Rozdział 26.
Ostatnie dni października. W sobotę kolejny wypad do Hogsmeade. Razem z Hermioną, Harrym i Ronem siedzimy w pokoju wspólnym.
- Stara różowa landryna, nie uczymy się obrony przed czarną magią, przed nami Sumy, jak mamy je zdać ? Ona chce zawładnąć całą szkołą.- wypaliła Hermiona.
Nikomu się dzisiaj nie spodobało jak Umbridge potraktowała profesor Trelawney. Jeszcze ten „Wielki Inkwizytor Hogwartu”. Artykuły w Proroku opowiadają, że nasz dyrektor, nie potrafi zapanować nad uczniami szkoły. Albo te cholerne wizytacje na lekcjach.
- Słuchajcie.- powiedział Harry, który był wsłuchany w radio.
- Mamy całkowitą pewność, że za tymi przestępstwami stoi seryjny morderca Syriusz Black.- usłyszałam głos Ministra Magii.
- Co za szumowina ! Przecież Syriusz został oczyszczony z zarzutów ponad pół roku temu!- krzyknęłam.
- Ich to nie obchodzi.- powiedział Ron.
- Harry. Maja !- doszedł mnie głos z kominka. Odwróciłam się w stronę ognia w którym była widoczna twarz Blacka.
- Syriusz !- krzyknęłam razem z bliźniakiem.- Co ty tu robisz ?- zapytał Harry.
-Odpowiadam na twój list. Podobno obawiacie się tej Umbidge, o co chodzi ? Uczy was jak się zabija mieszańców ?
- Ona zabrania nam używać magii.
- Wcale się nie dziwię. Mamy informację, że Knot nie chce żebyście się zaprawiali do walki.
- Do walki ? Co on myśli, że my tu tworzymy siły zbrojne ?- wtrącił się Ron.
- Knot wbił sobie do głowy, że Dumbledore tworzy własną armię, żeby przejąć Ministerstwo. Boi się, że chce go pozbawić władzy. Słuchajcie Zakon nie chciał, abym wam to mówił, ale znaleźliśmy się w trudnej sytuacji. Knot blokuje dostęp do prawdziwych informacji. A co do tych zniknięć, przedtem też to się tak zaczęło. Voldemort nadchodzi.
- To co mamy robić ?- zapytałam. Po chwili usłyszeliśmy trzaskanie drzwi.
- Ktoś tu idzie. Wybaczcie, ale teraz wam nie pomogę. Przynajmniej na razie. Musicie sobie radzić sami.- powiedział i zniknął w płomieniach.
Podeszliśmy do okna.
- On naprawdę gdzieś tam jest.-powiedziała szatynka. – Musimy wiedzieć jak się należy bronić. Jeżeli Umbridge nie chce nas tego uczyć, to poszukamy kogoś innego.- razem z Harrym stałam i przyglądałam się przyjaciółce. Miona odwróciła się i spojrzała na nas z pewnym siebie spojrzeniem.
***
Szliśmy drogą prosto do Hogsmade.
- Chodźcie tutaj.- powiedziała Miona, skręcając w jakąś boczną alejkę.
- Gdzie my idziemy ?- zapytał Ron.
- Pomyślałam sobie, że może lepiej na takie spotkanie przyda się miejsce mniej zatłoczone.
- Oszalałaś, nie będą chcieli nas słuchać.- powiedziałam równo z Harrym- Uważają nas za wariatów.
- Spójrzcie na to inaczej, gorsi nie będziecie niż ta różowa ropucha.
- Dzięki Ron.
- Nie ma sprawy.
- To niby kto ma przyjść.
- A tylko kilka osób.
Weszliśmy do baru, a może raczej stodoły.
- Ładne miejsce.- wypalił Ron.
- Bezpieczniej będzie z dala od głównej ulicy.
Usiedliśmy przy stole, a po chwili, w barze było już pełno ludzi. Nie no ja nie wierzę, Kilka ?! To ma być kilka ?! Przecież ich jest tylu, że niedługo zarwą podłogę w tej ruderze.
