miotłę i zaczął nią wymachiwać, co spowodowało, że po chwili miotła stanęła w płomieniach. Dusząc się ze śmiechu, pochyliliśmy się nisko i pobiegliśmy do drzwi, które, jak wiedziałam, ukryte były za gobelinem nieco dalej, a gdy prześliznęliśmy się przez nie, ujrzałam Freda i George’a przysłuchujących się wrzaskom Umbridge i Filcha i trzęsących się ze śmiechu.
- Błagam was powiedzcie mi, że to nie...
- Niestety, kochanie.- powiedział George, całując mnie w polik.
- Robi wrażenie - powiedział cicho Harry, szczerząc zęby. - Duże wrażenie... Wykończycie Doktora Filibustera... bez problemu...
- Cudnie - szepnął Fred, ocierając łzy śmiechu z policzków. - Och, mam nadzieję, że teraz użyje zaklęcia znikania... Mnożą się za każdym razem, jak się tego próbuje... z jednego dziesięć...
***
Tego popołudnia fajerwerki latały po całej szkole. Choć wyrządzały wiele szkód, zwłaszcza petardy, pozostali nauczyciele zbytnio się tym nie przejmowali.
- No, no, no - mruknęła profesor McGonagall, gdy jeden ze smoków obleciał całą klasę, ziejąc ogniem i wydając z siebie donośne grzmoty. - Panno Brown, czy mogłaby pani pobiec do pani dyrektor i poinformować ją, że mamy w klasie eksplodujące fajerwerki?
Skutek tego wszystkiego był taki, że profesor Umbridge spędziła pierwsze popołudnie swojego urzędowania, biegając po całej szkole, wzywana nieustannie przez resztę nauczycieli, którzy tłumaczyli jej, że sami nie potrafią sobie poradzić z fajerwerkami. Kiedy w końcu rozległ się ostatni dzwonek, a Gryfoni pozabierali swoje torby i ruszyli do wieży Gryffindoru, razem z Harrym doznaliśmy głębokiej satysfakcji, gdy zobaczyliśmy, jak z klasy profesora Flitwicka wypada z rozwianym włosami, spocona i umazana sadzą Umbridge.
- Dziękuję, pani profesor! - zawołał za nią piskliwym głosem profesor Flitwick. - Oczywiście sam mógłbym się pozbyć tych wulkanów, ale nie wiedziałem, czy mi wolno...
I z uśmiechem zatrzasnął jej drzwi przed nosem.
Wieczorem Fred i George byli bohaterami w pokoju wspólnym Gryffindoru. Nawet Hermiona przepchnęła się przez tłum, żeby im pogratulować.
- To były naprawdę cudowne fajerwerki! - przyznała z podziwem.
- Dzięki - odrzekł zaskoczony, ale i ucieszony George. - Narowiste Świstohuki Weasleyów. Tylko że zużyliśmy cały nasz zapas, trzeba będzie zaczynać od początku...
- Ale warto było - dodał Fred, który przyjmował zamówienia od rozochoconych Gryfonów. - Jeśli chcesz się wpisać na listę oczekujących, Hermiono, to Zestaw Podstawowy kosztuje tylko pięć galeonów, a Wściekła Pożoga Deluxe dwadzieścia...
Usiadłam obok Harrego i Rona, patrzyli w swoje torby z taką nadzieją, jakby marzyli, o tym, że książki zaraz same z nich wyskoczą i zaczną odrabiać się zadania domowe.
  - Och, a jakby tak sobie dać dzisiaj wolne? - westchnęła Hermiona, kiedy rakieta ze srebrnym ogonem przemknęła za oknem. - Ostatecznie w piątek zaczynają się ferie wielkanocne, będziemy mieć mnóstwo czasu...
- Dobrze się czujesz? - zapytał Ron, patrząc na nią z niedowierzaniem.
- Skoro już o tym wspomniałeś - odpowiedziała wesoło Hermiona - to wiesz... chyba się czuję trochę... buntowniczo.
- Skoro tak, to ja idę dzisiaj spać do ciebie, i będziemy buntownicze.- powiedziałam z uśmiechem.
- Chyba ze mną.- usłyszałam Georga.
- Bez przesady, aż tak buntownicze to nie.- powiedziałam z uśmiechem.
