Siedząc przed kominkiem z książką do astronomii, można pomyśleć, że staram się jak najbardziej zagłębić w lekturze. Lecz gdy tylko mogłam spoglądałam w kominek, gdzie ogień wesoło brykał z framugą. Materiał podstawowy niby sobie powtórzyłam, ale czy na pewno odpowiednio dobrze ?
- Saturn do promieniowania oriona odbija się z szybkością światła, a od tego odjąć oddziaływanie pierścieni to się równa N do potęgi...- powtarzałam sobie regułkę, kiedy ktoś obok mnie usiadł. Spojrzałam na sprawcę moich przerwanych obliczeń.
- Za parę godzin ostatni mecz quidditcha.- odezwała się blondynka.
- Mam, nadzieję, że tym razem mu się uda.- powiedziałam.
- Ostatni mecz, a ty ślęczysz nad książkami.- rzekła urażona Roksana.
- Muszę je zdać jak najlepiej.
- Przecież już na pewno znasz wszystkie regułki i formułki. Sumy za tydzień i ty do tego czasu, masz zamiar siedzieć na lekcjach lub czasami na błoniach z nosem w podręcznikach.
- Jeśli się tak da.- mruknęłam.
- Dzisiaj rano napisał do mnie Fred.- powiedziała z uśmiechem i pokazując mi pomarańczową kopertę.
- I co napisał ?- zapytałam spuszczając głowę na dół i szybko ocierając łzę.
- Że Dowcipy rozkręcają się, ludzie nie mogą się napatrzeć i że jeśli nie będzie rodziców jeszcze przez pół roku to mam się wprowadzić do nich.- powiedziała, jeszcze bardziej się uśmiechając i przeglądając list.- A i razem z Georgem wszystkich tutaj pozdrawiają.- spojrzała na mnie.- Może powinnaś dać mu...
- Jak ? Jak Roksana ? Nie napisał do mnie ! Rozumiesz ? Minął miesiąc, a on nawet nie napisał jednego głupiego "Przepraszam" nie napisał.- powiedziałam i się rozpłakałam.
***
- I jak gotowa ?- zapytał Lee, kiedy siadaliśmy przed mikrofonami.- Po co w ogóle pytasz ?
- Nie wiem, ale zaczynamy.- powiedział z uśmiechem.
- Za 3...2...1... Dobry wieczór wam.- zawitałam i usłyszałam gromkie brawa.- No co jest ? Ludzie ! Ostatni mecz ! Wieczorny mecz quidditcha rozstrzygnięcie, który dom dostanie Puchar Quidditcha !
- Gryfoni dajcie wiwat ! Na powitanie naszej drużyny prowadzonej przez kapitana Jonhson !- wrzasnął Lee.
- No i drużyna Krukonów !
- Potter, już im tak nie dopinguj.
- Oj Lee, proszę cię ! Ja ? Ja kibicuję Gryfonom ! Aby Ron, nam świetnie bronił! Uda ci się ! Prawda ?- zapytałam i usłyszałam wiwat tłumu.
- No i wystartowali ! Davies natychmiast przejmuje kafla, kapitan Krukonów Davies ma kafla, ogrywa Johnson, mija Bell, mija Spinnet... pędzi prosto na bramkę Gryfonów! Będzie strzelał... i... i... - tu Lee zaklął głośno - i zdobył gola.
Weasley wciąż puszcza gole,
Oczy ma pełne łez...
- A teraz Spinnet gra, pędzi, pędzi ! I .... Tak ! Zdobywa bramkę ! 10:10 ! Brawo!- krzyczę, a tłum krzyczy i klaska.
Kapelusz zjadły mu mole,
On naszym królem jest!
***
Po dwóch godzinach ciężkiego meczu, oczy powoli zaczęły mi się zapadać. Obserwując jak Chang i Ginny mijają się koło znicza. Bradley i Davies gnają do pętel, których broni Ron, nagle się otrząsnęłam i spojrzałam z uwagą na dwóch Krukonów.- Jest ! Udało mu się ! Udało się ! Weasley obronił !- krzyknęłam.