Hermiona wstała, a ludzie zwrócili na nią uwagę. Gryfonka niepewnie spojrzała na mnie, a ja tylko się do niej uśmiechnęłam i pokiwałam głową, że ma zaczynać. Szatynka przełknęła ślinę i zaczęła mówić.
- Ymm. Cześć.- zaczęła.- Więc wiecie dlaczego tutaj jesteśmy. Potrzebny nam nauczyciel. Odpowiedni nauczyciel. Taki, który ma doświadczenie i umie się bronić przed czarną magią.
- Dlaczego ?- wypalił Zachariasz Smith.
- Dlaczego ? Bo Sam- Wiesz- Kto powrócił, czubku.- warknął Ron.
- Bo oni tak twierdzą ?- parsknął wskazując na nas.
- Nie, bo Dumbledore tak twierdzi.- powiedziała Hermiona.
- Dumbledore, mówi czasami różne rzeczy, a dowodu, jak nie było, tak nie ma.
- To może niech opowiedzą nam jak to jest walczyć z tysiącami czarodziejów, a sami są tylko smarkaczami.- powiedział Michael. Zacisnęłam pięści. Już tego typka nie lubię.
- O tym wam nic nie opowiemy, więc jak chcecie to możecie spadać.- powiedział Harry.
- Przykro mi Hermiona, ale oni chcą tylko dobrego przedstawienia.- wyszeptałam do niej.
-Czekajcie.- wyszeptała.
- Czy to prawda, że potraficie wyczarować patronusa. Mai widziałam, ale ty Harry ?- powiedziała Luna.
- Tak. To prawda. Sama widziałam.- powiedziała Hermiona.
- Super. A nauczylibyście nas tego ?- zapytał Dean.
- Po podstawach, zawsze można zacząć od czegoś trudniejszego.- powiedziałam nieśmiało.
- Proszę, że wy niby znacie te podstawy ?- zapytał Zachariusz.
- Jak ci się coś nie podoba to możesz stąd spadać.- warknął Ron.
- No i przecież zabili Bazyliszka, tym mieczem z gabinetu dyrektora.- wtrącił Neville.
- To prawda, sama widziałam.
- Na trzecim roku, załatwili tysiące de mentorów.- wtrącił Ron.
- A ostatnio naprawdę stoczyli walkę z Samym- Wiecie- Kim.
- Moment, to wszystko wygląda świetnie jak się o tym opowiada, ale my w większości przypadków mieliśmy szczęście.- powiedziałam.- Zdarzało się, że nie wiedzieliśmy co robić i liczyliśmy na czyjąś pomoc.
- Oni nie chcą się przechwalać.
- Nie, Hermiona, to prawda.- powiedział Harry.- Pewnie wiecie, że w szkole jest zupełnie inaczej niż w normalnym życiu. W szkole jak nie zdacie jakiegoś egzaminu, można go poprawić, ale gdy przyjdzie taki moment gdy od śmierci dzielą was może sekundy, albo gdy patrzycie, że pomagają ci ludzie, których ty nie byłeś w stanie uratować wcześniej. Nie wiecie jak to jest.- powiedział i usiadł koło mnie.
- Racja. Nie wiemy. Dlatego jesteście nam potrzebni, bo może to właśnie my będziemy walczyć z Voldemortem.- powiedziała Miona.
- Naprawdę wrócił.- stwierdził Colin. Harry przytaknął głową, na potwierdzenie słów.
- Jeżeli ktoś jest chętny, do naszej grupy, proszę się wpisać, na tą listę.
Po godzinie, już wszyscy co przyszli wpisali się na listę.
- Teraz trzeba ją nazwać.- stwierdziła Luna.
- Armia Potterów !- wykrzyknął Colin.
- Nie, nie może, dawać, aż takiej jasnej informacji, w razie gdyby ropucha się dowiedziała.- powiedział Ron.
- Bunt przeciwko Landrynie.- powiedział Dean.
- Gwardia Dumbledora !- wykrzyczała Ginny.
- To jest dobre !
- No to teraz trzeba znaleźć miejsce na spotkania, Gwardii.