____________________________________________
No i jest kolejny rozdział ;D Przepraszam was tak strasznie, że musieliście tak długo czekać, po prostu ostatnio nie mam czasu, a poza tym jest ciepło, wakacje się zbliżają wielkim krokiem. Nowa szkoła za dwa miesiące, a ja jeszcze mam palec złamany i trochę ciężko mi się pisze ;d Tylko ja tak potrafię, żeby złamać sobie palec na biwaku xd
Mam nadzieję, że nowe tło się wam podoba, bo ja nadal nie mogę się na nie napatrzeć ;D
I jeszcze mam dla was taką małą niespodziankę ;p
Ostatnio przeczytałam Więźnia Azkabanu i mam taki pomysł, żeby napisać historię Mai i Harrego jak poznali swoich ojców chrzestnych w kilku częściach ;d Takie miniaturki, co wy na to? ;d
Nie zanudzam już więcej, obiecuję, że resztę zaległości na waszych blogach postaram się jak najszybciej nadrobić ;D
A teraz pióra w ruch i do komentowania CZARODZIEJE <3
CZYTASZ=KOMENTUJESZ.
POZDRAWIAM
~Hermionija.

niedziela, 19 maja 2013

Rozdział 41."Graup i Tenebrus"

Rozdział 41.

- Gdzie ty mnie ciągniesz ?- pytałam się rudego.
- No chodź zobaczysz.- powiedział i ujął moją dłoń jeszcze mocniej.- Zamknij oczy.
- Żebym się przewróciła ?- zapytałam, a on przewrócił oczami, obszedł mnie dookoła i przysłonił swoimi dłońmi moje oczy.
- Nie przewrócisz się, obiecuję.
Przeszliśmy jeszcze parę kroków, kiedy odsłonił mi widoczność. Rozejrzałam się dookoła i uśmiechnęłam się.
- Rozumiem, że ci się podoba.
- No pewnie.- powiedziałam i pocałowałam go w policzek.
Spojrzałam na jeziora i usiadłam na ławkę obok Georga.
- Co tak skromnie ?- powiedział i przyciągnął mnie do siebie na kolana.
Wpił swoje wargi w moje i złączył nas w namiętnym pocałunku. Wplątałam palce w jego włosach. Chłopak się uśmiechnął i zaczął całować mnie po  szyi. Czułam jak ląduję na ziemi, a George podpiera się rękoma, żeby nie zgnieść mnie swoim ciężarem ciała. Zaczęłam się śmiać.
- I jak pasuje ci, że w końcu jest marzec ?
- Nie.
- Czemu ?- zapytał ze zdziwieniem.
- Bo niedługo Sumy.- powiedziałam udając obrażone dziecko.
- Które na pewno  zdasz na same wybitne.- powiedział z uśmiechem.
- Nie wierze w to.
- U mnie zawsze myśleliśmy z Fredem, że za wszystko powinniśmy dostać P, bo przecież jest powyżej oczekiwań  to, że przyszliśmy.- powiedział, na co zaczęłam się śmiać.
- Dobra, dobra panie P, ale czy ty przypadkiem nie spóźnisz się na trening quidditcha.
- Już jestem spóźniony.- powiedział.
- To lepiej idź, żeby Harry cie nie zabił. Mały jest przydatek z martwego chłopaka.- powiedziałam i pocałowałam go w policzek.
***
- Hej ! Nie ma ich jeszcze ?- zapytał Ron mnie i Roksany.
- Kogo nie ma ?
- Bliźniaków i Harrego ?
- Nie o ile się nie mylę, mieliście trening, Ron.
- Na którym była stara ropucha.- powiedział, a ja wytrzeszczyłam oczy.- Malfoy przyszedł z tą swoją zgrają i zaczęli się naśmiewać ze mnie, jakiś tam Weasley to wieprzlej czy jakoś tak. Ja na to nie zwracałem uwagi, ale...- przerwał widząc moje spojrzenie.- Dobra Angelina mnie przytrzymała. Ale Harry i bliźniacy nie mieli tyle szczęścia i rzucili się z pięściami na arystokratę dupka. A najgorsze jest to, że Hermiona, też tam była.
- Też to śpiewała ?
- Nie, płakała  słysząc to i patrząc na Dracona po drugiej stronie trybun. No i ropusze to się nie spodobało i po kumkała na nich, a teraz siedzą u niej w gabinecie.
- O cholera.- powiedziała Roksana.