- Gryfoni zaczęli powoli nadrabiać punkty, patrz ! Tam !- spojrzałam w stronę, gdzie Lee zaczął wymachiwać ręką.
- Ginny i Cho, zaczynają powoli ścigać złoty znicz !
- Tak ! Ginny Weasley złapała ! Gryfoni zwyciężają przewagą 110 punktów !
"Weasley jest naszym królem,
Bramkarzem jest na fest!
więc zaśpiewajmy chórem
On naszym królem jest
Weasley nie puszcza goli,
Bramkarzem jest na fest!
Więc śpiewają Gryfoni
On naszym królem jest
Weasley naszym królem,
Nie będzie więcej łez
Trzech pętli broni murem,
On naszym królem jest!"
- Teraz pani profesor McGonagall, wręcza Angelinie Johnson Puchar Quidditcha.
Wyszłam z tłumów i rzuciłam się Ronowi na szyję.
- Udało cie się!- krzyknęłam.
- Udało się!- krzyknął i zaczął się śmiać. Uniósł mnie i okręcił dookoła.- Udało się! Hermiona! Harry! Udało się!- krzyknął i wziął w objęcia Gryfonkę.
Poczułam jak ktoś zakrywa mi oczy, chwyciłam za jego dłonie i odwróciłam się. Po chwili ujrzałam Blaise'a Zabiniego.
- Chciałem ci pogratulować.- powiedział nieśmiało.
- Mi?
- No tak, świetnie ci idzie komentowanie.- powiedział, a ja się zaśmiałam.
- Dziękuję.
- Ależ nie ma za co.- powiedział i się ukłonił.- Życzę także powodzenia.
- O w czym ?
- W sumach.
- Ja także życzę ci powodzenia.- powiedziałam, a on zniknął mi z oczu.
- Co to było?- zapytała Ginny.
- A ja ci tam mam niby wiedzieć ? Pogratulował mi, że dobrze komentuję.
- Tobie pogratulował ? A ja to co ?
- Ja ci mogę pogratulować.- usłyszałam swojego brata, a dziewczyna od razu rzuciła mu się na szyję.
***
- Uspokój się, przecież damy radę.- powtarzał Harry, kiedy staliśmy przed cieplarnią.- Łatwo ci mówić, ja muszę zielarstwo zdać na wybitny !
- Panno Potter, panno McAllen, panno Black, zapraszam.- usłyszałam głos psorki, kiedy po piętnastu minutach weszła Hermiona, Padma i Lavander.
Zdając umiejętności, nie jest wcale tak źle, gorzej z teorią, którą będę zdawać dopiero jutro.
- Nie ważne co się wie...- pouczał głośno Draco, Crabbe’a i Goyle’a przed salą do eliksirów, kiedy za chwilę mieli wywołać kogoś z nas.- ważne kogo się zna ! Mój ojciec od lat zna przewodniczącą Czarodziejskiej Komisji Egzaminacyjnej... starą Gryzeldą Marchbanks... bywała u nas na obiadach i w ogóle...
- Myślicie, że to prawda ?- zapytała przestraszona Miona, patrząc na Dracona.
- Nie no coś ty.- powiedziała pocieszająco Marta.- Gdyby tak było, na samo usłyszenie mojego nazwiska wygoniliby mnie z sali, a jeszcze jakoś zdaję Sumy, prawda ?
- Ten dureń tylko potrzebuje kontaktów, bo jest tak tępy, że nie potrafiłby nawet odróżnić Marsa od Saturna ! Lub mięty od cytryny.- powiedziałam, wyjątkowo głośno.
- A co jeśli ?
- Daj spokój Miona i się rozluźnij.- powiedział Ron kładąc jej ręce na ramionach.
- Potter, Granger, McAllen !- usłyszałam surowy głos Snape'a.- Przygotować eliksir euforii, no już.