- Wrzeszcząca chata ?
- Nie, za mała.
- Niech każdy się zastanowi, gdzie można byłoby prowadzić takie spotkania i da nam znać do środy. Wtedy pomyślimy kiedy będziemy mogli przeprowadzić pierwsze zajęcia.- powiedział mój bliźniak.
- Jak myślisz to może się udać ?- zapytałam Harrego.
- Czemu nie ? Może czegoś ich nauczymy.
- Tak sądzisz ?
- Tak. Chodź pójdziemy już do zamku.
- Dobra.
***
Weszliśmy do pokoju wspólnego. Na fotelach siedzieli już Angelina, Lee, Marta, Neville, Ginny, Roksana i bliźniacy. Usiadłam koło Georga, a cała reszta zaczęła nam się bacznie przyglądać.
- Nasi nowi nauczyciele Obrony Przed Czarną Magią. Zawsze wiedziałem, że to wy powinniście nas uczyć.
- Bardzo śmieszne, Jordan.- powiedziałam.
-Nie masz humoru, co ? A gdzie nasza kochana Mionka ?
- Poszła gdzieś z Malfoyem. Nie mogę uwierzyć, że ta tchórzofretka też jest w Gwardii.- powiedział Ron.
- Hermionie na nim zależy.- powiedziała Roksana.
- A spójrz na to inaczej zawsze będziesz mógł mu dowalić na tych zajęciach.- powiedział czarnowłosy.
- Harry !- skarciłam brata.
- No co ? Taka prawda.
- Ale tu nie o to chodzi !
- Właśnie, tu chodzi o Sumy lub Owutemy.- wtrąciła się Marta.
- No dobra. Ronaldzie Weasleyu, ja Harry Potter zakazuje ci znęcania się nad Draconem Malfoyem podczas zajęć GD.
- Harry, no ! Nie dasz mi się zabawić ?
- Ty się zabawiaj z Alicją, a tak w ogóle to dam.- powiedział i rzucił mu podręcznik od zielarstwa.- To twoja zabawa, patrz na moją siostrę, tak o dla zabawy czyta podręczniki i na jaką czarownicę tu rośnie !
- Mówisz o mnie jak o dziecku !
- Ja ?! Skądże ty moja kochana siostrzyczko.
- Potter, przeginasz !
- Tak, tak. Ja lecę, umówiłem się z Cho.
- Tylko nie za późno, ty mój kochany braciszku !
- Rozumiem, odpłacasz się pięknym za nadobne.
- A myślałeś, że ci odpuszczę ?
- Nie.
- Dobra idź już, bo się spóźnisz.
Co za cholerny tydzień. Miona i Malfoy zaczęli się na poważnie spotykać. Mimo to, że o tym wiedziałam już od ponad dwóch miesięcy, nie wiem co na to powiedzieć. Fred, nie może się z tym pogodzić, George cały czas przesiaduje obok niego, nawet ja muszę mu jakoś pomagać i pomyśleć, że to wszystko moja wina. Dlaczego zawsze to co najgorsze, musi mnie spotkać ?
Nie ma co robić, a przecież nie chwycę podręcznika w sobotę nie będę przecież dawać, aż takiego przykładu Ronowi. I tak gdzieś się wymknął razem z Alicją pod peleryną niewidką. Zresztą teraz oni są całkiem znośni w porównaniu z Michaelem i Ginny lub Harrym i Cho, nie ma takiej minuty kiedy są sami nie potrafią sobie powiedzieć jak bardzo Michael lub Cho są lepsi od nich. No cóż wszystkich to już denerwuje.
George poszedł razem z Fredem do dormitorium. No tak bliźniaka nie można zostawiać samego, niedawno razem z Harrym i Georgem znaleźliśmy go na wieży astronomicznej. Można powiedzieć, że wyglądało to tak jakby chciał skoczyć. Z innymi postanowiliśmy, żeby nie mówić nic Hermionie, że byli parą. No więc dziewczyna cały czas traktuje go jak przyjaciela, a on nie może się z tym pogodzić.