Wróciłam do czytania podręcznika, mimo, że w środku całą mnie zżerało, aby dowalić Malfoyowi, tak by płakał i prosił mnie o litość.
Po kilku minutach siedzenia w ciszy, usłyszeliśmy szczęk od portretu Grubej Damy. Chwilę później moim oczom ukazali się bliźniacy i Harry. Mój bliźniak podszedł do Angeliny i podał jej odznakę.
- Gratuluję zostałaś nowym kapitanem drużyny Gryfonów.- powiedział i opuścił głowę.
- Zabrała wam miotły, a tobie na dodatek jeszcze odznakę ?- zapytałam patrząc na nich, ponuro pokiwali głowami w znaku potwierdzenia.
- Nie, no brawo.
- To wszystko moja wina.- powiedział George.
- Przecież ty nie śpiewałeś tego "hymnu".- powiedziałam z uśmiechem, a na dworze rozpoczęła się burza z piorunami.
- Zaraz moment, czyli co ja mam drużynę w której są tylko ścigające i bramkarz ?- zapytała Angelina.
- Tak.
- Nie, no świetnie.- prychnęła i poszła do siebie do pokoju.
- Czyli dla wszystkich był to dzisiaj spaprany dzień.- powiedziałam z uśmiechem.
- A tobie co ? Chyba nie przeżywasz tego okropnego u Snape'a ? Na dodatek okropnego Harrego.- powiedział z uśmiechem Ron.
- U mnie była nieprzespana noc.- powiedziałam.
- Wybacz.
- Nie ma sprawy.
***
Razem z Hermioną przeglądałyśmy podręczniki od transmutacji i zaklęć, kiedy do naszego stolika podbiegli zdyszani Ron i Harry.
- Dziewczyny, chodźcie z nami do Hagrida.- powiedział Ron.
- Po co ?
- No po prostu chodźcie.- powiedział Harry i pociągnął mnie za rękę.
Biegliśmy prosto do domku Hagrida.
- Chłopaki, gdzie my idziemy  ?- zapytałyśmy.
- No zobaczycie.- powiedział Ron, a ja wywróciłam oczami.
Po chwili Harry zapukał do drzwi chatki gajowego.
- Hagrid, otwieraj !- wrzasnął.
- Co się dzieje ?
- Nie chcesz wiedzieć jak wygląda nasz Hagrid.
- O co ci chodzi ?
- Hagrid, cholera, otwieraj ! Bo inaczej wywalę ci te drzwi.- powiedział Harry. Po chwili w progu stanął Rubeus z miną jak u wściekłego psa.
- Jestem nauczycielem !- ryknął.- Nauczycielem, Potter ! Jak śmiesz grozić mi, że wywalisz moje drzwi ?!
- Przepraszam, panie profesorze.- parsknął Harry, a cały poobijany Hagrid wytrzeszczył na niego oczy, zauważyłam, że nawet taka mimika twarzy powoduje u niego ból.
- Od kiedy mówisz do mnie "Panie profesorze" ?
- Od kiedy mówisz do nas "Potter" ?- wycedziłam.
- No dobra, nie ważne.- powiedział.- Możecie ze mną gdzieś pójść ?- zapytał, a my przytaknęliśmy.
Szliśmy przez Zakazany las, starając się, aby nie wpaść w jakieś zarośla.
- Hagrid, możesz mi powiedzieć po co tu idziemy ?- zapytałam.
Usłyszeliśmy głośny tupot kopyt. Spojrzałam w lewo. Stado centaurów, właśnie przebiegały między drzewami.
- Centaury nigdy nie były tak wnerwione, a niebezpieczne są nawet jak śpią. Ministerstwo znowu zabrało im tereny to się pewnie cholibka biedaki będą teraz buntować.
- Hagrid, co tu się dzieje ?- zapytała Miona.
- Przepraszam, dzieciaki, że jestem taki tajemniczy, normalnie bym was tutaj nie ciągnął, ale Dumbledore wyleciał, mnie pewnie zaraz też wywalą na zbity łeb, a nie mogę odejść i nikomu nic o nim nie powiedzieć.- powiedział gajowy.
- No dobra, ale o kim, i podejrzewam, że to nie błacha sprawa, skoro wciągnąłeś nas, aż na sam środek Zakazanego Lasu !- wrzasnęłam.- Przepraszam, po prostu nie znoszę tego miejsca.- powiedziałam po chwili.