Podeszłam do swojego kociołka i rozgrzałam powoli wodę gotującą się w nim. Wrzuciłam miętę i pancerzyki chitynowe i powoli zaczęłam je rozkruszać, kiedy zaczęły się gotować, nie miłemu fetorowi, zeszłam z drogi sokiem z cytryny. A na koniec wycisnęłam pestki i sok z fig abisyńskich. Wlałam wywar do fiolki i podpisałam go swoim nazwiskiem i domem.
Wyszłam z sali i spojrzałam na przerażonych Harrego, Rona i Martę.
- Nam dał eliksir euforii, może wam dać rozśmieszający lub słodkiego snu.
- Mam nadzieję, że znowu nie zrobi czegoś tak głupiego i nie rozbije mojej butelki.
- Nie może, są tam egzaminatorzy.
- Dobra.
- Lecę na starożytne runy.- powiedziałam machając do nich ręką.
- Do zobaczenia.
***
- Jak ci poszło ?- usłyszałam Hermionę, wołającą z końca sali. Wywróciłam oczami do Rona, a on się zaśmiał.- Ale co mi poszło ?
- No runy.
- Straszne było to czytanie.
- Co miałaś ?
- "Tylko ci co do odważnych należą, rozszyfrują to. Tylko ci co w życiu wiele przeżyli i cierpieli, znać znaczenia słowa tego będą."- powiedziałam, a ona wytrzeszczył na mnie oczy, gdy po chwili rzuciła mi się na szyję.
- Mi też coś takiego dali.
- No to czyli jedno dla wszystkich było.
- A jak ci poszedł test ?
- Rozpisałam się na dwie stopy !- krzyknęłam do niej.
- Ja też.
- Widziałam, jak skrobałaś tym piórem po pergaminie.
- No ty nie lepsza.
- No dobra panie, ale na dzisiaj mamy koniec, jutro tylko teoria z zielarstwa, eliksirów, a z transmutacji umiejętności i teoria.- powiedział Ron załamując się przed podręcznikiem do astronomii.
- Nie zapominaj, że dzisiaj mamy o północy z astronomii.- powiedziałam, wyciągając książkę spod jego głowy.
- Nie zapomniałem, nie da się.- nagle do sali wparowały Marta i Roksana z podręcznikami do obrony przed czarną magią.
- Boicie się, że nie zdacie ?- zapytałam wertując podręcznik od astronomii.
- Nie naprawdę, Maja OPCM, to najgorsze co może być, oni będą kazali nam wypowiedzieć zaklęcie, a my zrobimy wielkie oczy i nawet nie machniemy różdżką, bo ta stara flądra nie miała zamiaru nam nic pomóc.
- I właśnie dlatego było GD.- powiedział mój brat.
- Pluton to zbiór księżycowych skał, gdzie panuje nadzwyczaj zimna atmosfera. Tam jest największe oddziaływanie magiczne, większe niż na ziemi.- przeczytałam po raz setny tą samą formułkę.
- I co myślisz, że własnie coś takiego będzie na teście ?
- Może być nawet coś co jest wydrukowane najmniejszą czcionką.
- No tak, gorzej będzie z rozszyfrowaniem, co nie ?
- No a nie ? Przecież, jak spojrzę w to niebo, to mnie po prostu zamuruje.
- Ciebie ? Chyba mnie, ja tylko przeczytałem notatki, które razem z Hermioną zaznaczyłyście na czerwono i to na dodatek u was w zeszytach.
- Mądrze Ron, bardzo !- powiedziała Hermiona trzaskając książką.- Przepraszam, ale idę na porady zawodowe.- wyszła z Wielkiej Sali.
- Dopiero teraz ?- zapytałam.
- Tak, wiesz, Umbridge musi być na każdych poradach, więc tak wypada, że jeden tydzień na jednego nauczyciela. Ja będę miał je dopiero jutro po transmutacji.- mruknął Ron,
- Czyli bezsensu.- powiedział Harry.