Ginny jest na spacerze z Michaelem. Marta poszła do Cedrica i pewnie ukrywają się gdzieś w kuchni lub w łazience jęczącej Marty, chociaż dziewczyna nie za bardzo lubi tego miejsca. No nie dziwię się, duch, który tam straszy ma tak samo na imię jak ona, ja bym chyba zeszła na zawał.
No, a Lee i Angelina już zmyli się do bardziej zacisznego kąta. Neville pielęgnuję swoją roślinkę, więc usiadłam koło Roksany i zaczęłyśmy rozmawiać o Gwardii.
- Przecież to świetny pomysł !- wykrzyczała dziewczyna.- Popatrz na to z mojej strony. Zawsze byłam kochaną córeczką rodziców, moje stopnie nie mogły być wyższe, a jednak tego ode mnie wymagali. A teraz odkąd jestem w Hogwarcie i wy wszyscy jesteście moimi przyjaciółmi. Wiem, że ta szkoła odmieni moje życie.
- Tak na to nie patrzyłam. Ale masz rację z nami nie da się nudzić.
- A teraz, nas wszystkich jeszcze nauczycie zaklęć, jakich nawet nam się nie śniło.
- No nie wiem. Zobaczymy jak długo Gwardia pociągnie.
- Na pewno długo. A jeszcze jutro moje pierwsze Halloween w Hogwarcie.
- Tak i może jutro na uczcie dyrektor coś powie o tym balu.- powiedziałam, a uśmiech zszedł mi z twarzy. No tak jutro będzie 14 rocznica śmierci rodziców, a mi w głowie jakiś bal. Co roku odkąd jestem w Hogwarcie, 31 października jest dla mnie felernym dniem.
- Może lepiej nie.- powiedziała blondynka.
- Dlaczego ?
-Ty masz z kim iść. A ja ? Mnie nikt jeszcze tutaj nie zna.
- Nie martw się. A nawet jeśli to ja bez zaproszenia z Georgem nie pójdę.- powiedziałam z uśmiechem.
- Na pewno cię zaprosi.
- Zobaczymy.
- Ja idę się już położyć, a ty ?
- Nie ja, nie. Jeszcze tutaj posiedzę.
- Ok. Tylko nie za długo.
- Jasne. Dobranoc.
- Dobranoc.
Roksana poszła do dormitorium, a ja popatrzyłam w kominek. A jakby to było gdyby rodzice żyli ? Gdyby Voldemort nie uczepił się Potterów ? Nie było by tych wakacji u Weasleyów, a może nigdy, by Ron nie usiadł u nas w przedziale? Nie zrobiłoby to na nim wrażenia gdybyśmy się przedstawili. Gdyby Syriusz nie był w Azkabanie, bo by przecież do niczego nie doszło. Nigdy nie byłabym z Georgem ? Hermiona nie przyjaźniłaby się z nami ? Może Dracon od zawsze byłby naszym przyjacielem ? Ale co to rozmyślanie mi da? Niczego to nie zmieni. Rodzice nie żyją, Syriusz był w Azkabanie, kocham rodzinę Weasleyów, jakby to była moja prawdziwa rodzina. Ale jutro znowu nie będę za bardzo towarzyska. Każdy się do tego przyzwyczaił, że dnia 31 października razem z Harrym nie mamy na nic ochoty.
Nawet nie wiem kiedy zasnęłam z myślami, które gdzieś tak nagle wyparowały.
***
Obudził mnie cichy trzask, a gdy otworzyłam oczy zobaczyłam Zgredka, który mi się bacznie przyglądał.
- Witaj Zgredku, która godzina ?
- Witaj Maja Potter, Sir ! Jest godzina 3 w nocy.
- Naprawdę tak późno ?
- Tak.
Gdy tylko moje oczy przyzwyczaiły się do słabego oświetlenia zobaczyłam, że Zgredek ma na głowie około 4 czapek, dwie różne skarpetki, jakiś dziwny granatowy długi sweterek i mój szaliczek. Poczułam na sobie miękki materiał i zobaczyłam koc. Spojrzałam na jeden z rogów, na którym były wyhaftowane inicjały „H.P”. A obok mnie leżała peleryna niewidka. Zgredek dalej mi się przyglądał. Zaraz, zaraz kto zna lepiej Hogwart lepiej niż Skrzat domowy ? Przecież on musi znać każdy zakamarek zamku. I to on może pomóc nam znaleźć odpowiednie miejsce w szkole do ćwiczeń Gwardii.