Poszliśmy jeszcze kawałek, a przed nami pojawiła się wielka skała, wielkości domu.
- Graupek !- wrzasnął Hagrid, a skała zaczęła się poruszać i po chwili cała nasza czwórka patrzyła na młodego olbrzyma. Wytrzeszczyłam oczy i patrzyłam to na Hagida, to na jeszcze do niedawana skałę.- Spójrz w dół, ty wielki pajacu !
Graupkowi, zaczął podobać się jakiś mały ptaszek, który właśnie przeleciał nam prosto koło głów.
- Padnąć !- wrzasnął Harry, a po chwili z naszych głów pozostałaby mokra plama.
- Groupciu !- wrzasnął oburzony gajowy.- Przyprowadziłem ci gości.- powiedział, a my zaczęliśmy wstawać, cały czas bacznie przyglądając się olbrzymowi.
Uśmiechnął się i zaczął biec w naszą stronę. Zaczęliśmy się cofać, ale kiedy lina dała jasny znak oporu, Graup się zatrzymał. Spojrzałam z przerażeniem na Harrego.
- Nie mogę go zostawić bez towarzystwa, bo to mój brat.- usłyszałam Hagrida. Popatrzyłam na niego wielkimi oczami i z trudem przełknęłam ślinę.
- O matko.- powiedział Ron.
- No dobra przyrodni, nie zrobi wam krzywdy. Nie bójcie się. Tylko cieszy się, że was widzi.
Olbrzym zaczął przyglądać się baczniej Hermionie, wyciągnął dłoń, a Gryfonka zaczęła się cofać. Chwycił ją w tali i podniósł do góry. Usłyszałam krzyk dziewczyny.
- Graupek, to był niegrzeczne.
- Hagrid weź coś zrób.- krzyknął rudy.
- Rozmawialiśmy o tym, nie wolno łapać ludzi. To twoja nowa koleżanka.
Ron wziął wielką gałąź, pod którą kolana mu się uginały i z krzykiem podbiegł do Graupa i walnął go w kolana. Gałąź pękła na pół, a Weasley popatrzył na nią z przerażeniem. Olbrzym spojrzał na rudego i kopnął go w brzuch. Rona odrzuciło tak, że poleciał na plecy o jakieś 5 metrów dalej.
- Graup ! Odstaw mnie na dół !- krzyknęła Hermiona.- No już !
Po chwili Miona stała już przy nas, mocno ją uściskałam.
- Nic ci nie jest ?- zapytał prefekt.
- Nie. Z nim trzeba krótko i wyraźnie.
Olbrzym zaczął się cofać do swojego drzewa.
- Zdaję się, że wpadłaś mu w oko.- powiedział Harry,  a ja parsknęłam śmiechem.
- Trzymaj się od niej z daleka ! Słyszałeś ?- krzyczał zdesperowany Ron.
Graup grzebiący coś w swojej kupie złomu, wstał a w dłoni trzymał starą kierownicę od roweru. Popatrzył na nią i zadzwonił dzwoneczkiem. Podszedł do nas i podał przedmiot Hermionie. Chwyciła go niepewnie, a olbrzym spojrzał na nią z cieniem uśmiechu, dziewczyna zadzwoniła. Graup się uśmiechnął od ucha do ucha i patrzył dalej na Mionę, która znowu dryndnęła.
- Graup to jest Hermiona.- powiedział Hagrid.
- Herma ?- powtórzył, a ona spłonęła rumieńcem.
- Tak, Herma. A to Maja.
- Naja.
- Też może być.- powiedziałam z uśmiechem.
- To jest Harry, a to Ron.- powiedział pokazując kolejno na chłopaków.
- Hallon i Lon.- powiedział Graup.
- Nie potrafi często i poprawnie wypowiedzieć "r".- powiedział Hagrid.- Sam sobie znajduję żarcie, towarzystwa mu zabraknie, jak odejdę. Zajmijcie się nim, dobra ? Oprócz mnie nie ma żadnej rodziny.
Powiedział, a mój wzrok zamiast na uśmiechniętego Graupa przeniósł się na Hagrida, który patrzył smutno w przestrzeń. Przytaknęłam i zauważyłam, że Harry robi to samo.
***
- Chodźcie trzeba jeszcze napisać pracę na transmutację i oczywiście na opiekę nad magicznymi stworzeniami.- powiedziałam puszczając oczko do Hagrida.