- Ja też ich jeszcze nie miałam.- powiedziała Black.
- Ja miałam dwa tygodnie temu. To było straszne. Zacznę się zastanawiać, czy czasem nie zatrudnić się u Freda i Georga w ich sklepie.- zachichotała Roks.
- Ja bym nie chciała sobie tak zmarnować życia.- powiedziałam.
Jakieś dziesięć miejsc dalej, zauważyłam samotnie porzuconego Proroka.
- Może, ty nie, ale mi nie widzi się rola za biurkiem.
- Mi też nie.- powiedziałam przywołując do siebie gazetę.- Dlatego w przyszłym roku będę miała przedmioty dla dalszej kariery zawodowej przywołującej aurorów lub uzdrowiciela.- uśmiechnęłam się do niej i otworzyłam szmatławca na trzeciej stronie.- A i u nich to życie za ladą chyba, że będziesz robić jako ich menager. Bo im się raczej na pewno przyda.- prychnęłam.
- Maja, przestań, on nie mógł ci powiedzieć, a zresztą chciałabyś, żeby oboje dostali karę chłostą ?
- Nie, nie chciałabym, ale mógł mi powiedzieć. "Jesteśmy" parą od prawie półtora roku, a on nawet nie ma zaufania do mnie, żeby powiedzieć co planują i nie mów mi, że to na pewno nie tak, Roksano.- powiedziałam i zaczęłam czytać strony Proroka codziennego.
Dotarłam na trzynastą stronę gdzie było umieszczone zdjęcia Syriusza i wystawiona na niego kwota dwudziestu tysięcy galeonów, za oddanie Blacka w ręce dementorów. Śmierciożercy niby, Syriusz i banda Voldemorta ! No pogrzało.
- O widzę, Potter, że zastanawiasz się czy czasem nie wydać Syriusza Blacka, seryjnego mordercę i byłego poplecznika Czarnego Pana, ministerstwu.- usłyszałam za sobą przesłodzony głos Umbridge.
- Nie pani profesor, zastanawiam się dlaczego taki brudny szmatławiec jak to, jest najbardziej rozpowszechnioną matrycą informacji, niż taki Żongler, czy cokolwiek innego. A teraz przepraszam, ale muszę iść pouczyć się na astronomię razem z bratem, aby został aurorem.- powiedziałam i pokazałam przyjaciołom, ze wychodzimy.
~*~
Kiedy byłem mały, moi rodzice należeli do Zakonu Feniksa. Podczas jednej z misji, stracili zdrowy rozsądek. Torturowała ich Bellatriks Lestrange. Do tej pory nadal odwiedzam ich w św. Mungu, a oni tylko kojarzą fakty, że jestem ich synem. Za każdym razem kiedy wracam do domu, rozmyślam, czy w końcu nie wstaną, nie uśmiechnął się do mnie i przywitają. Ale oni leżą i patrzą się na mnie z wielkimi oczami kiedy opowiadam im po raz kolejny, że jestem ich synem. Kiedyś się zemszczę, pomszczę ich, a Lestrange będzie żałowała, że zadarła z Longbottomami. To dzięki wam, moja nadzieja, coraz bardziej się powiększa i to właśnie wam chce podziękować. Bo dla mnie to zaszczyt być synem Alicji i Franka Longbottomów.
~*~
Usłyszałam głos Neville'a. Mrugnęłam i zobaczyłam, że nadal idę w stronę pokoju wspólnego Gryfonów. Zasłoniłam sobie uszy i szłam dalej, kiedy niepohamowany krzyk wydarł się z mojej krtani.- Bo to wasza wina, że właśnie tam leżą.- zasyczał przerażający głos.- Wasi rodzicie nie żyją od czternastu lat, a wy nie złożyliście nawet znicza na ich grobie.- znowu.
- Przestań.- wyszeptałam.- To ty ich zabiłeś.
- Jednak jesteś świetną uczennicą oklumencji.