- Zgredku ? Czy wiesz może gdzie jest dość duże pomieszczenie do ćwiczeń zaklęć ?
- O tak. Zgredek był parę razy w pokoju za ścianą.
- Pokój za ścianą ?
- Tak, ale tylko parę razy Zgredek w nim był tylko wtedy kiedy spacerowałem z chorą Mrużką.
- A czy on był pusty ?
- Za każdym razem był inny, tak jak Zgredek chciał.
- Inny ? Czekaj, chyba o nim czytałam.-powiedziałam i wstałam do regału z książkami i wyjęłam z niej „Historię Hogwartu”.- „Pokój Życzeń” inaczej zwany pokojem przychodź, wychodź. Nikt jeszcze nie odkrył gdzie się znajduje.
- Zgredek wie. Na siódmym piętrze Hogwartu naprzeciw gobelinu z Barnabaszem Bzikiem i trollami.
- Możesz mnie tam zaprowadzić ?
- Oczywiście, Sir ! Kiedy ?
- Teraz.
- Teraz ?
- Proszę Zgredku.
- No dobrze, Sir.
Zarzuciłam na siebie pelerynę niewidkę i razem z Skrzatem wyszłam z pokoju wspólnego.
Szliśmy na siódme piętro, kiedy nagle usłyszałam czyjeś kroki, odwróciłam głowę w tamtą stronę, a korytarzem szedł profesor Snape.
- Zgredek !- usłyszałam jego chłodny glos.
- Dobry wieczór, Sir !
- Dlaczego pałętasz się w nocy po szkole ?
- Myślałem, że w nocy Skrzatom wolno, Sir ! Niech profesor się nie złości, bardzo chciałem zwiedzić zamek Hogwartu, jest taki piękny.
- Dobrze, Zgredku, tylko nie za długo.
- Oczywiście, Sir !
Ruszyliśmy dalej. Gdzie ty skunksie idziesz ? O tak późnej porze, powinieneś leżeć w łóżeczku. Kto cię wołał ? Dumbledore ? McGonagall ? A może Zakon ? Rozmyślałam, patrząc za Mistrzem Eliksirów. Przeszliśmy przez ruchome schody i doszliśmy na siódme piętro Hogwartu. Po chwili już staliśmy przed gobelinem Bzika. Skrzat przeszedł wzdłuż ściany trzy razy, wyglądało to jakby za czymś czekał. Po chwili ściana zamieniła się w wielkie żelazne drzwi.
- I to tutaj, Sir !
- Dziękuję Zgredku, ja nie będę teraz wchodziła, później przyjdę tutaj z Harrym. Do zobaczenia Zgredku !
- Do zobaczenia Maja Potter, Sir !
Pobiegłam w stronę portretu Grubej Damy, wypowiedziałam hasło i przeszłam przez dziurę. Kiedy tylko weszłam do salonu, ktoś na mnie wpadł, poczułam jak peleryna się z mnie zsuwa. Spojrzałam w górę, George stał i uśmiechał się do mnie. Jest niedziela, wcześnie rano, a on gdzieś wychodzi ?
- Gdzieś się wybierasz ?
- Tak, na śniadanie. Nie wiem czy wiesz kochanie, ale jest 7 rano. A ty wracasz cała potargana, pod peleryną niewidką. I co ja mam sobie pomyśleć ?
- Pomyśl sobie, że cię kocham.
- No nie wiem.
- Szukałam miejsca dla Gwardii.
- Przecież byłaś temu przeciwna.
- Ale to nie oznacza, że nie mogę się w to zaangażować.
- Poczekam za tobą.
- Dobrze.- powiedziałam i pocałowałam go w policzek.