- Och, panno Potter, dla pani i twoich przyjaciół mogę zrobić wyjątek.- powiedział Hagrid.
- Ależ nie chcemy, aby ze względu na to wszystko, robił pan dla nas jakieś wyjątki.- powiedziałam, dopijając herbaty.
- No dobrze, słuchajcie swojej nauczycielki.- powiedział gajowy, a ja się ukłoniłam. Dał nam jeszcze po parę ciasteczek, które włożyliśmy do kieszeni od szat i pobiegliśmy do zamku.
- W tym roku wyszły mu naprawdę niezłe.- powiedział Ron ładując sobie jedno do buzi. Przewróciłam oczami i przeszłam, przez dziurę w portrecie.
- Ron słuchaj swojej nauczycielki i piszemy wypracowanie na temat sklątek tylnowybuchowych.- powiedział Harry, szczerząc się do mnie niczym małe dziecko.
- O nie kochanieńki, ja nie piszę wam dzisiaj prac.- powiedziałam.
- Ale dlaczego ?
- Ewentualnie mogę je wam poprawić.- powiedziałam.
- No dobra.
Usiedliśmy przy stoliku i zaczęliśmy pisać eseje. Skończyłam pracę dla McGonagall i zabrałam się za opowiadanie dla Hagrida.
- Znalazłaś coś ?- usłyszałam bliźniaka poraz czwarty już od kiedy otworzyłam podręcznik.
- Harry jestem na drugiej stronie.- powiedziałam i zaczęłam przewracać strony.
Sklątka Tylnowybuchowa – wyjątkowo odrażające i niebezpieczne stworzenia magiczne. Jest to właściwie krzyżówka mantykory z krabem ognistym. W późniejszym stadium rozwoju zabijają się nawzajem i nie zapadają w zimowy sen. Wyglądają jak pozbawione skorupy homary, a w dodatku są blade i oślizgłe. Posiadają mnóstwo nóżek, które znajdują się w dziwnych miejscach. Początkowo mają 6 cali długości. Trudno jest zlokalizować ich głowy. Sklątki nie mają otworu gębowego. Nie wiadomo czym się żywią. Samce sklątek mają żądła, a samiczki mają ssawki na brzuszkach, prawdopodobnie do wysysania krwi. Mają zapach zgniłych ryb. Co jakiś czas z jednego końca sklątki strzelają iskry, rozlega się głośne pyknięcie, a zwierzątko przelatuje do przodu o kilkanaście cali.
- Pasuje braciszku ?- zapytałam i zaczęłam pisać.
- Jesteś wielka.
- To komplement czy obelga ?
- Najszczerszy komplement.- usłyszałam głos nad sobą. Spojrzałam do góry i zauważyłam uśmiechniętego Weasleya.
- Skoro tak.- powiedziałam i wróciłam do zadania domowego.
***
- Chodź bracie. Idziemy na opiekę nad magicznymi stworzeniami- powiedziałam do brata.
- Do czego ty mnie zmuszasz ?
- Do samych przyjemności.- powiedziałam z uśmiechem i wyszliśmy na błonia.
Słońce przyjemnie grzeje. Skierowałam twarz w stronę słońca, kiedy usłyszałam czyjąś kłótnię.
- Proszę cię Draco ! Że ty niby się nie zmieniasz ? Znowu stajesz się tym samym zimnym i chamskim chłopakiem jaki był w pierwszej klasie !
- Miona, przestań, wcale tak nie jest.
- Ale ze mnie idiotka, ty tylko przede mną udawałeś, że się zmieniłeś, a kiedy wychodziłeś z koleżkami naśmiewałeś ze wszystkich tak jak kiedyś. Pewnie, mnie też nazywałeś szlamą, co ?
- Bzdura, ciebie już bym nie potrafił.- powiedział, patrząc jej głęboko w oczy.
- Oj, Draco nawet nie wiesz jak bardzo bym chciała w to uwierzyć, ale taka prawda, ty masz  czas dla przyjaciół, a mi  już go zabrakło. Nie chce was dzielić na dwie grupy, po prostu skończmy z tym przedstawieniem, dobrze ?
- I do kogo wrócisz ? Do Weasleya ?- zapytał, a ja wytrzeszczyłam oczy i podbiegłam do nich.
- Co ty odpieprzasz ?! Zapomniałeś idioto ? Ona kocha ciebie ! Prawda ?- zapytałam, patrząc na Mionę, ale ona pokręciła przecząco głową.
