Spojrzałam w okno. Słońce dopiero co zaczyna wschodzić. Dzisiaj wielki dzień, bo to właśnie dzisiaj Czara Ognia wylosuje trzech uczestników Turnieju Trójmagicznego.
Wygramoliłam się spod kołdry i spojrzałam na zegar. Jest piąta. Nie wiem co się ze mną dzieje. Może to przez stres ? Naukę ? Obowiązki ? Rozejrzałam się po dormitorium, wszystkie moje wspólokatorki jeszcze śpią. Te to mają szczęście.
Może dzisiaj sobie pobiegam przed lekcjami ? Na lepsze myślenie, orzeźwienie ? Wyciągnęłam z szafy szare spodnie od dresu, do kompletu bluzę, czarny top i czarne, zniszczone trampki.
Włosy związałam w wysokiego kucyka, a nie jest to takie łatwe, bo moje włosy są ciemne, grube i strasznie się kręcą. Dziadkowie mówią, że to nie po mamie. A ojca nigdy nie znali, więc nic o nim nie wiem. Zresztą tak samo nic nie wiem o matce. Christina i Davied wolą o nich nie mówić, to wywołuje same smutki, a ja już i tak jestem im wdzięczna za to, że się mną zajęli.
Zeszłam do Pokoju Wspólnego Gryffindoru, a przez dziyrę w portrecie właśnie przechodzili bliźniacy. Twarze mieli lekko zaczerwienione i pozacinane.
- Rozumiem, że pani Pomfrey dała wam niezły wycisk.- zaśmiałam się.
- Nic nie mów.- jęknął George.
- Jeszcze na dodatek mamy szlaban u Snape'a.- wymamrotał Fred.
- Dlaczego akurat u niego ?- zdziwiłam się.
- Bo użyliśmy, źle sporządzony eliksir.- powiedział starszy bliźniak demonstrując głupie miny.
- Współczuję wam chłopaki.
- My sobie też, a teraz przepraszamy idziemy się chociaż zdrzemnąć.
I poszli, a ja wybiegłam na błonia. Oni zawsze coś wykombinują, a Maja i Hermiona ich wczoraj ostrzegały, że to się tak skończy. No ale kto by posłuchał ? Na szczęście lub nieszczęście, skończyło się to tylko na bujnych, siwych brodach u naszych uroczych i zabawnych Weasleyów.
Biegłam tak przez brzeg jeziora. Tutaj najlepiej się myśli, rozmawia. Można po prostu się odprężyć, a bryza krystalicznie czystej wody i sosny, świerku czy daglezji dają wiele do myślenia.
Byłam już dość daleko od zamku, przysiadłam na wielkiej skale i wgapiłam się w swoje odbicie. Niecałe sto metrów znajduje się ode mnie statek Durmstangu.
Dobiegły mnie czyjeś piski i zduszone okrzyki. Zerwałam się i zaczęłam biec w stronę zamku. Po chwili jednak spojrzałam w stronę miejsca zamieszkania naszych gości. No tak uczennice Hogwartu nie mogą się doczekać, aż bułgarski gracz w quidditcha raczy się obudzić.
Boże ! Czy one muszą być, aż tak natarczywe ? Co one widzą w tym... no kretynie. Głupie fanki Kruma.
Spojrzałam ana zegarek i wytrzeszczyłam oczy. 6.30 ! Nie, nie, nie ! Bardzo źle. Zaczęłam biec ile sił w nogach po brzegu jeziora nieraz trafiając do wody. Przecież mi to zajmie pół godziny ! Od chłodnego wiatru, oczy zaczęły mi powoli łzawić. Mrugałam parę razy, ale nic nie pomagało, bo się z kimś zderzyłam.
Odepchnęło mnie do tyłu, ale moja góra lodowa szybko mnie chwyciła za rękę i pozwoliła porządnie stanąć. Spojrzałam w piwne oczy i dopiero teraz dotarło do mnie co się tak naprawdę stało.
- Przepraszam.- wymamrotałam.
- Nic nie szkodzi ymmm... Marta ?- zapytał speszony.
- Tak, ale skąd...
- Maja...
- No tak. Przepraszam, ale właśnie wracam do zamku.
- W sumie to ja też, może pobiegniemy razem ?
- Czemu nie ?- odpowiedziałam pytaniem na pytanie.
Łamiemy wszystkie zasady, ale i tak pójdę do piekła.
