środa, 7 listopada 2012

Rozdział 1. :"Wasz Ronald przyszedł z ratunkiem."

No to zachęcam do czytania i bardzo proszę o wasze opinie na temat rozdziałów. I tak wiem, że za dużo was tego nie czyta, ale jednak ;D


Rozdział 1.

Siedziałam pod jednym z nielicznych drzew w ogrodzie Weasleyów. Z daleka słyszałam śmiechy i krzyki rodziny. Mimo, że nie należałam do niej czułam się jakby to oni zawsze mnie wychowywali i pomagali. W sumie byliśmy tu z Harrym bardzo często mile widziani. Razem z naszą przyjaciółką Hermoiną. Siedziałam tak tutaj już chyba od 20 minut. Był ciepły letni wieczór. A ja siedziałam tutaj i myślałam co by było gdyby...?
Gdyby co ? No gdyby Harry nie wziął udziału w tym szalonym Turnieju Trójmagicznym. Może gdyby nie to Lord Voldemort przez jakiś czas został w swoim ukryciu. Mielibyśmy o wiele więcej czasu żeby się na to wszystko przygotować. A teraz ? Teraz to Voldemort ma już prawie całą swoją zgraję Śmierciożerców przy sobie, no oprócz tych którzy siedzą w Azkabanie...
-Wiedziałem, że Cie tu znajdę.- usłyszałam głos swojego ulubionego rudzielca z całej tej rodziny.- Lupin się pytał gdzie jego ukochana córka chrzestna ? Mówię Ci wypił już za dużo tej ognistej.-powiedział George.
Wybuchłam śmiechem, na co on zrobił tylko zdziwioną minę. Potem i on się do mnie przyłączył i śmialiśmy się tak chyba z pół godziny, po czym wziął mnie na ręce i zaniósł do Nory.
-A więc to tak?! Ja się tu zamartwiam o swoją chrześniaczkę, a ona siedzi sobie wieczorem z chłopakiem pod drzewem i nie wiadomo co robią.- oskarżał mnie Remus.
 Nie powiedziałam nic, gdy tylko George mnie postawił, uścisnęłam z całej siły swojego ojca chrzestnego. Wiedziałam, że po prostu lubi kiedy udaję takie niewiniątko i jak mała dziewczynka przytulam się do niego. Była to już norma więc zawsze gdy to się działo wszyscy zaczynali się śmiać łącznie ze mną i Remusem. Syriusz, który został trzy miesiące temu oczyszczony z wszystkich zarzutów, przyglądał się całej tej scenie z uśmiechem, spojrzał na swojego syna chrzestnego. Który właśnie w tej chwili siedział przytulony z Ginny na schodach. Oboje mieliśmy swoje drugie połówki. Mój związek z Georgem zaczął się na Balu Bożonarodzeniowym. Harry'ego i Ginny po zwycięstwie mojego brata w tym Turnieju. Hermiona, która jak zwykle z nosem w książce przeglądała nowe podręczniki do szkoły, mimo że zostały jeszcze trzy tygodnie do powrotu, ona i tak zaczęła je już powoli przerabiać. Ron, który właśnie zaczął tańczyć z Tonks, wydawał się trochę na pozór lekko pijany. Pewnie wypił za dużo piwa kremowego.
-Znowu z książką ?-zapytałam przyjaciółki, gdy tylko mój chłopak mnie puścił ze swoich szponów.
- Tak. Widzisz nie wiem co mam odpisać na list od Wiktora.- odpowiedziała mi przyjaciółka. Podczas Turnieju Hermiona związała się z Bułgarskim graczem w quidditchu. Tylko ja popierałam cały ich ten związek.
-I myślisz, że znajdziesz odpowiedź w podręczniku od ELIKSIRÓW?! Proszę Cię Hermiono ja wiem, że kochasz naukę, no ale żeby czytać podręcznik od zajęć naszego najgorszego nauczyciela i to na dodatek w wakacje ?- powiedziałam jej. Ale ona i tak tylko i wyłącznie swoje.
-No tak ja wiem. Ale teraz będzie rok sumów i ...- nie zdążyła dokończyć zdania, bo rozmowę przerwał nam już całkiem pijany Ronald.