- Nie wiem jak mogłam być tak ślepa.
- No już dobrze.- powiedziałam i przytuliłam ją do siebie.- Idź do Rona i Harrego.- powiedziałam, a ona posłusznie udała się w objęcia Weasleya.- Chciałeś jej powiedzieć o Fredzie ? Idioto ! Kiedy ona zapomniała i on jest szczęśliwy ?
- A ona teraz nie będzie szczęśliwa.
- Pamiętaj, że w większości to właśnie twoja wina.- powiedziałam i udałam się pod chatkę Hagrida.
Po chwili z domku wyszedł Hagrid i stanął przed nami.
- Dzień dobry, panie profesorze.- powiedziała cała klasa.
- Czołem, dzisiaj pójdziemy do Zakazanego Lasu.- powiedział rozglądając się dookoła czy czasem nigdzie nie ma Umbridge.- Zapoznać się z Testralami.
Spojrzałam na Harrego, który w tej samej chwili obejmował Ginny. No tak lekcja z młodszymi klasami i ślizgonami na 5 roku.
- Przepraszam panie profesorze, a czy to nie są czasem zwierzęta widziane tylko dla tych, którzy ujrzeli czyjąś śmierć ?- zapytałam.
Przypomniałam sobie widok testrala, po raz pierwszy, kiedy wysiadłam z pociągu na drugi rok. Stał przed powozem i patrzył się na mnie.
- Brawo panno, Potter, 10 punktów dla Gryffindoru.- powiedział, a Gryfoni zaczęli wiwatować. Uśmiechnęłam się i ukłoniłam nisko, udając wzruszenie. Po chwili napotkałam spojrzenie brązowych oczu Blaise'a Zabiniego.-  Czy zna może pani więcej ciekawostek o testralach ?- zapytał, widząc tak jakby zapomniał przygotować najważniejszych części lekcji.
- Ależ oczywiście.- powiedziałam, na co klasa wybuchnęła śmiechem, wzruszyłam ramionami.- Testrale to rzadko spotykane magiczne stworzenia, które podobno przynoszą nieszczęście. Lubią mrok, żyją w ciemnych puszczach. Według niektórych, roztaczają wokół siebie ponurą atmosferę nic dziwnego skoro widzą je tylko osoby po doznaniu szoku czyjejś śmierci.- powiedziałam.
- Świetnie 15 punktów dla Gryffindoru !- znowu oklaski i szmer. Zaczęłam się śmiać.
- No Maja, mów dalej może dojdziemy do 50 punktów.- powiedział Seamus.
- Ale czy mogę ?- zapytałam patrząc na profesora.
- Może na miejscu, opiszesz jak wyglądają i czym się żywią.
- Na pański rozkaz.- powiedziałam i zasalutowałam. Znowu śmiechy.
Doszliśmy do zagłębia lasu.
- Tenebrus !- Krzyknął Hagrid, a ja aż podskoczyłam i prawie upadłam gdyby nie Blaise.
- Dzięki.- wymamrotałam.
- Nie ma sprawy.- powiedział, a ja wróciłam do swojego miejsca.
Jeszcze przez parę minut czułam jego wzrok na sobie.
- Tenebrus !- wyrwał mnie z zamyśleń głos Hagrida.
Po chwili z krzaków wyszedł wychudzony czarny wyglądem przypominający konia, testral.
- A teraz podnieść ręce, kto je widzi ?- zapytał gajowy.
Razem z Harrym, Hermioną, Nevillem i Teodorem Nottem, podnieśliśmy ręce.
- Naprawdę bardzo mi przykro.- powiedział Hagrid, spuszczając głowę.
- Czy to mają być kondolencje ?- prychnął Nott.
- Zamknij się i słuchaj co gada profesor, a jeśli cię się coś nie podoba to zjeżdżaj !- warknęłam na niego, a on tylko przewrócił oczami.
- No dobrze, to zasługujemy na 5 punktów, za bronienie profesora.- powiedział Ron, na co wszyscy parsknęliśmy śmiechem.
- Przyznajcie się co narobiliście ?
- Umbridge zabrała nam 25 punktów, za włóczenie się na siódmym piętrze, tam przy tej pustej ścianie.- powiedział Seamus.
- Wiedziałam, że coś zrobiliście.- powiedziałam z uśmiechem.