Chłopak się uśmiechnął i rzucił sprintem w stronę zamku. Przewróciłam oczami i równie szybkim tempem pobiegłam, aby go dogonić. Wyrównałam kroku z nim i spojrzałam na jego zdumiony wyraz twarzy. Uśmiechnęłam się uroczo i jeszcze bardziej przyśpieszyłam.
- PIERWSZA !- krzyknęłam wbiegając na dziedziniec.
- Daa-łee-em ci wy-yy-gr-aać.- wysapał.
- Oczywiście Cedric'u, oczywiście.
Uśmiechnęłam się pod nosem i ruszyłam w stronę portretu Grubej Damy.
***
To nie jest sen, rzeczy naprawdę dzieją się. - No dalej dziewczyno ile można ?- warknęła Maja w stronę drzwi od łazienki.
- Co ona tam, tak długo siedzi ?- zapytałam łapiąc za podręcznik od transmutacji.
- Jakbym ja to wiedziała.- prychnęła bliźniaczka.- A ty zostaw tą książkę, zaraz jest losowanie ! - krzyknęła. Nigdy sobie nic z tego nie robiłam, ale widząc dzisiaj w jej oczach prawdziwą żądzę mordu, odłożyłam książkę pod łóżko.
- Ale robię to tylko dla ciebie.- uśmiechnęłam się.
Do dormitorium niczym perszing wpadła rozczochrana Hermiona i przez chwilę łapała oddech, aby po chwili...
- Dalej ! Czara zaraz zaczyna !
- Ginny wyłaź, albo sama otworze te drzwi.- wrzasnęła Potterowa.
Szczęk zamka, a za drzwiami pojawiła się rudowłosa Gryfonka. Wybiegłyśmy z dormitorium i popędziłyśmy do Wielkiej Sali. Usiadłam obok Harrego i Miony, Maja pomiędzy bliźniakami, a Ginevra obok bliznowatego i Freda.
Na salę weszli nauczyciele targając Czarę Ognia za sobą. Barty Crouch stał w rogu sali i przyglądał się uważnie. Moody łypał co jakiś czas to na nas, to na dyrektora, a to na Crouch'a. Madam Maxime, McGonagall, Snape, Hagrid, Flitwick, Sprout i Karkarow usiedli przy stole nauczycielskim. A Dumbledore zsuną pelerynę z Czary. Wyciągnął ku niej dłoń, a płomień z niebieskiego, zmienił kolor na ognistoczerwony i wystrzał, kawałek pergaminu poszybował w górę. Po chwili delikatnie wylądował na dłoni Albusa, który ją rozwinął.
- Uczestniczką Turnieju Trójmagicznego zostaje Fleur Delacour !- ryknął, a po sali rozniosły się wiwaty, okalaski, gwizdy innymi słowy salwa radości.
Dumbledore znów skierował dłoń w stronę Czary, znowu zmiana koloru płomieni, wystrzał i kawałek pergaminu lądujący na wyciągniętej dłoni dyrektora.
- Reprezentantem Durmstrangu zostaje Wiktor Krum !
Ponownie słychać salwę radości. Okrzyki, gwizdy, oklaski, podniecone szepty niektórych dziewczyn. Przewróciłam oczami i ponownie spojrzałam na dyrektora, który wyciągnął dłoń ku Czarze. Teraz moment, który każdy z nas wyczekuje. Płomień zmienił barwę z błękitnego na szkarłatny, słychać wystrzał. Kawałek pergaminu lądujący na dłoni Albusa i ...
- Reprezentantem Hogwartu zostaje Cedric Diggory !
Okrzyki, śmiechy, gwizdy i te podobne zagłuszają mi moje własne myśli. Poczułam jak nogi się pode mną uginają. Obraz staje się rozmazany, a w głowie zaczyna wirować. Szybko dosięgam szklanki wody i upijam kilka dużych łyków. Puchon z promiennym uśmiechem kieruje się na scene i znika.
Hałas zniknął, a wszyscy znowu skierowali spojrzenia na Czarę.
- Co się tam dzieje ?- wymamrotał któryś z bliźniaków.
Zmiana koloru, wystrzał i rozwinięty pergamin na dłoni dyrektora.
- Harry Potter.- wyczytał nie dowierzając.- Harry Potter !- ryknął.
Chłopak się rozejrzał przerażony po Sali, a Maja nie mogła w to wszystko uwierzyć. Nikt nie może. Jakim cudem ?!