- Przestań, nienawidzę ciebie, przestań, wreszcie mnie nawiedzać.
- Ależ skąd, do zobaczenia w koszmarach.- znowu coś zasyczało.
Podniosłam głowę i zobaczyłam zielone tęczówki brata. Patrzył na mnie cały blady i z rozszerzonymi źrenicami.
- Już dobrze.- uśmiechnęłam się do niego blado.
***
- No i co muszę was za chwilę puścić ?- zapytała Ginny, Harrego lekko całując w policzek.- Jakoś damy radę Ginny.- powiedział Ron, przytulając do siebie Alicję i szepcząc jej coś do ucha.
- Błagam bez takiej fonii.- powiedziałam z obrzydzeniem.
Stanęłam przy końcu sofy i opadłam na poduchy, zakrywając sobie twarz książką.
- No ej, a ja chciałem się położyć, widzę jednak, że kanapa jest zajęta, przez większego lenia.- usłyszałam głos Jordana. Odsłoniłam oczy i spojrzałam w jego czarne tęczówki .
- Masz pecha, ja za pół godziny mam test z astronomii, muszę sobie powtarzać, a jak chcesz się poprzytulać z Ang, to weź ją do siebie przecież masz puste dormitorium.- powiedziałam i rzuciłam kawałkiem starej gazety do kominka.
- Nie wściekaj się tak księżniczko.- wyszeptał mi do ucha, dokładnie tak samo jak robił George.
- Spadaj Geor...Jordan !- krzyknęłam i zakryłam sobie twarz rękoma.
- No co ? A właśnie bliźniaki dzisiaj do mnie napisali i masz pozdrowienia od Georga. - usłyszałam i tym razem wzięłam poduchę i walnęłam nią w Gryfona.
- Nie musiałeś mi ich przekazywać.- po policzkach zaczęły spływać mi łzy.
- Piąta klasa ! Piąta klasa, zapraszam z mną.- usłyszałam głos jakiegoś egzaminatora.
Wstałam i ruszyłam przed siebie. Kiedy stanęłam na szczycie wieży astronomicznej, spojrzałam na niebo, pogoda jest wprost idealna. Tylko pamiętaj, Jowisz to nie pluton. Boże Maja, chyba aż tak głupia nie jesteś, co ?
Kiedy już Marchbanks i Tofty rozdaali arkusze z mapkami, rozległo się tylko głuche odgłosy skrobania piórem po pergaminach. Kiedy skończyłam kreślić konstelację między Marsem, a orionem, usłyszałam głuche otwieranie drzwi, a na dole po trawniku przejechał jasny snop światła. Nastawiłam swój teleskop i ujrzałam pięć długich cieni, znowu strzęk zamka, a błonia pokryły się w ciemnościach. Wzruszyłam ramionami i wróciłam do obserwowania Wenusa.
Gdy chciałam już nanieść wymiary na swój arkusz, coś innego przykuło moją uwagę. Pięć głów, a na przedzie szła swoim kaczkowatym chodem nasza nowa dyrektorka. Tylko dlaczego wybrała sobie porę po północy na spacer i to w towarzystwie czterech innych czarodziejów ? Ktoś za mną kaszlnął, a ja zaczęłam nanosić planety na pergamin i z uśmiechem zakończyłam wpisywanie właściwości oddziaływania Wenusa o takiej porze nocy i o takiej porze roku. Kiedy zaczęłam z powrotem obserwować gwiazdę północną, rozległo się pukanie do drzwi.
Spojrzałam w tamtym kierunku. W chatce Hagrida paliło się światło, które oświetlało lekko sylwetki czarodziei stojących przed nią. Gajowy otworzył drzwi, a postacie weszły do środka, po czym zapadła cisza.
Popatrzyłam na brata, który patrzył na mnie bacznie i kręcąc lekko z niedowierzania głową. Spojrzałam znowu w teleskop i zaczęłam obserwować położenie gwiazdy północnej i ile dzieli ją od księżyca.