Pobiegłam schodami w stronę dormitorium. Kiedy weszłam zauważyłam, że Marty już nie ma. No tak pewnie umówiła się z Cedriciem. Wyjęłam z szafy czarne rurki z zameczkami przy kostkach, biały top, czarną luźną marynarkę i czarne botki na obcasie z cekinami. Weszłam do łazienki, wzięłam gorący prysznic. Włosy wysuszyłam, no oczywiście musiały ułożyć się w loki. Wyszorowałam zęby. Na twarz nałożyłam lekką warstwę pudru, a usta wymalowałam błyszczykiem.
Zeszłam do pokoju wspólnego na fotelach siedzieli Fred razem z Georgem.
- Hej chłopaki !- przywitałam się z nimi.
- Hej.- powiedzieli i spojrzeli na mnie.
Oboje wytrzeszczyli oczy i się łobuzersko uśmiechnęli. Spojrzałam na dół, upewnić się czy na pewno ubrałam spodnie. Są, na pewno się nie wyspali.
Na fotelu leżały peleryna i koc Harrego, chwyciłam je i pobiegłam do sypialni mojego brata. Weszłam bez pukania, nie spodziewałam się czegoś takiego tam. Ron, który wyszedł właśnie z łazienki, owinięty był w ręcznik.
- Rooooon, dlaczego paradujesz w samym ręczniku po pokoju ?- zapytałam, a za kotar dało usłyszeć się śmiech reszty chłopaków.
- Zapomniałem ubrania.
- Idź do tej łazienki.
- Dobra.
Odsłoniłam kotarę Harrego i zobaczyłam mojego bliźniaka turlającego się ze śmiechu. Rzuciłam na niego koc i pelerynę, a on natychmiast oprzytomniał.
- Znalazłam miejsce dla GD. Więc kochany braciszku ustalamy datę spotkania.
- Jak ?
- Później się dowiesz.
Wyszłam z dormitorium i zeszłam do pokoju wspólnego w którym czekali na mnie bliźniacy.
- To idziemy na śniadanie ?- zapytał Fred.
- Chodźcie, umieram z głodu.- powiedział George.
Chwycił mnie za rękę. Przeszliśmy przez dziurę i poszliśmy do Wielkiej Sali. Przy stole Gryfonów siedzieli już Cedric, Luna I Marta.
- Hej, ludziska.
- Hej.- odpowiedzieli.
Usiadłam koło Puchona i nałożyłam sobie naleśników na talerz.
Po kilku minutach w drzwiach jadalni stanęła Ginny razem z Michaelem.
- Hej, wam.- przywitała się ruda.
- Hej Gin.
- Jakie plany na dziś ?
- Zobaczy się. A twoje ?
- Nie mam żadnych.
- Możemy pójść przejść po błoniach.- zaproponowałam.
- No pewnie. Tak dawno nie rozmawiałyśmy szczerze.
- No właśnie.
Do jadalni wleciała Hermiona, z wielkim uśmiechem na twarzy.
- Słuchajcie wymyśliłam.-powiedziała.
- Co ?
- To znaczy miejsca jeszcze nie mamy, ale to jak będziemy informować o kolejnych spotkaniach, też jest ważne.
- No słuchamy.- powiedział Fred.
- Monety.- powiedziała pokazując nam sykla.
- Monety ?- zapytaliśmy chórem.
- Są zaczarowane, zamiast wartości jest data następnego spotkania, kiedy zostanie zmieniona, zmieni kolor na czerwony i zacznie wibrować. Rozdamy je każdym z Gwardii, a ci będą zawsze poinformowani.
- Tak, jak Mroczne Znaki.- wyszeptałam.
- No tak ale ja nie wypalam nikomu nic na przedramieniu.
- To może się udać.- powiedział Cedric.
Po chwili do stołu doszedł Harry wraz z Krukonką.
- To gdzie znalazłaś to miejsce ?- zapytał mnie bliźniak.
- Słyszeliście kiedyś o Pokoju Życzeń ?- spytałam chociaż wiedziałam, że tylko Miona zareaguje.