- Pani prefekt się nie wścieka, czas świętować !- powiedział Ron.
- Spokój ! No dobrze to może Maja opowiesz nam jak wygląda i czym żywi się ten o to tu osobnik.- powiedział gajowy, a ja uśmiechnęłam się i zaczęłam powoli podchodzić do zwierzęcia.
Uśmiechnęłam się na widok, bo w tej samej chwili przypomniało mi się jak bliźniaki wlecieli na testrala kiedy zaczynaliśmy czwarty rok i zdezorientowani patrzyli na źródło swojego upadku.
- Testrale są bardzo chude, czarna lśniąca skóra, oblepia ich ciało tak, że można zobaczyć każdą kość.- powiedziałam dotykając jego klatki piersiowej.- O tutaj, mogę policzyć ile ma żeber. Ich oczy są białe i puste, z tego co teraz zauważyłam nie mają źrenic.- mówiłam przyglądając się z pasją stworzeniu. Pogłaskałam go po łbie, a on otworzył lekko paszczę, uśmiechnęłam się jeszcze bardzie.- Mają długą czarną grzywę i ogon, oraz smoczy łeb. Posiadają olbrzymie, czarne, błoniaste skrzydła, którymi mogą przemierzać bardzo szybko, ogromne odległości. Według podręcznika...- powiedziałam i usłyszałam śmiech.-... przypominają pegazy, jednak są pewne niedociągnięcia różniące je od nich. Żywią się surowym mięsem, które oczywiście same upolują, ale przywoła je także zapach krwi, ludzkiej krwi.- powiedziałam i zaczęłam obserwować reakcje innych.- Niektórzy mogą je uznać za niebezpieczne, ale one ugryzą tylko tych, którzy obrzucą je obelgą, na dodatek nie mocno. Bo teraz stoję i głaszczę do po pysku i jeszcze mnie nie ukąsił. Pewnie nie wiecie, że to właśnie one ciągnął nasze powozy w Hogwarcie, kiedy chcemy dostać się do zamku.- powiedziałam, a po tłumie rozszedł się bunt.
Spojrzałam na Hagrida, który maił oczy zaszklone łzami. Uśmiechnęłam się i spojrzałam na testrala.
- 50 punktów dla Gryffindoru !- wrzasnął.- I zjeżdżać mi stąd.-powiedział, a Ron, Seamus i Dean unieśli mnie tak, że siedziałam teraz na ich ramionach.
Zaczęłam się śmiać, a wiwatujący Gryfoni udali się za nami do zamku.
Przeszliśmy przez dziurę w portrecie, którą otworzyła roześmiana Gruba Dama. Wszyscy wparadowali do pokoju, a na fotelach siedzieli bliźniacy, Angelina, Katie i Lee. Chłopaki jeszcze mnie nie puścili. Szłam przez Hogwart na ramionach Gryfonów z przyklejonym uśmiechem na twarzy, bo w duszy bałam się, że spadnę.
- Oooo, a o co tu chodzi ?- zapytał George, pomagając mi zejść.
- A widzisz, bo twoja dziewczyna zdobyła dzisiaj u Hagrida 75 punktów !- wrzasnął Seamus.- I połowę lekcji wolnej !
- Bo ?
- Bo się uczyłam kochanieńki.- powiedziałam i dałam mu buziaka w policzek.
______________________________________________
Wreszcie jest! Łohohohohoho*.* 
Udało mi się napisać nowy rozdział. Normalnie tak się cieszę. Ufff. 
Strasznie długo na niego czekaliście -.- I za to strasznie przepraszam, muszę jeszcze sporo zaległości nadrobić u was na blogach, ale ostatnio coś za często szwankuję nam internet, naprawdę się postaram, obiecuję i zachęcam was do komentowania ;d
Jesteś, przeczytałeś? Zostaw po sobie komentarz, chwila dla ciebie, tak dużo dla mnie. 
A i jeszcze chce przeprosić Stacy Malfoy, strasznie za to, że nadal jeszcze nie nadrobiłam u niej rozdziałów. Mam nadzieję, że mi wybaczysz, ale nadal jestem na 90 którymś rozdziale w archiwum i muszę się wziąść za nadrabianie ;> 
Zapraszam was także na mojego  drugiego bloga http://time-a-play.blogspot.com
O Lily i Jamesie, mam nadzieję, że zajrzycie :) 
~Herm.