- Harry musisz iść.- powiedziałam do niego, a on przytaknął, przełknął głośno ślinę i ruszył tą samą drogą co przed chwilą Diggory.
***
Upić się szczęściem, by nie płakać więcej. Iść za rozumem, a nie za sercem. Otworzyłam oczy. No tak dzisiaj pierwsze zadanie Turnieju. Podniosłam głowę z miękkiej poduszki. Bliźniaczka siedziała na łóżku, obejmując ramionami kolana, a po jej policzkach spływały łzy. Wstałam i uśmiechnęłam się do niej.
Wzięłam z szafy dżinsowe rurki, biały top, gruby, rozpinany zielony sweter i malinowe trampki. Rzuciłam rzeczy pod nogi przyjaciółce, a ta na mnie spojrzała z opuchniętymi oczami.
- Przecież wiesz, że da sobie radę.- wyszeptałam.
- A co jeśli nie ? Pierwsze zadanie to smoki ! On nie zna tylu zaklęć !
- Ej ! Ty i twój brat jak niemowlaki daliście radę Sama-Wiesz-Komu, to nie gadaj, że byle smok da mu w kość.
- Ale...
- Nie gadaj już tyle, tylko idź do łazienki.
Dziewczyna posłusznie poszła do łazienki. Usiadłam na łóżku i zakryłam twarz dłońmi. Martwię się o Harrego, ale sama nie rozumiem dlaczego bardziej obawiam się, że coś się stanie Cedric'owi. Samo moje zachowanie, podczas kiedy Czara go wylosowała, było dziwne. Nie rozumiem dlaczego, chciałam się rzucić przed niego, zatrzymać, powiedzieć, że tam mu grozi utratą życia.
Pokręciłam z niedowierzaniem głową i chwyciłam z szafy błękitną, grubą bluzę, szare rurki i niebieskie trampki. Szybko pobiegłam do łazienki wspólnej, całe szczęście, że jest pusta.
Zablokowałam drzwi i wzięłam gorący prysznic. Ubrałam się, czarne jak węgiel, włosy ułożyłam w loki, a na twarz nałożyłam lekką warstwę pudru. Uśmiechnęłam się do swojego odbicia i zbiegłam do naszego dormitorium.
- Chodź ruda !- krzyknęłam do Mai.
- Nie pomyliło ci się coś ?
- Nie ! Od dzisiaj jesteś ruda, a teraz idziemy na śniadanie.
Chwyciłam ją pod ramię i zaprowadziłam do jadalni. Przy stole Gryfonów siedzieli już Ron, bliźniacy i Harry. Przyjaciółka podbiegła do swojego brata i rzuciła mu się na szyję. Wolnym krokiem ruszyłam w stronę Weasleyów, ale przy tym cały czas uważnie lustrując stół Puchonów. Siedział przy nim, cały blady, z nieprzytomnym spojrzeniem, a ręce lekko mu drżały. Westchnęłam głośno i usiadłam obok Rona. Uśmiechnął się do mnie, na co ja mu odpowiedziałam tym samym.
- Pamiętaj, trzymaj się rad Moody'ego i uważaj na siebie.- dosłyszałam słowa błękitnookiej.
- Pamiętam i nie przejmuj się już tak.- powiedział Harry i otulił siostrę ramieniem.
Po półtorej godzinie wszyscy szliśmy już w stronę areny. Razem z dziewczynami, bliźniakami i Ronem usiedliśmy w trzecim rzędzie, aby widzieć wszystko jak najlepiej.
Był już Krum, Fleur i teraz... Cedric. Wstrzymałam oddech i przyglądałam się jak chłopak staje w kamiennej grocie, a w ręce trzyma różdżkę. Smok od razu się na niego rzuca z rozdziawioną paszczą.
Cedrc zaczął uciekać.
-Impedimenta !- krzyknął, a płomień zamiast pojawić się w ciągu pięciu minut, wyłonił się dopiero po minucie.- Obscuro !
Teraz oczy smoka zaczęły przeplatać czarne wstążki.
-Conjunctivitis!
I już ! Zdobył złote jajo ! Udało mu się ! Zaczęłam skakać jak głupia i uwiesiłam się Ginny na szyję.