- Czy, któraś z pięknych pań zatańczy ze mną do tej jakże cudownej piosenki ?- popchnęłam Rona prosto w ramiona Hermiony, która tylko zrobiła wielkie oczy.-A więc widzę, że jest jedna chętna.- powiedział z lekkim uśmieszkiem i chwycił dziewczynę za rękę, poprowadził na środek pokoju i zaczął z nią tańczyć.
 Hermiona zrobiła swoją jedną z najgorszych min i spojrzała prosto na mnie. Uśmiechnęłam się tak uroczo i słodko, że tylko wywróciła oczami i zaczęła tańczyć do rytmu piosenki. Zamknęłam książkę od eliksirów i usiadłam wygodnie na sofie. Dosiedli się do mnie Harry z Ginny i spojrzeli na mnie ze zdziwieniem.
- Co ?- zapytałam. -O co wam chodzi ?- zdenerwowałam się, bo dość długo mi nie odpowiadali.
- Twoje oczy.- odpowiedziała mi przyjaciółka, a ja tylko zrobiłam zdezorientowaną minę.- Co się stało? Pokłóciłaś się z Georgem?- zapytała ruda.
- Co z moimi oczami nie tak ? Nie pokłóciłam się z Georgem. - odpowiedziałam patrząc w stronę mojego ukochanego, który właśnie rozmawiał z Fredem.- Pewnie wam się tak wydaje, bo jestem strasznie zmęczona.
-Możliwe.-przemówił mój brat. Ale natychmiast zmienił punkt widzenia.
Spojrzałam w tą samą stronę i zobaczyłam  Rona, Hermionę i Freda, który próbował odbić partnerkę bratu, ale Ron się nie dawał i cały czas wlatywał na tańczącą parę, co tylko powodowało śmiech wszystkich tu zgromadzonych. Jedyna Tonks, która wylewała już łzy ze śmiechu, podeszła do Rona i zaczęła z nim tańczyć kończąc tą komedię.
-Maja ?-zagadała mnie ruda.
-Hmmm ?
- Idziesz na górę chciałabym z tobą na spokojnie porozmawiać ?
- Och, jasne  tylko się pożegnam z Georgem, dobrze ? - odpowiedziałam przyjaciółce.
- Jasne. - odpowiedziała mi.
 I w tym samym czasie sama zaczęła namiętnie całować mojego brata. Jeżeli tak wygląda buziak na dobranoc, to ja wole nie wiedzieć jak wygląda scena gdy są tylko we dwoje. Podeszłam do George i pocałowałam. Gdy już chciałam się od niego oderwać, on mnie nie puszczał. Zaczął powoli wstawać i przycisnął mnie do ściany. Serce zaczęło mi bić o wiele szybciej i bałam się, że jakby muzyka i śmiechy ucichły, ktoś mógłby usłyszeć bicie mojego serca. Boże czemu on zawsze tak na mnie wpływał ? Poczułam że przyciska mnie mocniej do siebie. A nasze języki zaczęły już swoją ulubioną grę. Przy nim czułam się naprawdę szczęśliwa. Nie wiem co bym zrobiła gdyby ktoś mi odebrał to szczęście. Chyba rzuciłabym się z wieży astronomicznej w Hogwarcie, albo sama bym poszła do Lorda Voldemorta i prosiła go o śmierć. Kiedy już przerwaliśmy ten pocałunek, George wyszeptał mi do ucha :
-Dobranoc.- I pocałował mnie jeszcze raz, lecz był to tylko krótki całus w usta.
-Dobranoc- Odpowiedziałam i odeszłam.
Podeszłam do nadal całującej się pary.
- I co idziemy ?- zapytałam przyjaciółkę, bezczelnie przerywając im pocałunek. Harry spojrzał na mnie spode łba na co ja mu posłałam buziaka w powietrzu.
-Jasne.- odpowiedziała mi Ginny.
Spojrzałam na Hermionę, która nadal tańczyła z Fredem. Między tą dwójką coś się dzieje.
- Dobranoc- powiedziałam w tym samym czasie co Ginny do Harry'ego.
- Dobranoc- odpowiedział nam.
Gdy tylko weszłam na schody. Zauważyłam wstającego od stołu Syriusza, który szedł w stronę Harry'ego. Jednak mnie zauważył przyglądającej się całej scenie i tylko mi pomachał ręką mówiąc bezgłośnie "Dobranoc". Uśmiechnęłam się sama do siebie i też mu bezgłośnie odpowiedziałam "Oj już dobra, dobra. Do jutra." i pomachałam ręką.