- Pokój przychódź- wychódź ? Przecież nikt nie wie gdzie się znajduje. Nawet w "Historii Hogwartu" nic nie wiadomo.
- No tak, ale skrzaty muszą znać każdy skrawek zamku.
- No i ?
- No to, że Zgredek mnie tam zaprowadził.
- I jak wygląda ?
- Nie wchodziłam. Tak jak nazwa mówi pokój ŻYCZEŃ, to co się tam znajduje to jego pragnienia. Jeżeli ktoś koło niego przejdzie, myśląc nad czymś czego pragnie, to tego dostanie.
- Więc jeśli nasz dwójka się tam znajdzie, to będzie miejsce dla Gwardii.- powiedział Harry.
- Właśnie. A na dodatek, jest tylko dla nas.
- Przecież nikt o nim nie wie. Nawet landryna się nie dowie.- powiedział Ron, głośno, a ja podskoczyłam. Nie było go z nami na początku.
- Ron ! Nie strasz !
- Przepraszam.
***
Uczta na Halloween zaczyna się za 4 godziny. Ubrałam czarny płaszczyk i wyszłam na błonia, tam gdzie miała na mnie czekać Ginny. Szłam korytarzem, kiedy natrafiłam na mężczyznę ubranego w czarną pelerynę. Snape.
- Dzień dobry, profesorze.
- Potter, chodź no tu !
- Już idę, profesorze.
- Nasz plan nie wypali.- powiedział jednym tchem.
- Co ?! Jak ? Przecież to wszystko co zrobiłam razem z Malfoyem, to na nic, ten... Ugh, jakim cudem ?! I po co wam to było jeszcze wszystko popsuliście !
- Spokojnie Potter. To nie wyszło ponieważ Czarny Pan, się czegoś domyślił i porwał rodziców Dracona.- powiedział, a ja stanęłam jak wryta.
- Co ? Jak ?
- Nie mamy pojęcia co się z nimi dzieje, mamy nadzieję, że nie dojdzie do najgorszego. Do ich śmierci. Draco nie ma gdzie spędzić świąt, czy może...
- Postaram się, żeby Malfoy przyjechał do nas.- powiedziałam i zaczęłam odchodzić.
- Ej, Potter, a jak się ma Jordan ?- zapytał i parsknął śmiechem. Teraz wszystko zaczęło mi się układać w logiczną całość. Ślizgon, nie rzucił Imperiusa, a teraz.
- To pan ! Pan rzucił Imperio na Lee, żeby wtedy w lochach odstawił tą szopkę, prawda ?!
- Wiesz Potter, trzeba było, jakoś zareagować, dla uwiarygodnienia tego całego rozstania.
- Do widzenia, profesorze.- powiedziałam i poszłam nad jezioro.
Wyszłam z zamku, na ławce niedaleko wody zobaczyłam Ginny. Cicho podbiegłam do niej i zakryłam jej oczy.
- Zgadnij, kto to ?
- Hmmm ? Luna ? Angelina ? Roks ? Marta ? A nie, to przecież moja najlepsza przyjaciółka Maja Lily Potter.
- Zgadłaś.
- Jej ! Gdzie byłaś ?
- A Snape, mnie zatrzymał na chwilę.
- Ok. Jak się trzymasz ?
- Co ?
- No wiesz dzisiaj mija 14 lat.
- Tak, wiem. Ale razem z Harrym, dajemy rade, jest dobrze.
- Wiesz, że zawsze możesz na mnie liczyć.
- Wiem Ginny, wiem.- powiedziałam i przytuliłam przyjaciółkę.
Przy jeziorze szedł Wiktor Krum, przyglądal się nam.
- Wrócił ?- zapytała Ginny.
- Ostateczne rozgrywki, się już skończyły. Ciekawa jestem, czy nadal planuje mnie ukatrupić.- powiedziałam uśmiechając się. Chłopak najwidoczniej to zauważył i też się uśmiechnął.
- Czy, on do ciebie ...?
- Zwariowałaś ?
- Tak, to wyglądało.
- Proszę cię. Dwa miesiące temu chciał mnie zabić !
- No niby, tak.