***
W udawaniu, że się nie widzimy, jesteśmy mistrzami. Do Balu Bożonarodzeniowego zostało raptem pięć dni. Zeszłam z podręcznikiem od zaklęć do salonu Gryfonów i usiadłam wygodnie w fotelu. Nie mam partnera na bal, a może to i lepiej ? Posiedzę sobie w dormitorium i poczytam. Usłyszałam chrząknięcie. Odwróciłam się i zobaczyłam Rona. Stał zaróżowiony, z oczami wlepionymi w podłogę.
- Hej Ron. Co słychać ?- zapytałam.
- No bo ten... No bal... słyszałem... że nie masz... z ten no...- zaczął się jąkać, wziął głęboki wdech i spojrzał mi w oczy.- Och no. Chciałem się spytać czy nie masz ochoty pójść ze mną na bal ?
No i diabli wzięli moje wieczorne czytanie. Zamurowało mnie.
- Jasne, ale po przyjacielsku, prawda ?
- No pewnie, że tak i dzięki.
***
Najgorsza z życiowych ról- mieć na ustach uśmiech, a w sercu ból... W pięknej czerwonej, do kostek sukni stałam przed lustrem i przyglądałam się w lustrze. Włosy związane w ciasnego koka, z którego wypada parę kręconych kosmyków. Twarz lekko wymalowana.
Usłyszałam szczęk zamka, a z łazienki w błękitnej, do kolan, bez ramiączek, falbankowej sukience wyszła Maja, zakładając na lewą stopę srebrnego pantofelka.
- Czemu musi być już tak późno ?- warknęła i machnęła różdżką na swoje włosy, które ułożyły się w lśniące i lekko opadające loki.
- Pieprzysz, chodź bo się spóźnimy.
Ruszyłyśmy korytarzami Hogwartu i śmiałyśmy się w najlepsze. Przy schodach stali Ginny i Harry, którzy razem się wybrali na bal. George z szelmowskim uśmiechem, patrząc na Maję i Ron, który się do mnie uśmiechnął.
Złapał moją dłoń.
- Wyglądasz, naprawdę ślicznie.- zaśmiał się.
- Dziękuję.
- Przepraszam, ale sądziłem, że tak właśnie należy powiedzieć.- zawstydził się.
- A mi się to bardzo podobało.
Weszliśmy do pięknie przystrojonej Wielkiej Sali i stanęliśmy obok Angeliny i Freda. Muzyka zaczęła grać, a Maja zaczęłam obijać biodrem o moje. Uśmiechnęłam się i zaczęłam wyczekiwać.
Weszli. Na początku Fleur z jakimś starszym Krukonem, Wiktor z... z Hermioną ?!
- Ron uszczypnij mnie, ale czy to nie jest nasza Miona ?- zapytałam.
- Nie... to niemożliwe.- burknął.
- A jednak...
Teraz wszedł z Cedric trzymając pod ramię Cho. Poczułam jakieś ukłucie, tak gdzieś głęboko. Opanuj się dziewczyno. On nigdy by na ciebie nie spojrzał jak na kogoś ważniejszego niż przyjaciółka, jego przyjaciółki. Boże, to nawet brzmi beznadziejnie.
***
Jestem dla ciebie, nie ma cię dla mnie. - Marta !- usłyszałam znany sobie głos.
Znowu siedziałam w szarym dresie, na wielkim kamieniu, przy jeziorze, niedaleko statku Durmstrangu. Odwróciłam się i spojrzałam na dwie wysokie sylwetki idące w moją stronę. Jedną rozpoznałam po burzy płomiennorudych włosów, a drugą po żółto-czarnym dresie z wielką trójką na piersi. George i Cedric.
- Czego Weasley ?- warknęłam.
- Nie wiesz, gdzie jest Maja ?- zapytali oboje.
- Nie, nie było jej w dormitorium.
- Tyle to sam wiem.- mruknął.
- Daj spokój, może pomaga Harremu ?
- On też nie wie, gdzie jest.
- Przecież się znajdzie. Rany George, to że jesteście razem, nie znaczy, że jesteście swoimi niańkami.- westchnęłam i pobiegłam do zamku.
Warto w życiu robić coś co trwa dłużej niż samo życie. Warto kochać.
Po dwugodzinnej rozmowie z Ginny, gdzie też mogły się podziać się nasze współlokatorki ruszyłyśmy nad jezioro, gdzie właśnie tam miało odbyć się drugi zadanie Turnieju. Razem z Weasleyami usiedliśmy w pierwszym rzędzie. Widziałam przygotowujących się uczestników.