***
Leżałam już w łóżku czekając na Ginny. Myślami błądziłam, po tych wszystkich wydarzeniach z dzisiejszego dnia. I jedno postanowiłam, że jak tylko Ginny wróci do pokoju zapytam ją co sądzi o zachowaniu Freda wobec Hermiony. Ale było coś co nie mogło dać mi spokoju od ponad 2 miesięcy. Dlaczego gdy toczyliśmy walkę z Lordem Voldemortem z jego różdżki wydobywały się dusze. Dusze, które zabił. Byli tam nasi rodzice, których Voldemort zabił jako ostatnich przed swoim odejściem na tak długi czas. Ale był tam jeszcze jakiś mugol, czarodziejka z ministerstwa i parę innych. Ja też się dostałam na cmentarz. Jak się tam dostałam ? Pamiętam, że na widowni siedziałam koło Hermiony i Georga. Rząd niżej siedziała jakaś dziwna zakapturzona postać. Na nikim nie zrobiła ona większego znaczenia ponieważ siedział w jasnym płaszczu. Jak się okazało był to jeden z tych, którzy robią za sługusa u Voldemorta. Gdy tylko Harry poszybował świstoklikiem, był po prostu wybuch jakiegoś zielonego promienia i nagle ja zaczęłam wirować wokół własnej osi, słyszałam jeszcze głosy moich przyjaciół i nagle stanęłam na cmentarzysku. Mężczyzny, który tutaj mnie przeniósł już nie było. Harry stał przy jednym z nagrobków, gdy nagle został objęty przez jakby ożywiony pomnik i pociągniety do niego. Usłyszałam krzyk, swój krzyk i Harry'ego, który właśnie obrywał Cruciatusem. Nic do mnie nie docierało, tak jakby w ogóle nie chciało, zostałam podobnie jak Harry przyciągnięta do jednego z nagrobków. Po starciu z Voldemortem, kiedy dusze naszych rodziców się wydobyły z jego różdżki. Pamiętam, ja sama walczyłam ze zgrają śmierciożerców, a Harry z Voldemortem. Więź przerwana, dusze otaczają każdego, poczułam ucisk dłoni Harrego na mojej "Accio świstoklik" usłyszałam i nagle poderwałam się do góry. Trybuny w Hogwarcie. Cedrik cały roztrzęsiony opowiada wszystko nauczycielom. Opadłam na kolana i profesor Dumbledore...
-Maja !- wyrwała mnie z zamyśleń przyjaciółka.
-Co ?- powiedziałam oschłym głosem i nagle zrobiło mi się głupio.- Przepraszam.
- Nareszcie wrzeszczałam tak już chyba od 5 minut.- powiedziała ruda.
- Naprawdę ? Przepraszam- powtórzyłam się.
- Nie ma sprawy.- upewniła mnie.
- Więc o czym chciałaś ze mną rozmawiać ?
- Pomyślałam sobie z Harrym i ...- powiedziała Ginny.
- I bierzecie ŚLUB!- wybuchłam. Obie zaczęłyśmy się śmiać.
-Nie to nie to.- mówiła Ginny przez śmiech.
- Ale jednak.- popatrzyłam na nią i zobaczyłam w jej oczach iskierki, takie jak zwykle widzi Harry'ego.
- No może, no ! Ale bardziej wpadliśmy na pomysł, że może byśmy pojechali pod namioty nad jezioro. Wiesz tutaj jest całkiem nie daleko jezioro i może chociaż tak na 2-3 dni. Co o tym myślisz ?- Zapytała mnie Weasleyówna.
-Ale, że sam na sam z Harrym ?- zapytałam. Nie chciałam jej odpuścić.
-Nie ! Że ty, ja, Harry, George, Ron ,Hermiona, Fred. Co o tym myślisz ?
-Pomysł ciekawy. A pani Weasley nam pozwoli ?-zapytałam.
- Musi !- naskoczyła na mnie i opadłyśmy na pierzynę, wybuchłyśmy głośnym śmiechem.
- Słuchaj, a skoro już mówimy o tym. To wyjadę Ci z innym tematem.- i nadal nie mogłyśmy pohamować śmiechu.- Co sądzisz o Fredzie i Hermionie ?
- Też zauważyłaś ?!- powiedziała całkiem już poważna Weasleyówna.
- Dopiero dzisiaj. A co ? Jednak coś się między nimi dzieje ? Wiesz coś ?- zalałam pytaniami przyjaciółkę.
- Nie, ale jutro możemy go podpytać. Stoi ?- zaproponowała ruda.
-Stoi.-odpowiedziałam.
-Więc ? O czym się tak zamyślałaś ?- pytała ruda.
- A o tym co się działo na tym cmentarzysku. Z jednej strony cieszę się, że tam byłam bo mogłam pomóc Harremu. A z drugiej chciałabym wymazać te wszystkie wspomnienia. O tym, że Voldemort powrócił- Ginny wzdrygnęła się na wypowiedziane przeze mnie nazwisko, ale ja udałam, że tego nie zauważyłam.- i, że teraz w Proroku wypisują o nas jako o bliźniętach Głupotterach. O tym, że piszą o Syriuszu wielkimi nagłówkami "Syriusz Black, seryjny morderca, związany jakąś dziwną więzią z Potterami." lub  "Co do tego wszystkiego ma pan profesor Lupin, który uczył Głupotterów na ich trzecim roku. Co to za więź ?" Mam tego dosyć.- wyżaliłam się przyjaciółce z dodatkiem dwóch najbardziej zgryźliwych tytułów pewnych artykułów.
- Nie przejmuj się tak.- pocieszyła mnie Ginny. I chwilę później do naszego pokoju weszli: pijany Ron, cała w skowronkach Hermiona oraz bliźniak mojego chłopaka.
-Drogie panie ! Oto wasz Ronald przyszedł z ratunkiem.- Wybełkotał i opadł na łóżko Ginny. Hermiona usiadła na swoim i podziękowała  Fredowi za mile spędzony wieczór. Razem z Ginny wymieniłyśmy zdziwione spojrzenia, już całkowicie pewne, że między tą dwójką jest coś więcej niż tylko przyjaźń.
-Chodź stary.-powiedział Fred do Rona i pociągnął go za sobą do jego pokoju.
- Moja książka !- krzyknęła Hermiona i wyleciała do salonu.
- Jutro gadamy z Fredem.- powiedziałam równo z Ginny.
I po tych słowach udałyśmy się do krainy snów.