Popatrzyłam z uwagą na swoją pracę i zamiast podpisać Pluton to podpisałam go Jowisz. No tak czyli jednak jesteś, aż tak głupia, albo tak śpiąca. Jeszcze wymierzyłam księżyc i podałam jego właściwości, oraz oddziaływanie skał księżycowych. Usłyszałam ryk dobiegający z ciemności, usłyszałam go tutaj, aż na wieży astronomicznej. Oderwałam się od soczewki teleskopu, podobnie jak większość uczniów.
Profeosr Tofty zakaszlał cicho i powiedział :
- Chłopcy i dziewczęta, proszę postarajcie się skupić. Pozostało jeszcze tylko 30 minut.
Na te słowa jak za dotknięciem różdżki zaczęłam rozszyfrowywać odległości położonych przy sobie planet i gwiazd.
Znowu huk,na wieży zrobiło się lekkie zamieszanie. Drzwi domku Hagrida otworzyły się i teraz każdy mógł zobaczyć jego postać wymachującą pięściami w stronę pięciu mniejszych sylwetek, które rzucały na niego czerwonymi promieniami, zapewne próbując go oszołomić.
- Nie !- krzyknęła Hermiona.
- Moja droga !- krzyknął profesor Tofty oburzony postawą Miony.- To jest egzamin !
Ale teraz już nikt nie zwracał najmniejszej uwagi na mapę nieba. Czerwone promienie nadal śmigały koło chatki Hagrida, ale jakby się od niego odbijały. Wciąż stał wyprostowany i wciąż zdawał się walczyć. Przez błonia niosło się echo krzyków, jakiś męski głos ryknął: „Bądź rozsądny, Hagridzie!”, a Hagrid zawołał: „Niech szlag trafi rozsądek, tak łatwo mnie nie weźmiecie, Dawlish!”
Dostrzegłam maleńką postać Kła, który w obronie swojego pana zaczął rzucać się na czarodziejów, w końcu trafiony zaklęciem oszałamiający rzuconym najprawdopodobniej przez profesor Umbridge, padł na ziemię. Rozległ się gniewny ryk Hagrida. Chwycił postać za szatę, (nie to jednak był Dawlish, Inkwizytor stał obok) potrząsnął nią i cisnął przez całą długość domku. Hermiona wydała z siebie zduszony okrzyk, a ja popatrzyłam na Rona i Harrego, jeszcze żadne z nas nie widziało Hagrida w takim stanie.
- Patrzcie! - pisnęła Parvati, wychylając się za blankę i pokazując w dół, gdzie znowu otworzyły się frontowe drzwi zamku i w padającym z nich świetle widać było długi czarny cień biegnący przez trawnik.
- Co z wami?! - krzyknął profesor Tofty, wyraźnie już zaniepokojony. - Wiecie, że zostało tylko szesnaście minut?
Ale nikt nie zwracał na niego uwagi. Wszyscy wpatrywali się w samotną postać biegnącą ku chatce Hagrida.
- Jak śmiecie! - dobiegł nas okrzyk. - Jak śmiecie!
- To McGonagall! - wyszeptała Hermiona.
- Zostawcie go! Dajcie mu spokój, mówię! - dobiegł ich z ciemności głos profesor McGonagall. - Na jakiej podstawie go atakujecie? Nic nie zrobił, nic, co mogłoby usprawiedliwić takie...
Hermiona, Parvati i Lavender wrzasnęły. Co najmniej cztery oszałamiacze pomknęły od chatki Hagrida w stronę profesor McGonagall. Czerwone promienie trafiły w nią w połowie drogi między chatką i zamkiem. Przez chwilę jej postać rozświetlił czerwony blask, a potem zwaliła się ciężko na plecy i znieruchomiała.
- Galopujące gargulce! - krzyknął profesor Tofty, który też chyba zupełnie zapomniał o egzaminie. - Bez żadnego ostrzeżenia! Odrażające!