Harry rozglądający się dookoła, Cedric przyglądał się tafli wody, Krum się rozglądał, a Fleur właśnie zdejmowała szlafrok.
Gwizd ! Pierwszy wskoczył Krum, za nim Delacour, Cedric i Harry. Zapadło milczenie, a po chwili niczym delfin z wody wyskoczył bliznowaty.
Znowu powtarzająca się salwa śmiechu i oklasków.
Chwyciłam rudą za rękę i wlepiłyśmy spojrzenie w głębiny jeziora.
Może po dwudziestu minutach z wody wynurzyła się uczennica francuskiej szkoły magii i czarodziejstwa. Wyciągnęli ją, nogi miała całe poranione, twarz opuchniętą, a sama cała się dygotała.
Wzięłam głęboki wdech, a Ginny się aż wzdrygnęła, Fred patrzył się pustym spojrzeniem gdzieś w przestrzeń, George włożył ręce do kieszeni od dżinsów i rozglądał się po całej arenie i trybunach. A Ron, Ron opierał się o barierę i obserwował przebieg zdarzeń.
Wiwat ludzi, okrzyki, śmiechy. Popatrzyłam na wodę, na samym środku powierzchni wypłynęli Cedrci i Cho. Znowu to dziwne ukłucie w głębi.
Wystrzał, a gdzieś koło pomostu wynurzyła się Hermiona i wracający do normalnej postaci Wiktor Krum. Ginny trochę zelżyła z uścisku na moją dłoń, ale po chwili zaczęła na powrót wbijać paznokcie w moją skórę.
Przecież Harry się jeszcze nie wynurzył...
Nie było wystrzału, ale ktoś wypłynął z wody. Prawdopodobnie Maja, bo George rzucił się biegiem na pomost. Przy bliźniaczce była jakaś mała blondyneczka, ale po okularniku, ani śladu.
Rudy pomógł wyjść Gryfonce z wody i mocno ją przytulił. Uśmiechnęłam się i odruchowo spojrzałam na Puchona. Huk ! I z tafli wody wyłonił się Harry.
***
Jeśli nieszczęścia chodzą parami, chwyć mnie za rękę i chodźmy stąd już, proszę.
Siedziałam w bibliotece wertując stronice przewodnika o eliksirach. Potrzebowałam wiadomości na temat eliksiru spokojnego snu. Powoli skrobiąc coś piórem po pergaminie, usłyszałam jak ktoś siada naprzeciwko mnie. Podniosłam oczy i ujrzałam uśmiechającego się Puchona.
- Mogę się dosiąść ?- zapytał melodyjnym głosem.
- Pewnie.- uśmiechnęłam się i wróciłam do wypracowania.
Serce, aż mi kołatało i miałam tylko nadzieję, że on tego nie usłyszy. Chciałam, żeby to trwało wiecznie.
- Wypracowanie do Snape'a ?- spytał.
- Tak.
- A o czym ?
- O eliksirze spokojnego snu.- znowu podniosłam oczy i spojrzałam w jego piwne.
- No to naprawdę trudny materiał.
- A ty ? Czego się uczysz ?
- A paru zaklęć, wiesz trzeba się przygotować do ostatniego zadania.
Odwracam wzrok, bo to spojrzenie mnie razi.
- Mnie to mówisz ? Maja cały czas przesiaduje z Harrym.- powiedziałam, znowu patrząc się na swój esej.
***
Będę cię kochać, choćby miał się walić świat.
- Ostatnie zadanie Turnieju Trójmagicznego !- rozległ się głos Dumbledore'a.
Z uśmiechem na ustach usiadłam razem z przyjaciółmi na trybunach. Dzisiejsza arena to wielki krzaczasty labirynt postawiony na boisku od quidditcha. Maja już uwierzyła, że jej bliźniak da sobie radę i nic mu się nie stanie, a teraz Wszyscy razem byliśmy pogrążeni w w rozmowie, komu uda się wygrać.
- Jako pierwsi wejdą pan Potter wraz z Panem Diggory'm, ponieważ oni zdobyli największą liczbę punktów podczas dwóch ostatnich zada.- oznajmił dyrektor.
I tak wystartowali. Weszli do tunelu, a krzaki od razu oddzielili ich od wyjścia. Potem wszedł Wiktor Krum, a na końcu Fleur Delacour.
- I jak myślisz, kto wygra ?- zapytał Fred.
- No wiadomo, że Harry.- zaśmiałam się.