Spojrzałam na zegarek. Za pół godziny zacznie się uczta.
- O cholera, Ginny zmywamy się !
- Co ?
- Za chwilę powinnyśmy być w Wielkiej Sali, a jeszcze musimy założyć szaty.
- To co my tu jeszcze robimy ?
- Właśnie się zastanawiam.
Pobiegłyśmy korytarzami Hogwartu nie zważając, na uczniów, którzy za nami krzyczeli. Razem z Gin, coraz bardziej uśmiechałyśmy się kiedy słyszałyśmy, gdy ktoś woła za nami żebyśmy uważały.
Przeszłyśmy przez dziurę w portrecie i poleciałyśmy do dormitorium. Zdjęłam z wieszaka szatę i zarzuciłam ją na siebie.
- Idziemy ?
- Tak, chodź.
Poszłyśmy do Wielkiej Sali. Wszyscy nasi przyjaciele już tam siedzieli. Usiadłam koło Georga, który objął mnie w tali i pocałował w policzek.
- Maja, patrz na Kruma.- szepnęła Ginny.
- A co z nim ?- zapytał Ron.
- No spójrz.- powiedziała ruda do brata i wróciła do przyglądania się Ślizgonom.
Spojrzałam na chłopak. Przyglądał mi się. Kiedy nasze spojrzenia się spotkały, bułgar uśmiechnął się i mrugnął do mnie.
- Zaczynam bać się teraz wychodzić z dormitorium.- powiedziałam.
- Czy on do ciebie... ?
- Nie !
- No ja mam nadzieję !- krzyknął George.
- Dajcie spokój. Ginny coś sobie ubzdurała.
- Tak, pewnie, ja sobie coś ubzdurałam.
- Koniec ! Maja robimy jutro pierwsze spotkanie GD.
- Masz to jak w banku. Powiedziałeś już wszystkim ? No wiesz gdzie ?
- Tak, myśleli, że oszalałem.
- No w sumie.
- Maja słyszałaś, że nie ma być już patroli prefektów.- powiedział Ron.
- Co ?
- No tak.
- Bezsensu.
Po chwili siedzenia w ciszy, wstał dyrektor i ogłosił.
- Słuchajcie mnie, moi drodzy uczniowie. Razem z profesor McGonagall, ustaliliśmy, że patrole prefektów zostaną zlikwidowane. Niestety, za dużo niedobrego ostatnio się stało przez nie.- powiedział i spojrzał na mnie i Mione, no tak, ma na myśli to "porwanie".- Bal Bożonarodzeniowy odbędzie się dnia 19 grudnia, czyli piątek. Po weekendzie, uczniowie wyjadą do domów na święta. Mam także prośbę do prefektów. Każdy Bal Bożonarodzeniowy zaczyna się uroczystym tańcem, jako, że w tym roku nie ma zawodników Turnieju i chwała Bogu, to nasi prefekci wraz ze swoimi parami będą tańczyć. a o to prefekci reprezentujący, pan Draco Malfoy, panna Hermiona Granger, panna Maja Potter, pan Ronald Weasley i pan Cedric Diggory. Każdy z was musi znaleźć sobie parę i z nią zatańczyć.
- Przepraszam.- usłyszałam głos tlenionego i jego ręka wystrzeliła w górę.
- Tak, Draco ?
- Bo ja z Hermioną idziemy razem na bal, czy nie może pan wyznaczyć kogoś innego, tak abyśmy zatańczyli razem ?
- Ależ oczywiście Draconie, to w takim razie panna Cho Chang.- powiedział Dumbledore, a Harry jęknął.
- Nie narzekaj.- szepnęłam do niego.
- To na tyle ! Życzę wam smacznego !- powiedział dyrektor, pstryknął w palce, a na stole pojawiło się pełno jedzenia.
_________________________________
Taaa Daaaam !
Kolejny rozdział *.* O jery kochani jak ja uwielbiam czytać wasze komentarze ;*
To dedykacje dla Cupcake, Klaudii i Skrzata Domowego <3
Uwielbiam was ;*
I zostawiajcie po sobie komentarze, to was nie zje ;D