- TCHÓRZE! - ryknął Hagrid, a jego głos potoczył się aż do zamku, w którego oknach pojawiły się światła. - NĘDZNE TCHÓRZE! NO TO MASZ... I TY TEŻ...
- Och, mój... - wydyszała Hermiona.
Hagrid zamachnął się dwukrotnie na atakujących, najbliższe osoby padły natychmiast na ziemię jak rażone gromem. Potem zgiął się wpół i zdawało mi się przez chwilę, że to już koniec, ale po chwili olbrzymia postać Hagrida znowu się wyprostowała, dźwigając na ramionach coś, co wyglądało jak worek, i wtedy zrozumiałam, że to bezwładne ciało Kła.
- Brać go, brać go! - wrzeszczała Umbridge, ale jej jedyny teraz pomocnik nie kwapił się, by znaleźć się w zasięgu pięści Hagrida. Przeciwnie, cofał się tak szybko, że potknął się o ciało jednego z towarzyszy i upadł. Hagrid odwrócił się i puścił biegiem, z Kłem na ramionach. Umbridge strzeliła do niego ostatnim oszałamiaczem, ale nie trafiła, i Hagrid, pędząc w kierunku bram zamku, po chwili zniknął w ciemnościach.
Zapadła cisza. Wszyscy gapili się na błonia z otwartymi ustami. A potem rozległ się drżący głos profesora Tofty:
- Hmm... jeszcze pięć minut...
Spojrzałam na ukończoną mapę i uśmiechnęłam się do siebie, kiedy zobaczyłam jak wszystkie obliczenia są poprawne, jak na moje oko. Kiedy odebrano mi już arkusz, wepchnęłam byle jak teleskop do torby i udałam się do mojego brata. Po chwili doszli do nas Ron razem z Mioną.
- Ona jest zła. Zła do szpiku kości.
- Żeby tak zakradać się do Hagrida w środku nocy ?
- Pewnie nie chciała takiej samej sytuacji jak z Trelawney.- powiedział Ernie Mcmillan, przepychając się przez tłum, a za nim Roksana i Marta.
- Nie wiem, jak wy, ale za to co zobaczyłam mogę dostać nawet okropny.- powiedziała zadyszana Roksana.
- Już bym wolała, tego w ogóle nie widzieć.- powiedziała Black.
- Ale jakim cudem Hagridowi udało się nie paść na ziemie po pierwszym oszałamiaczu ?- zapytał z wielkimi oczami Ron.
- W jego żyłach płynie krew olbrzyma, a je wcale nie jest tak łatwo oszołomić.- odpowiedziałam mu na pytanie.
- Są jak trolle, bardzo twardzi. Ale pani profesor... cztery oszałamiacze w klatkę piersiową, a przecież... nie jest już taka... młoda... No nic ja idę do siebie.- powiedziała Hermiona i pomachała nam ręką.
- Jestem padnięta chce już tylko się położyć.- powiedziałam, kładąc głowę na ramieniu brata.
- Widzę, że moja siostra ma już dość testów ?
- To za mało powiedziane.
__________________________________________________________
Co może być moim kolejnym nędznym wytłumaczeniem? No nic...
Może tylko tyle, że nie miałam czasu w styczniu wejść w ogóle na blogger'a, ponieważ codziennie mieliśmy coś pozdawać, poprawiać, a tu raz a tego na pamięć, albo pamiętajcie, że będą o to pytać na maturze.
Bądź w pierwszej klasie szkoły ponadgimnazjalnej niech gadają ci o maturze (y), ja chce najpierw przejść pierwszą klasę.
Ale w końcu mam ferie i zaczęłam nadrabiać...
Wiem, że dawno do was nie zaglądałam, ale jutro zajrzę na każdego bloga i nadrobię, mogłabym to zrobić teraz, ale tak się wciągnęłam, że już piszę rozdział 46 ^^
Dedykacje dla każdego czytelnika, który jeszcze tutaj zagląda :)
Pozdrawiam
~Hermionija.