- Ale Cedric też ma duże szanse.
- No pewnie, ważne, że Hogwart !
I kolejne ukłucie. Wystrzał czerwonych iskier. Wyprowadzili Fleur Delacour, a zaraz za nią nieprzytomnego Kruma. Teraz to już rozstrzygnięcie. Spojrzałam w dół. Pod nami siedział jakiś dziwny, stary dziad. Zmarszczyłam brwi, ale moją uwagę przykuł labirynt.
Promień o błękitnym odcieniu, który wystrzelił z środka areny. Mężczyzna w jasnym płaszczu złapał Maję z kostkę i po chwili już ich nie było. Rozejrzałam się, może to jakiś głupi żart ? Diggory wybiegł z tunelu, cały zakrwawiony, ledwie co żywy i zaczął rozmawiać z Dumbledorem.
Zniknął. Harry zniknął. Jak tylko to powiedział dyrektor myślałam, że padnę. Oboje zniknęli. Złapałam Mionę za rękę i pobiegłyśmy do Albusa.
- Ona też zniknęła.- wysapałam.
- Ona ?
- Maja.
Wytrzeszczył oczy i zaczął coś innym tłumaczyć. Nie usłyszałam ani słowa, bo przyglądałam się poranionemu Cedric'owi.
***
Wiesz jak trudno iść do przodu zostawiając najważniejsze w tyle ? ...chcemy panią poinformować, że od dzisiaj pani prawowitym opiekunem staje się pański ojciec, Syriusz Black. Życzymy udanego roku w Hogwarcie.
Z poważaniem
Korneliusz Knot.
Popatrzyłam niepewnie po dziadkach i pobiegłam do góry. A więc to prawda. Ten medalion nie kłamie... Poszperałam w szufladzie i wyciągnęłam z niego złoty łańcuszek. A jeśli on nie kłamie, to za parę miesięcy mogę stać się najszczęśliwszą dziewczyną na świecie.
***
Kiedyś się do ciebie mocno przytulę, uśmiechnę i powiem "Było warto".Wyszłam z przedziału. Pierwszy września, dziś rozpoczynamy nowy rok w Hogwarcie.
Oparłam się o ścianę i spojrzałam przez okno. W dłoni okręcałam swoją różdżką, a w drugiej trzymałam złoty łańcuszek.
- Nie to już koniec. Wiesz ona jest strasznie zazdrosna.- usłyszałam głos Diggory'ego.
- No, no. A ty się jej dziwisz ?- zaśmiała się Potterowa.
- Może i nie.- uśmiechnął się łobuzersko.- Ale wiem, że jeszcze znajdę kogoś, kto będzie mi ufał, a miłość nie rozplącze nas ze swoich sideł, aż po wieki.
Czyli to już koniec. Czyli mogę zacząć. Mój medalion ma rację. Tak długo potrzebowałam czyjejś rady, a okazało się, że ona zawsze wisiała na mojej szyi. A teraz ja zaczynam próbować. No bo co mi szkodzi ? Jeśli nie spróbuję, nigdy się nie dowiem, czy było warto.
~*~
- Marta ! Marta ! A ty co na księżyc się deportowałaś ?- usłyszałam głos przyjaciółki.Zamrugałam parę razu i zorientowała się, że znów jestem w Wielkiej Sali. Na moim talerzu nadal leżała zapiekanka, w dłoni trzymałam widelec. Słyszę gwar uczniów zbierających się na kolację i zapach potraw. Pokręciłam głową, ale moim przyjaciołom to nie wystarczyło.
Dotknęłam zimnego łańcuszka na mojej szyi i uśmiechnęłam się.
- Zamyśliłam się.- odparłam.
- A o czym kochanie ?- odezwał się Puchon, a ja spojrzałam w jego piwne oczy.
- O tym jakie mam szczęście, trafiając właśnie na ciebie.
Cedric uśmiechnął się szelmowsko i objął mnie w tali.
Jeśli lecieć- to do słońca.
Jeśli marzyć- to do końca.
Gdy całować- to serdecznie.
A gdy kochać- to już wiecznie.
________________________________
I jak się wam podobało ? Może być, czy nie powinnam się za takiego rodzaju rzeczy brać ?
Czekam na wasze komentarze i życzę wam wesołych świąt kochani *.*
I chcę jeszcze wam podziękować za ponad 6700 wyświetleń, jesteście wspaniali <3
~Hermionija.