wtorek, 6 listopada 2012

Prolog.


W mieście Little Whinging. Na ulicy Privet Drive. W domu numer 4. Mieszkała pewna niewydarzona rodzina. Innymi słowy małżeństwo Dursley z ich ukochanym syneczkiem Dudleyem i dwójką swoich siostrzeńców. Bliźniętami Potterów, których Lord Voldemort zabił gdy Ci próbowali ocalić swój największy skarb, swoją ukochaną córeczkę Maje i ich synka Harry'ego. Tak więc dwójka młodych i nieznanych swoich prawdziwych korzeni dzieci zamieszkała razem ze swoim okrutnym wujostwem, ale wszystko się zmienia w ich jedenaste urodziny.
-Nie to nie może być prawda. - nie wierząc własnym uszom przyglądałam się wyrośniętemu na pozór mężczyźnie, który właśnie usiłował nam wmówić, że jesteśmy najbardziej znanymi i potężniejszymi CZARODZIEJAMI niż się komukolwiek wydawało.
-Słuchajcie.- zaczął Hagrid - Czy kiedy zawsze działo się coś wbrew waszej woli działy się dziwne rzeczy ? Dajmy na to magiczne ?
Teraz mi się wszystko przypominało! A te włosy, które po tak zawsze brutalnym ścięciu przez ciocie Petunie odrastały w niecałą dobę. A ten wąż w tym głupim ZOO, kiedy to szyba znikła, a on najzwyczajniej sobie wyszedł i podziękował mi i Harry'emu ludzkim głosem. Kiedy to Harry uciekał przez korytarz domu Dursley'ów  i nagle wylądował na dachu, a ja wydzierałam się niczym przez mikrofon. 
-No niby tak. Prawda Maju ?- pytał Harry, bo nigdy za bardzo nie był pewien swoich słów gdy go słuchałam.
-Prawda. Ale...
-Nie ma żadnego "Ale". Jesteście czarodziejami i koniec kropka. Już niedługo się przekonacie kiedy zobaczycie swoją szkołę...
-Nie będę płacił żadnemu wariatowi za uczenie tych dzieci takich głupot. Już dawno z Pet...- Wuj skończył gadać kiedy olbrzym przyłożył mu do nosa swoją różową parasolkę. Co wydało mi się trochę dziwne, żeby wuj bał się parasolki.
-Nigdy nie nazywaj Albusa Dumbledore'a wariatem w mojej obecności. Zrozumiano ? 
Wuj tylko przytaknął. Na co Hagrid strzelił tylko jakimś  pomarańczowym strumieniem "czegoś" i z tyłu zajadającego tort Dudleya wyrósł świński ogon. Co mnie i Harry'ego trochę rozśmieszyło. Teraz razem z Harrym byliśmy pewni, że magia istnieje. Więc wyruszyliśmy z Hagridem w nasz zupełnie nowy i bezpieczny z dala od wujostwa świat. Magiczny świat.